Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2010, 16:21   #1
 
Jendker's Avatar
 
Reputacja: 1 Jendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputacjęJendker ma wspaniałą reputację
[Warhammer 2ed] Na szlaku Białych Blizn

Na szlaku Białych Blizn




Natura wybrała sobie naprawdę niemiły sposób męczenia. Niemiłosierny żar wyciskał ostatnie krople potu z każdego, kto tylko odważył się wyjść przed oblicze Słońca. W tym momencie, w okolicach Bisendorfu było ich całkiem sporo. Na polanie, opodal miasta, rozbity był obóz najemników. Ludzie krzątali się jak mrówki. Część sprawdzała wozy, inni poili konie, jeszcze inni reperowali zbroje. Była też grupka ludzi, niektórzy znudzeni życiem, inni zmuszeni do zmiany zawodu, jeszcze inni miel inne, ciemniejsze powody. Zebrali się w jednym celu. Chcieli zarobić trochę złota na przelewaniu krwi. Niewielu zwracało uwagę na krasnoluda, siedzącego na stercie pakunków, załadowanych na wóz.. Piwne oczy powoli przesuwały się po głowach tych którzy czekali w kolejce do zapisu. Osobniki nie nadające się do fachu były odsiewane przez jego ludzi. On sam mógł się więc zająć wyławianiem perełek. A tych było kilka. Wyszczerzył żółte zęby. Tak, było tu kilka nie oszlifowanych diamentów.


Edith

Dostanie się do Bisendorfu nie było zbyt trudne. Szlaki rzeczne umożliwiały szybki transport, a samo miasto leżało obok rzeki Stir, jednego z większych i ważniejszych. Nie trudnym okazało się odnalezienie Kompani najemnej Białych Blizn. Jak trudno może być odnaleźć prawie dwie setki facetów, klnących jeden na drugiego, śmierdzących od potu i robiących zamieszanie na kilka mil. Poważnym problemem okazało się znalezienie jednej kobiety. Drobna dziewczyna siedziała na trawie obok jednego z namiotów. Jej nogi odmawiały posłuszeństwa, po godzinach podróży i poszukiwaniach na tym śmietnisku, które niektórzy zwali obozem. W rękach trzymała zalakowana kopertę, wiadomość dla jej nowego mistrza. W tym momencie pomiędzy namiotami zdało się zobaczyć kawałek fioletowo czarnej szaty. Młoda adeptka próbował wstać ale nie dawała rady.
-PANI DE LA MORT!!!- Wrzasnęła w ostatnim zrywie nadziei dla swoich mięśni.
Szata jednak zniknęła za namiotem, by chwilę później w obłoku fioletowego dymu pojawić się przed nią w całej okazałości. Odzienie wyglądało bardzo prosto, długa, aksamitna czarna tunika obwiązana szeroką szarfą w tali oraz fioletowy płaszcz z jedwabiu z długim szalem. Przez ramię zwisała dosyć osobliwa ozdoba, sznur z ludzkimi kośćmi i jedną klepsydrą. Dzieło wieńczyła burza kruczoczarnych włosów i dwoje oczu koloru ametystu. Oczu strasznych. Pod ich spojrzeniem mało kto potrafił zachować odwagę. Chciała coś powiedzieć, lecz zauważyła kopertę, teraz nerwowo gniecioną przez osłupiała dziewczynę. Wzięła ją i przeczytała. Przyjrzała się raz jeszcze, lecz tym razem wzrok nie był zimny. Czerwone usta uśmiechnęły się.
-Więc to tak. Nikt od dawna nie zwracał się do mnie tak oficjalnie. Nie mam teraz czasu. Muszę załatwić pewne sprawy z kapitanem. Posłuchaj, poszukasz teraz podporucznika Czuba, znaczy się Torika, i powiesz mu, że przysyła cię Promyczek. Porozmawiamy wieczorem, przyjdziesz do mojego namiotu, o ten z symbolem róży.

Gottri

Zamieszanie było spore, mimo tak niewielkiej grupy ludzi. Niecała piędziesiątka robiła raban za całą setkę. Najemnicy sprawdzali czy ochotnicy się nadają. Praktycznie połowa odpadała w przedbiegach. Wszystkie zapite menele odsyłali z kwitkiem, a jeżeli próbowali coś dodać, dostawali kopa w zad na rozpęd. Jednak krasnoluda nie sprawdzali. Nie za bardzo było wiadomo czy to przez wielowiekową tradycję jaką kultywował niski lud, czy może poszczerbiony topór dwuręczny przekonał ich o zbyteczności tego testu. Fakt faktem, wystarczył tylko podpis. Gladiator wciągnął w płuca powietrze. Pachniało nową przyszłością. Był to zapach gnoju, krwi i stali. Ale mimo wszystko podobał mu się.

Rannalt

Straż chyba jednak nie do końca chciała dać spokój w sprawie z karczmą. Psy węszyły aż pod samym obozem. Aż dziw bierze, że byli tak wściekli za jedna burdę. Coś się mogło stać już po ewakuacji z lokalu. Elegant jednak nie zwracał uwagi. Jeden mały podpis dzielił go od nowej prac. To nie było może to co lubił, ale ta praca miała również swoje korzyści. Na przykład że liczba strażników miejskich w sumie z garnizonem miasta równała się liczebnością nowych kamratów. To znacznie lepiej niż gdyby miał być sam.
Łysawy człowiek przyglądał mu się. Bródka przystrzyżona w idealny szpic, i bardzo schludna czerń ubrania.
-Umiesz walczyć? Czy może ten miecz u pasa jest tylko na pokaz?- Przebijał go wzrokiem, szukając jakiej kolwiek oznaki blefu. Ochotnik tylko się uśmiechnął. Dobył miecz i zakręcił nim w powietrzu, tak jak to kiedyś podpatrzył u jednego rzezimieszka. Niespodziewanie, gdy ręka była w tyle, poczuł udrzenie. Obejrzał się. Drugi z najemników najprawdopodobniej miał go właśnie przetestować. Teraz ich miecze krzyżowały się w powietrzu.
-Nieźle, albo masz niesamowite umiejętności, albo cholernego farta. A Czub takich lubi. Witamy w Białych Bliznach.- Łysy podsunął mu kratkę. Niewielki x obok nazwiska przypieczętował przyszłość.

Shimko

Podróż na piechotę przez lasy nie jest dobrym pomysłem, szczególnie dla kogoś, kto nie za bardzo zna się na przetrwaniu takich warunkach. Nie było to jednak wielkim ciężarem dla kogoś kto tyle przeszedł. Jednak nawet teraz wielkolud wyglądał źle. Schudł jeszcze bardziej. teraz siedział opart o wóz. I w zamian za łyk zimnego piwa opowiadał jak udało mu się tego dokonać. Nie wiedział kto go pyta, i nie obchodziło go to. Liczyło się teraz tylko zimy napój który orzeźwiał jego gardło. A słuchacz nie był zbyt wymagający, nie pytał tylko ciągle potakiwał. Spróbował mu się przyjżeć, ale słońce skutecznie skrywało jego sylwetkę w swych promieniach.
-Nieźle, taki kawał a ty wciąż żyjesz. Przejść przez te lasy. Trza być twardym. Przez ostatnie trzy tygodnie wyżynaliśmy tu zbrojne stada. Niewiele mówisz. To dobra cecha. Żołnierz powinien wykonywać rozkazy a nie je kwestionować, psia mać. Widzisz, niektóre ludziska maja taki problem że za dużo gadają, za mało robią. A gadać można przy ognisku, po robocie. Twardy jesteś, nadajesz się.- Chropowaty głos musiał należeć do krasnoluda.
-Słyszysz Igła? Ten się nadaje.
Człowiek który prowadził zapisy popatrzył w ich stronę i machnął ręką na znak, że usłyszał

Rudiger
Średniego wzrostu brunet właśnie gotował się stojąc w kolejce. Nie lubił pełnego słońca, zwykle o takiej porze odsypiał. A jego strój wcale mu nie pomagał. Ubrać się na ciemno. Kiepski pomysł w samym środku dnia. No chyba że chce ie wygłupić. Kilku pijaków w kolejce przednim zaczynał się o coś kłócić. leciały obelgi, a on zaczynał tracić już cierpliwość. Oni najwyraźniej też bo przeszli do rękoczynów. Mało się nie wywrócił gdy wpadł na niego popchnięt moczymorda. Przeturlał się zwinnie przez ramię, by wylądować poza zamykającym się właśnie kręgiem kibiców owej bójki. Wstał by zauważyć jak dwa draby obok stołu zapisowego wskazywały na niego palcem. Łysy człowiek pokiwał głową i gestem kazał mu podejść. Draby tymczasem poszły pogonić pijaków. Prowadzący zapisy bawił się swoja bródką która była idealnym szpicem.
-Dobry jesteś. Całkiem zwinny. Jak się nazywasz?- Szare oczy nie przestawały się wpatrywać, jak gdyby szukały teraz czegoś ciekawego w duszy.
-Rudiger Hein.- Brunet odpowiedział spokojnie, starając się nie odwracać oczu. Jego rozmówca pokiwał głową, zamoczył pióro w atramencie i naskrobał coś na pergaminie. Potem znów odwrócił się do ochotnika i uśmiechnął się, odsłaniając rzędy białych zębów.
-Postaw krzyżyk obok imienia, o tu i witamy w drużynie.



Nowych ustawiono w trzy rzędy. Dwa po 10 osób i jeden złożony z czterech. Słońce chowało się już za drzewami i zaczynał panować przyjemny wieczorny chłód. Stali tak przed obozem i czekali na to co powie Ich nowy dowódca. Przypatrywała im się dość dziwna grupka. Wysoki, bladowłosy elf, z potworną blizną na kąciku ust. Kolejnym był człowiek, wysoki i umięśniony, z fryzurą ściętą na wojskowo. Stał z zaplecionymi rękami i mówił coś do drugiego. Ten natomiast miał bardzo ciemną cerę, niechybnie Tileańczyk. Ubrany był dużo lepiej,zgodnie z panująca obecnie modą, w płaszcz oficerski z bufiastymi rękawami, skórzane spodnie i buty do połowy łydki. Przy zdobionym pasie kołysał mu się rapier. Co jakiś czas przeczesywał do tyłu włosy, poprzetykane siwizna tu i ówdzie.No i krasnolud. Rude włosy uformowane w czub na głowie, skóra poryta po równo bliznami i tatuażami, na gołym torsie zwisał naszynik z czaszki zwierzoczłeka. Połatane spodnie utrzymywał ciężki i gruby pas. I on właśnie wystą pił przed szeregi.
-Słuchajta, bo bede mówił tylko raz. Właśnie staliście się członkami mojej drużyny. Jesteśmy oddziałem harcowników, dlatego nie bedzimy ćwiczyć z wami poruszania się we formacjach. Nie potrzebujecie tego.
Wasze namiot to te z namalowanymi toporami i kreskami obok nich, odpowiednio jedna, cztery i pięć kresek. Jesteście podzieleni na drużyny i w waszych namiotach czekają na was wasi sierżanci. Wytłumaczą wam wszystko. No oprócz drużyny piątej, bo ich jeszcze się kuruje i tymczasowo opowiadaja przed

mną. - Tu pokazał ręką na szereg złożony z czterech osób. Potem znów odwrócił się znów do wszystkich i kontynuował.
-To jest Kapitan kompani, Andres Iosopolis. - Wskazywał na mężczyznę z rapierem- Wszyscy poprzez mnie, podlegacie jemu. Kolejni to Markus Schmit, podchorąży ciężkiej piechoty, oraz podchorąży Cichy, którego imienia nikt nie zna. Jest dowódcą oddziału łuczników. Tylko te osoby, oraz wasi sierżanci mogą wam wydawać rozkazy. A teraz baczność,spocznij, rozejść się.


Namiot był przestronny. Spokojnie mogło w nim spać trzynaście osób lub jedynaście z wyposażeniem. Z odchylonej poły widać było pozostałe ustawione w okręgu wokół dużego ogniska. Podobnie było z każdym oddziałem. Wewnątrz znajdowały się pakunki i posłania złożone w koncie by nie zajmowały miejsca. Czwórka siedziała na ziemi i czekała. Po chwili, przez połę wkroczyła postać krasnoluda, lekko zachaczając o nią czubem. Za nim wkroczyła dziewczyna. Rozejżał się i zatarł ręce.
-Dobra, to tak. Wasz żołd będzie naliczany od jutra, i będzie wynosił 7 pęsów na dzień. Możecie wybierać, czy chcecie go dostawać co dwa tygodnie czy miesiąc. Jak kto nie ma broni to dostanie, ale widzę że wszyscy są raczej zaopatrzeni. Polecam jednak wziąć włócznie albo puklerze. Ratują dupsko nieraz. Zgłosicie sie po nie do Hansa, naszego rzemieślnika. To nasza złota raczka i potrafi zadowolić wszystkich oprócz swojej żony. Możecie odejść od służby kiedy nie jesteśmy na kontrakcie. W innym wypadku, będzie to dezercja, a dezerterów się wiesza. Nie polecam, przez tydzień boli szyja. Jutro z samego rana wyruszamy w kierunku gór krańca świata. Tam dostaniemy prawdziwe złoto za nasza robotę, więc żołd będzie lepszy. Jesteście teraz jedną drużyną, ale nie interesują mnie jakie świństwa żeście porobili do tej pory. Macie jakieś pytania??

 

Ostatnio edytowane przez Jendker : 16-11-2010 o 16:49.
Jendker jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172