2974 BBY,
Coruscant
Coruscant. Jedno z największych megalopolis. Stolica Republiki oraz całej Galaktyki. Miejsce zamieszkania stałego lub tymczasowego nie milionów ani nawet miliardów a biliona mieszkańców żyjących na ponad czterech tysiącach poziomów *. Światło dzienne docierało jedynie do najwyższych poziomów - domów elit.
Niższe zarezerwowane były dla biedniejszych obywateli. Najubożsi od lat nie widzieli słońca. Tam też, w ciemnościach rozświetlanych sztucznym światłem toczyło się brudne, niebezpieczne życie znajdujące się daleko poza granicami prawa. Na najniższych poziomach nikt nie pilnował jego przestrzegania. Kwitł czarny rynek. Broń, przyprawy, narządy, zabójcy. Czegokolwiek dusza zapragnie, a ciało dysponować będzie wystarczającą ilością kredytów. Niezależnie od pory dnia. Umownego dnia.
Bezpieczeństwo wzrastało wprost proporcjonalnie do wysokości. Do ilości padającego na twarz światła umacniającego prawo. Były jednak dzielnice, w których nawet stróże prawa patrolujący najwyższe poziomy nie były wystarczająco odstraszający dla przestępców. Wynajmowali oni opuszczone budynki dzielnicy przemysłowej, zatrute toksycznymi chemikaliami do tego stopnia, iż niemożliwe było ich zaadaptowanie do celów mieszkalnych.
Takich miejsc było jednak niewiele. Trend przenoszenia tego typu firm na inne planety trwał, jednakże wciąż, pomimo rosnących opłat, wiele przedsiębiorstw decydowało się na pozostanie.
Dzielnicą leżącą na przeciwnym biegunie skali zagrożenia była dzielnica senacka, gdzie mieścił się Senat Republiki oraz apartamenty najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi. Z najwyższych pięter rozciągał się widok na imponującą panoramę miasta. Niezależnie od pozycji słońca na niebie, ponieważ Coruscant nigdy nie zasypiało. Niezależnie od poziomu. W każdej chwili po trasach powietrznych przemykały autonomiczne pojazdy repulsorowe. Wielokrotnie można było dostrzec pojedyncze punkty odłączające się od różnokolorowej, sunącej masy. Tylko one mogły zbaczać z tras powietrznych. O każdej godzinie można było znaleźć lokale tętniące życiem.
Pomimo wyraźnego dystansu, niezależnie od definicji tego pojęcia, dzielącego mieszkańców najniższych i najwyższych poziomów, mieli oni także cechy wspólne. Każdy czegoś potrzebował i każdy był gotów zapłacić, by to dostać.
Dlatego łowcy nagród jeśli zechcieli, nie musieli nigdy wyściubiać nosa poza Stolicę. Wystarczyło tylko być na bieżąco ze zleceniami, jeśli potrzebowało się pieniędzy.
Tym razem zlecenie pochodziło od Joonha Pathana mieszkającego nieopodal obrzeży dzielnicy senackiej. Nagroda była jednak niewielka jak na zleceniodawcę pochodzącego z wyższych sfer. Wynosiło pięć tysięcy kredytów.
* Według "Star Wars Complete Locations" poziomów było 5127. Sądzę jednak, że jest to stan na lata po bitwie o Yavin (ABY), nie przed bitwą (BBY). Szczególnie nie powinna ta informacja dotyczyć Starej Republiki.