Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-05-2013, 10:24   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Ravenloft]- "Uprowadzeni"

Mgła otulała galerę, niczym puchowa kołdra. W snujących się wokół eterycznych wyziewach nie było jednak nic ciepłego, ani budzącego pozytywne skojarzenia. Wokół unosił się przytłaczający odór zgnilizny i pleśni. I choć uprowadzeni spędzili już na kołyszącej się na falach zamglonego morza galerze kilkanaście godzin, to żaden z nich jeszcze nie zdołał przywyknąć do wszechobecnego fetoru.
Galera płynęła powoli, wręcz leniwie. Wysoki bębniarz wybijał ospały rytm, któremu odpowiadały miarowe uderzenia wioseł o fale.
Tempo to, wcale nie czyniło pracy, przykutych do wioseł mężczyzn i kobieta, lżejszej. Każdy ruch kosztował wiele wysiłku i sił.
Stojący pomiędzy ławami poganiacze metodycznie, co i raz uderzali batami, aby zniechęcić do markowania pracy.
Wszechobecna mgła i nieustający, monotonny szum fal i chlupot wioseł sprawiały, że ruch galery wydawał się całkowitą iluzją.
Stojący na dziobie przywódca bandy starał się dostrzec cokolwiek pośród szarego oparu. Można było pomyśleć, że i on czuje się zagubiony. Wprawne oko mogło jednak dostrzec, że to tylko pozory..
Lanthis, elf o wyjątkowo białej skórze, przywódca zdeformowanej bandy łowców niewolników, był bowiem doświadczonym magiem, który za pomocą klejnotu zawieszonego na jego szyi próbował wyznaczyć kurs galery.

Przez wiele dni podróży krajobraz niewiele się zmienił. Wszechobecna szarość, ciągła wilgoć, smród zgnilizny i całkowita iluzja ruchu. Nawet dzień od nocy, niewiele się różnił.
W końcu jednak na horyzoncie pośród snujących się oparów zamajaczył kształt niewielkiej wysepki. Nadzorcy uprowadzonych przywitali ten widok okrzykami radości i wychwalaniem swego przywódcy.
Lanthis, który dotychczas całą podróż spędził na dziobie, udał się rufę galery, gdzie mieściła się niewielka nadbudówka.
Nadzorcy widząc, że cel jest bliski zwiększyli tempo, jak i ilość razów jakie spadały na plecy niewolników.

Gdy galera przybiła do brzegu, oczom uprowadzonych ukazała się sporych rozmiarów przystań oraz znajdująca się tuż obok stocznia. Już z pokładu widzieli, że pracują w niej zakuci w łańcuchy przedstawiciele różnych ras.
Przywódca bandy zszedł na brzeg, jako pierwszy. Na powitanie wyszedł mu potężny ponad trzymetrowy stwór o zielonkawo-brązowej skórze. W dłoniach trzymał on okuty w żelazo kij, a pod pachą miał tabliczkę do pisania.
Lanthis wysłuchał jego raportu, po czym rozkazał rozładować więźniów i przeprowadzić selekcję.

Więźniowie zostali wyprowadzeni na brzeg i w rzędzie ustawieni przed olbrzymim ogrem. Wielkolud przechadzał się wzdłuż szeregu jeńców i uważnie obserwował. Smród skiśniętego mleka, jakim emanował stwór przyprawiał o mdłości.
- Jham jest Urghanthyn. Nahdzorca. Tho mhnie macie słuchać. Ja wydaje wam rozhkazy, a why macie słuchać. Jasne? - zapytał ogr dudniącym i niezwykle zachrypniętym głosem.
Odpowiedziały mu tylko nieliczne osoby i to cichymi głosami.
Ogr tupnął nogą w ziemię, a ta aż się zatrzęsła.
- Pytham, czy tho jasne?
- Tak jest - podpowiedział jeden ze zdeformowanych strażników.
- Tak jest - odkrzyknęli po chwili więźniowie.
- Tho dobrze - uspokoił się ogr - Theraz wyznaczę wham pracę.
Ogr ponownie przeszedł się wzdłuż szeregu jeńców i według własnego widzimisię przydzielał nowych niewolników do pracy. Wskazywał wielkim palcem i krzyczał:
- Kopalnia!
- Kuchnia!
- Kopalnia!
- Stocznia!
- Twierdza!
- Kopalnia!
Większość osób niezależnie, czy mieli do tego predyspozycje i odpowiednią krzepę, trafiało do kopalni i twierdzy. Nieliczni tylko zostali wyznaczeni do innych robót.

Wyspa na której wylądowali niewolnicy była niewielka. Większość terenów to skaliste równiny, pokryte nisko rosnąca trawą. Sam obóz znajdował się w pobliżu kamienistej plaży i z jednej strony otoczony był przez wysokie wzgórza, a z drugiej przez gęsty las. Na szczycie jednego ze wzgórz wznosiła się potężna, strzelista twierdza. Mimo niezwykłych rozmiarów była ona cały czas w rozbudowie i zatrudnieni tam niewolnicy wznosili kolejne kondygnacje, budowali nowe wieże i mury.
Niedaleko obozu znajdowała się kopalnia z której niewolnicy wydobywali materiał do budowy twierdzy. Był to niezwykle, twardy i czarny niczym noc, chropowaty kamień w który poprzetykany był licznymi złotymi żyłkami.
Po całej wyspie snuły się gęste pasma mgły, która wędrowała nieustannie, niczym żywy organizm.

Więźniowie po pierwszej selekcji zostali podzieleni na grupy i w asyście licznej straży odprowadzeni do obozu. Tam dokonano podziału ich na grupy. Zbierano po pięć, sześć osób i skuwano razem, jeden do drugiego. Miało to na celu utrudnić ucieczkę, która i tak na pierwszy rzut oka graniczyła z cudem. A po drugie było rodzajem zbiorowej odpowiedzialności, gdyż to grupa jako całość odpowiadała przed nadzorcą za wykonaną pracę i wszelkie przewinienia, czy uchybienia.
Valerodenn, Aeron i Paulus zostali dołączeni do dwójki starszych więźniów. Była to para, jakże egzotyczna i wyjątkowa. Los w postaci nadzorcy Urghanthyna połączył ich z niskim i szczupłym, choć dobrze umięśnionym kenderem imieniem Tarli oraz potężnym minotaurem Darugiem.

Miejsce, gdzie przetrzymywano więźniów nazywane było kamiennym bunkrem. Wykute w litej skale, stanowiło rodzaj rozległej piwniczki z mnóstwem małych cel.
Ta w której przebywali Darug i Tarli nie różniła się niczym od całej reszty. Prostokątne pomieszczenie o wymiarach dwa na trzy metry. Na nierównych chropowatych ścianach znajdowały się pokraczne rysunki, które ktoś wyrył z nudów. Podłoga wyłożona była słomą, a w kącie sali znajdowała się beczka na fekalia. W przeciwległym rogu urządzono prowizoryczną stołówkę. Tam bowiem zebrane były cynowe misy i kubki.
- Jestem Darug es-Tharath - przedstawił się minitaur basowym głosem.
- A to jest Tarli Skorek...
- Kamieniodłub lub Smętek, jeśli łaska - wtrącił kender, który wbrew temu co się zwykło mówić o tej rasie nie tryskał humorem i nie był zainteresowany nowymi gośćmi.
- A tak zapomniałem, że przybrałeś nowe imię.
- To nie ja je przybrałem, tylko ono samo mnie wybrało. Jak mogę być Skorkiem w tych okolicznościach. Jestem Kamienodłub Smętek i tyle - rzekł ze smutkiem Tarli.
- A wy jak się nazywacie? - zapytał Darug.

***
Tymczasem Amber, Lor’k’han i Alexander trafili do celi, gdzie przebywała trójka krasnoludów. Wszyscy oni mieli brody, choć o zgrozo, nie wszyscy byli mężczyznami. Na domiar złego okazało się, że łączą ich silne więzi rodzinne. Niski, krępy mężczyzna z rudą brodą i głową łysą, jak kolano nazywał się Ardal Rust i był głową rodziny. Jego żona Menni była kobietą nie tyle pulchną, co wręcz zwalistą. Na jej potężne ramiona spływały dwa długie warkocze rudych włosów. Twarz kobiety zdobiły wąsy przypominające świńską szczecinę i rzadka, pokręcona broda. Ich syn, imieniem Grimnir, był nad wyraz wątłym przedstawicielem swej rasy. Gdyby nie gęsta blond broda i kręcone kędziory na głowie można, by go było wziąć za gnoma, czy innego niziołka. Chłopak był ciężko ranny w lewą dłoń.Wyglądało na to, że coś ciężkiego pogruchotało mu kości. Krew lała się obficie, a w czasie zakuwania nowych więźniów cały czas słychać było jego ciche jęki.
Gdy łańcuchy były już sprawione, nadzorca odezwał się do najstarszego krasnoluda:
- Mmam nadzhieję, że thwój synalek będzie móghł juthro prhacować. Bo, jahk nie tho skończy w gharze, jahko potrawka.
Więźniowie zostali odprowadzenie, a drzwi celi szczelnie zamknięte.
Gdy tylko krasnoludzka rodzina i przykuci do niej nowi więźniowie zostali sami, Ardal zaczął krzyczeć.
- No na co czekasz babo? Zrób coś z tym swoim bękartem, bo przez niego wszyscy skończymy w garze. Nie dość, że żylaste chuchro nigdy nie umiał pracować, to teraz jeszcze przez niego nas zabiją. Niedojda jeden, parszywy bękart.
- I czego się drzesz capie. Czy to moja wina, że se łapę rozwalił. To twój syn, czy tego chcesz, czy nie.
- Nie denerwuj mnie kobieto przy obcych, bo nie ręczę za siebie. Mój syn? Mój syn? Blondyn? No żesz psia dupa!!
- Już ci tysiąc razy mówiłam! magiczny eliksir wypiłam i się blondyn urodził...
- Taaa! Eliksir? Chyba z kuśki jakiegoś blondasa!
Skulony pod ścianą chłopak spojrzał na nowych więźniów i z wyraźnym grymasem bólu na twarzy rzekł:
- Wybaczcie moim rodzicom. Oni tak zawsze. O mnie się nie martwcie. To tylko tak strasznie wygląda.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 05-06-2013 o 11:26.
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172