Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-08-2010, 17:37   #1
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
[GTA Storyteiling] Powrót do Great City

Sesja "z odzysku"


Obserwator

Queens, 17:11

Żółty Cabbie Victoria zatrzymał się na parkingu przed Terminalem lotniska La-Guardia w Queens. Przejazd przez miasto o tej porze nie należał do najłatwiejszych, ze względu na wzmożony ruch na ulicach, ale taksówkarz zdążył przed 17: 30, kiedy to Phillip mógłby jeszcze zdążyć na samolot. Szybko zapłacił, wziął torbę i ruszył do samolotu. Trwało to długo, gdyż odebrał (i zapłacił) po drodze za bilet w punkcie przewoźnika oraz zaliczył bez przeszkód po długim staniu w kolejce punkt kontroli. Przez chwilę patrzył, jak jego sportowa torba niknie za ścianą jadąc po szarej taśmie transportowej. Ruszył do Hali III, skąd wsiadł do samolotu linii United Airlines. Była godzina 17:45.

Równo o 18:00 Samolot zaczął kołować i chwilę potem Boeing 777 wystartował z pasa 13-31 do Great City. Po dziesięciu minutach załoga pozwoliła pasażerom odpiąć pasy i poinformowała, że lot będzie trwał półtorej godziny, a samolot leci z prędkością 902 km/h.

Phillip wziął do ręki pstrokatą ulotkę informacyjną o Great City z płytkiej kieszeni zamocowanej na fotelu przed nim i zaczął pobieżnie czytać. Jej treść znał na pamięć, głównie z lekcji historii ze szkoły:
"Miasto założone przez generała Jasona Wilburna w 1868 roku nad rzeką Great, prawa miejskie uzyskało prawie 30 lat później. W 1916 powstały plany budowy metra, lecz do realizacji tego pomysłu trzeba było poczekać jeszcze z 10 lat, kiedy otwarto linię 1 pod Śródmieściem. Teraz miasto jest obsługiwanych przez 9 linii metra po obu stronach rzeki, w tym 3 łączą oba brzegi, dwie pokonuj rzekę mostami (torowisko znajduje się pod jezdnią dla samochodów, a najnowsza (nr 9) pokonuje rzekę w tunelu ułożonym na dnie. Na początku XX wieku otwarto też pierwszą linię tramwajową. Obecnie tramwaj jeździ tylko na jednej, turystycznej trasie na lewym brzegu. Likwidacja tramwaju przypadła na lata 90’. W1931 roku doszło tutaj do jednej z najgłośniejszych strzelanin w kraju, 6 kwietnia zginęło 6 agentów biura federalnego oraz 15 członków mafii w potyczce koło 5 Alei, przy moście koło ratusza. – czytał Bully, nie zwracając uwagi na niektóre zdania - Dziś w tym miejscu stoi pomnik ku czci ofiar."
Tak… - Phillip uśmiechnął się pod nosem - pomnik ku czci poległych policjantów.
"8 lat później rozpoczęto budować lotnisko, najpierw jako wyłącznie wojskowe, pod koniec lat 40’ otwarto je także dla ruchu pasażerskiego. Obecnie lotnisko obsługuje krajowe połączenia ze wszelkich zakątków kraju + jedno zagraniczne z Montrealu. Od 1892 Great City ma połączenie kolejowe z Detroit oraz z Houston, a obecny dworzec kolejowy powstał w 1920 roku i istnieje do dziś jako Great City Central Station, lecz wśród mieszkańców funkcjonuje skrócona wersja Great Central. Po II wojnie światowej historia miasta jest nudna jak flaki z olejem, jedyną większą zmianą było wyburzenie wielu budynków na zachód od River Park i wybudowanie nowej dzielnicy, tzw. Financial. Wyburzenie starych budynków wywołało znacznej wielkości zamieszki, podsycane dodatkowo wojną w Wietnamie oraz ruchem hippisowskim, które aktywnie włączył się do manifestacji. Manifestacja w pewnym momencie przerodziła się w zamieszki, musiała interweniować prawie cała policja miejska (GCPD)."
Ale w ulotce nie było wszystkiego, nikt nie informował obcych, że miasto przeżywa kryzys. Kilka lat temu producent limuzyn Limo Company zamknął jedną ze swoich wytwórni, trafiło na tą w Great City. Mimo iż miasto było bezpieczne, był tutaj znaczny odsetek zabójstw, głównie w Candem, zachodniej dzielnicy miasta, zamieszkiwanej głównie przez czarnoskórych. Woda w rzece nie jest zbyt czysta, od kiedy 2002 roku firma chemiczna zatopiła na północ od miasta 154 beczki odpadów chemicznych, które w wyniku nieszczelności kilku beczek porządnie zatruły wodę. Pomimo upływu ośmiu lat woda nadal jest skażona, głównie na dnie. Z pozoru czysta, niebieska, przy dnie jest mętna i brązowa, jak zawiesina. I do tego jeszcze gangi miasta – Włoska mafia na lewobrzeżu i azjatycka Triada na prawobrzeżu. Każdy trzymał się swojej strony rzeki, ale dość wiele osób wiedziało, że trwa między nimi Czarna Zimna Wojna – ciągła rywalizacja oraz napięcie.

Ciekawe czy tak samo jest teraz - pomyśłał. Wiedział, że ostatnio odbyły się wybory i miasto ma nowego burmistrza, ale nie wiedział kogo. Widział go tylko raz w telewizji.

Philip "Bully" Danzig

Lot zapowiadał się jako krótka, lecz nienależąca do przyjemności podróż. Obok Phill’a rozsiadły się dwie azjatyckie nastolatki, roześmiane, rozgadane, opowiadały sobie o jakimś bardzo przystojnym Matthiew z ostatniej klasy. Makabra.

Rozmawiały głośno, stanowczo za głośno. Nie pomogło nawet mp3 i „Cold as Ice” w wykonaniu jednego z tych amerykańskich gang sta-raperów: „Bully” nigdy nie potrafił zapamiętać tych dziwacznych ksyw. Phillip odwrócił się w stronę nastolatek i zdjął słuchawki z uszu.

- Sorry, czy wy rozmawiać po angielska ? – Celowo parodiował niezgrabną wymowę tak charakterystyczną dla wielu azjatów. – Mogą mówić trochę ciszej ?

Obie spojrzały na niego urażone, choć w oczach tej mniejszej widział delikatny lęk zmieszany z zainteresowaniem. Danzig uśmiechnął się pod nosem- kolejna, która leci na Bad Boy’a. Na samca alfa, przewodnika stada.

Na faceta z jajami.

Zanotował w swojej głowie, żeby w miarę możliwości podejść do niej na lotnisku. Był kobieciarzem, niepoprawnym kobieciarzem i nie wstydził się tego. Ba, w swojej mentalności dużego, ale ciągle dziecka wierzył głęboko że lepszy jest ten, kto zaliczy więcej panienek, więc za punkt honoru postawił sobie przelecenie wszystkiego w swoim zasięgu, co ma długie nogi i fajne cycki.

Na razie jednak zamierzał się odprężyć. Kochał kobiety, alkohol i sporty walki, za to tylko lubił czytać. Ostatnio skończył historię wojen rzymskich w trzech tomach. Teraz był zły na samego siebie, że nie zabrał nic do przeczytania. Jedyne czym mógł się zająć to ulotka reklamowa o mieście, które było celem jego podróży. Podstawowe informacje, które przecież tak dobrze znał. W końcu w Great City się urodził. W Great city przeleciał pierwszą dziewczynę, dostał pierwszego kosza, pierwszy raz się bił, spił i zaćpał. Nie można też zapomnieć, że to tam zakończyła się jego dobrze zapowiadająca się kariera w banku.

Fakt, że ulotka nie zawierała wielu, o większej wartości informacji nie zdziwiła Phillip’a. Broszura ma reklamować, a nie odstraszać. Jej przesłanie brzmi „przybądź do Great City”, nie zaś „uciekaj jak najdalej od tego cholernego miasta!”.
Ostatecznie, czy przeciętny Mr. Smith czy Mr. Brown chce wiedzieć, co tak naprawdę się dzieje ? Nikogo nie obchodzi jeden z najwyższych wskaźników przestępczości z dużych miast USA, wszechobecna mafia, która nawet od marnej budki z hot-dogiem w parku pobiera haracz, czarni nienawidzący białych, włosi nienawidzący czarnych i żółci nienawidzący ich wszystkich razem wziętych.

Selekcja informacji to konieczność, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Taktyka stosowana przez każdą formę władzy, przez każdego polityka, na prezydencie stanów zaczynając, a na nowym burmistrzu great city kończąc. „Bully” nie znał go i widział może raz w telewizji, ale nie spodziewał się wiele. Ot, kolejny który zapewne dużo naobiecywał, a nie zrobi praktycznie nic.
I tak w kółko.

Azjatki ucichły, by po pięciu minutach ponownie zacząć ujadać. Słuchawki znowu powędrowały na uszy, a Phill próbował nie myśleć, zrelaksować się mimo wiadomości którą dostał parę godzin temu od matki.

Ale jak kurde, nie myśleć o czymś takim ? Co za dzień, co za cholerny dzień !

Obserwator

Obrzeża Małej Italii, Great City, 18:56

Mike zaparkował Sancheza przed budynkiem na rogu 5. i 8. ulicy. Zapukał w obdrapane, stalowe drzwi. Otworzył mu napakowany mężczyzna z pistoletem w ręce. Znali się.
- Prowadź do szefa – rzucił Mike. Był zdenerwowany.
- Drukarz jest przy maszynach – wachman wpuścił Mike’a i zamknął drzwi. Motocyklista ruszył do piwnic, gdzie w znacznym pomieszczeniu stały dwie maszyny offsetowe, na których Drukarz drukował swoje dolary. Maszyn doglądało 5 ludzi, a sam szef stał w rogu, i przy świetle żarówki czytał „Streets” – lokalny tygodnik.
-Mamy kłopoty – zaczął Mike.
-Co się stało?
-Triada zaatakowała, najpewniej niedługo do nas dotrze. 3 godziny temu zastrzelili starego Danziga.
Drukarz rozejrzał się i ruszył schodami na górę.
-Choć ze mną, tutaj ściany mają uszy – szef wolał nie wtajemniczać pracowników w szczegóły swoich interesów.
Dotarli do biura na piętrze. 2 duże okna dawały doskonały widok na ulicę, przy której Mike zaparkował swój motor. Usiedli, Drukarz za biurkiem, Mike na kanapie pod ścianą. Na biurku piętrzył się stos starych gazet, głównie tygodniki „Streets”.
- Skąd to wiesz?- zaczął szef.
- Od Malcolma, miał sprawę na tym osiedlu na południe od Levington. Mówił że cała ulica przy której mieszkał Danzig była zablokowana przez policję i karetkę. Więc Malcolm zawrócił, miał bagażnik pełen różnych fantów i kiedy zawracał to widział jak z domu sanitariusze wynoszą podłużny, czarny worek.
-Może to jego żona?
-Raczej nie, Malcolm wspominał, że po tym jak załadowali zwłoki w dzwiach domu ukazała się rycząca kobieta...

Gdzieś nad Appalachami, 19:02

Azjatki nadal szczebiotały, tym razem jednak porównywały sobie długości swoich tipsów na paznokciach, we wściekłych kolorach, które znajdują zastosowanie w tuszach do zakreślaczy. I lakierach do paznokci. Po chwili wybuchnęły śmiechem. Prawie wszyscy pasażerowie Odłożyli książki, gazety i zdjęli słuchawki z uszu. Dziewczyny chyba zrozumiały swój błąd, gdyż momentalnie zamilkły.
Zapanowała niezręczna cisza. Phillip nie musiał zdejmowac słuchawek, siedział zbyt blisko a poza tym wiedział kto się tak zaśmiał. Nawet kolejny gangsta-raperski utwór „Ante up” nie zagłuszył wybuchu humoru Azjatek.
-Drodzy pasażerowie – zaczęła stewardessa, najpewniej w celu odwrócenia uwagi od Azjatek – przelatujemy właśnie nad doliną Tennessee.
Kilku pasażerów wyjrzało przez okna, Phillip zaśmiał się pod nosem. Zobaczycie naprawdę wiele z tej wysokości i przez warstwę chmur.

20 minut później załoga kazała zapiąć pasy, ponieważ samolot będzie lądował. Wszyscy wykonali polecenie, stewardesy poszły gdzieś na tył pokładu. Dziewczyny obok wciąż milczały.

Lotnisko w Great City 19:40

Samolot wylądował bez problemów i na samym końcu stanął prawie na skraju lotniska, przy 3. terminalu. Pilot wyłączył silniki, przez mikrofon pozwolił odpiąć pasy. Na korytarzu zrobił się korek, stewardessy stały wciśnięte w róg przy drzwiach, a pokład pustoszał. Azjatki wysiadły prawie na samym końcu, „Bully” zrobił to samo, nie chcąc przegapić okazji.
Odbiór bagażu trwał krótko, Phillip miał małe trudności ze znalezieniem dziewczyn w tłumie. W końcu je znalazł:
-Cześć, widzę że jesteście trochę zagubione – do tego dołożył uśmiech „cieszcie się że mam dla was trochę czasu".
Obie dziewczyny uśmiechnęły się, a Phillip poczuł na sobie wzrok trzeciej osoby.
- Zjeżdżaj – usłyszał za uchem.
Odwrócił się, za nim stał wysoki Azjata w garniturze, który po chwili odszedł wraz z dziewczynami na parking.
Oj

Philip "Bully" Danzig

Odebrał swoją sportową torbę i ruszył na poszukiwanie dwóch dziewczyn.

No mała, gdzie się ukrywasz, wpadłaś wujkowi Phill’owi w oko.

Wreszcie dostrzegł je, stojące wśród tłumu
- Cześć, widzę że jesteście trochę zagubione – bo rzeczywiście, ich miny były mocno niepewne. Jakby na kogoś czekały.
- Zjeżdżaj – usłyszał za plecami. Nadal z uśmiechem, który jednak szybko zamienił się w pogardliwy grymas obrócił się na pięcie, by stanąć twarzą w twarz z tym który wypowiedział te słowa.

Przed nim stanął wysoki, postawny „żółtek” w garniturze.

Chińczyk, Japończyk, kto by ich tam odróżnił !

„Bully” miał coś powiedzieć, jednak w ostatniej chwili ugryzł się w język ( dosłownie i w przenośni) i to tak że aż jęknął cicho z bólu.
Cóż, nie ta to następna.

Rozejrzał się dookoła i zobaczył tłum zombi, ludzi, na których twarzach wymalowana była frustracja i niechęć, niezadowolenie ze swojego życia.
O dziwo Bull’yemu poprawiło to humor.

Pojebany ze mnie skurwiel.

Phillip ruszył do drzwi, po drodze potrącając i przewracając wiele osób. Klnęli pod nosem, ale on karmił się ich złością, jeszcze szerszy uśmiech zagościł na jego twarzy.

Naprawdę pojebany ze mnie skurwiel.

Phill wyszedł przed budynek lotniska, łapczywie zaciągnął się powietrzem pełnym spalin i pyłu, po czym rozejrzał się dookoła. Do taksówki, wolnym kroczkiem zmierzała starsza pani. Młody Danzig szybkim krokiem wyminął ją i otworzył drzwi, podając adres domu rodziców.

Z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień, że Phillip nie pomyślał nawet o uraczeniu oburzonej staruszki bezczelnym uśmiechem. Rozsiadł się wygodnie, pogrzebał po kieszeniach i z niezadowoleniem przypomniał sobie, że zapomniał swojej złotej zapalniczki zippo.

Musiałem ją zgubić na lotnisku.

Ciągle nie docierało do niego że jego ojciec nie żyje. Gdyby się zastanowić głębiej, przyczynę śmierci i wizyty policji można by odgadnąć. Phillip wiedział, że jego staruszek majątku nie dorobił się jako szary człowiek, nie wygrał go na loterii. Nie raz w ich domu gościli różni dziwni, bardzo podejrzani faceci.
Na razie postanowił jednak o tym nie myśleć, zamiast tego wyciągnął banknot i wcisnął go w rękę taksówkarza.

Welcome Home.

Obserwator

Lotnisko, 19:50

Staruszka machnęła wolno ręką na taksówkę. Jej kierowca zwolnił i wjechał w zatoczkę. Staruszka ruszyła do taksówki, gdy w tym momencie Phillip ubiegł ją i wsiadł do pojazdu. Zatrzasnął drzwi i wcisnął kierowcy banknot, podając cel podróży:
-Pine Street 15
Kierowca, ubrany w przecierane czarne jeansy i zszarzałą brązową skórzaną kurtkę ruszył. Staruszka nadal stała na chodniku, patrząc się w puste miejsce po taksówce.

Welcome Home.

Pojazd wyglądał typowo: Ciemna kanapa, czarna deska rozdzielcza i spory wisiorek w kształcie klucza nasadowego na lusterku. Do tego szare podbicie dachu i niedogolony kierowca, który jedną ręką prowadził, a drugą wpisywał coś do swojego dziennika kursów. Co jakiś czas odrywał rękę od kartki papieru i zmieniał bieg. Trasa była prosta, taksówkarz trzymał się ciągle szóstej Alei. Z radia obłożonego plastikiem imitującym drewno leciało reggae. Do niektórych piosenek kierowca dodawał rytm wystukiwany palcami na kierownicy.
-Ładna pogoda co? – próbował zagadać kierowca, ale za bardzo mu to nie wyszło.
Wjechali na most, pod nimi leniwie płynęła jedna z łodzi Policji Rzecznej, której baza znajdowała się na lewo od mostu.
-No i stoimy – rzucił kierowca, i wskazując „Bullemu” dwa rozbite samochody oraz grubego policjanta, który spisywał zeznania. On w przeciwieństwie do uczestników wypadku był spokojny , a oni z chęcią by trzasnęli policjanta w mordę, a następnie pobili się między sobą.

Ludzie, dorośnijcie.

Kierowca wyłączył silnik i zmienił stację radiową. Na tej grali akurat heavy metal. Niespodziewanie muzyka umilkła.
-Co do cholery? – zdziwił się kierowca.
-„Przepraszamy za przerwanie i nadajemy najnowszy komunikat: 5 minut temu w Parku miejskim doszło do strzelaniny. Zginęło trzech przestępców a jeden z przypadkowych przechodniów został odwieziony do szpitaly. Jego stan został określony jako ciężki. Wygląda to na porachunki pomiędzy Triadą a Rosjanami, którzy są aktywni w okolicy. Relację z miejsca zdarzenia przedsta…” – taksówkarz wyłączył radio.
-Co się w tym mieście porobiło, żeby na ulicy trwała wojna. Wszystko przez tych przeklętych Rosjan i jakiegoś Cionga z pieprzonej Triady….
-Ruski w Great City? – Phillip można powiedzieć był zaszokowany tą informacją.
- Ano tak, przybyli z tego całego Liberty. Ale z tymi wszystkimi mafiami i gangami to sprawa się spaprała ponad rok temu. Wiesz o tym?
-Nie.
-No to słuchaj. Ponad rok temu we włoskiej mafii władzę przejął nowy szef, syn starego Bolzano, który do dzisiaj dogorywa w szpitalu. Ale mniejsza o to. No i kiedy objął władzę, to tydzień później jakiś dziennikarz odkrył że nowy szefuncio jest pedałem. Kiedy to wypłynęło, wszyscy w rodzinie się od niego odwrócili, a cała włoska mafia się rozpadła, na kilka niezależnych organizacji. Więc teraz mamy: Włochów z Małej Italii, Włochów z Hepburn , dodatkowo wyodrębnili się Polacy, którzy teraz rządzą w Levington. Do tego dochodzi jeszcze z tuzin innych szumowin z byłej mafii oraz te watahy czarnuchów, co kiedyś siedziały cicho i demolowały tylko w swoim Candem, a teraz… mamy tutaj takie małe Los Santos. Paranoja po prostu. Wracając do Rosjan to wtarabanili się oni pół roku temu prostu w terytorium Trady i nieźle narozrabiali, przez co Triada utrzymuje się na północy i południu, a środek kontrolują Ruskie. Ogólnie „przestępcza sytuacja” tego miasta wygląda jak worek łajna z Kentucky.

Philip "Bully" Danzig

Rosjanie. Twardy naród ludzi romantycznych, miłujących ponad życie szybkie kobiety i przede wszystkim tanie alkohole, ze szczególnym wskazaniem na to drugie.

Chlają sukinsyny równo, a żadnemu wątroba nie wysiądzie, że też…

Phill pamiętał gdy w raz ze swoim przyjacielem Frankiem Diabate wpadli na imprezę dla ruskich, nie było tam jednak tego, do czego przyzwyczaili się Bully i jego kumpel. Wysiedli bardzo szybko, Frank pierwszy, A Bully zaraz po nim. „Siwuchna” jak nazywali ten diabelski napój Rosjanie była wynalazkiem stanowczo za mocnym na głowy Amerykanów.

A teraz ta zgraja pijaków pojawiła się w Great City. Domorośli gangsterzy. „Bully” przypomniał sobie film „25 godzina” i słynny monolog Montyego Brogana, w którym również wspominał o ruskich.

Jak to szło ?


Pieprzyć Rosjan z Brighton Beach. Twardzi gangsterzy, przesiadujący w kawiarenkach, pijący herbatę z małych szklaneczek z kostkami cukru między zębami. Knują i planują, wracajcie kurwa skąd przyszliście !

-Jeszcze tych skurwieli nam tylko tutaj brakowało – skomentował głośno wyraźnie rozdrażniony Phill – Zajebiście, naprawdę.
Ciekawe, co to za historia z tą strzelaniną ?
Przetarł lekko spocone czoło, wytarł dłoń o tapicerkę.
-No to co, ruszamy wreszcie, panie driver ?

Chciał jak najszybciej dotrzeć do domu. Powoli docierała do niego powaga sytuacji. Będzie pogrzeb, cała rodzina się zjedzie i pewnie będzie musiał wygłosić przemowę, o człowieku którego w zasadzie nie darzył szczególną sympatią. Szanował, ale czy kochał ?

Ja pierdoleee...

Po prostu dostać się do domu. Jak najszybciej.

Obserwator

Most na szóstej Alei, 20:30

- Raczej nie, nie zanosi się na to – kierowca wskazał ręką na korek przed nim oraz nadal kłócących się ludzi – nie, nie pojedziemy.

Świetnie.

Pan pierwszy raz w Great City? – driver zmienił temat.
-Nie, ale dawno tu nie byłem.
-W takim proszę się nie zdziwić, że przejedzie koła pana jakiś Rusek w Porsche. Ale nie jakimś takim zwykłym, ale złotym. Złotym! Ja nie wiem co Ci Rosjanie widzą w tym złocie. I tatuażach. O tak, te ich tatuaże na całym ciele, podobnie jak u Żółtków, Chińczyków, Wietnamczyków i Japończyków. Ja o żadnej Jakuzie w mieście nie słyszałem, ale jakby była to bym się nie zdziwił. Takiego Sajgonu tutaj jeszcze nie było - Taksówkarz najwyraźniej się rozgadał.
Po chwili przyjechały dwa radiowozy oraz dwie lawety, które zabrały rozbitego Rumpo oraz Admirala. Krnąbrnych kierowców wpakowano do radiowozów, jeden z nich dostał jeszcze pałą po łbie, bo stawiał opór.
-Ałłłł… to musiało boleć – kierowca przeżywał razem z tamtym – Pamiętam jak mój starszy brat skombinował kiedyś taką pałę i się o nią pobiliśmy. Jak mi ją przyładował w plecy to myślałem że zdechnę, a ślad po niej miałem jeszcze z miesiąc. Dobrze że mama się o tym nie dowiedziała, a ojciec za karę to uderzył Jake’a, mojego brata ta pałą w plecy. Mnie nie uderzył, bo wiedział że już dostałem, a następnie wpakował pałkę do bagażnika i gdzieś wywiózł.

Szybciej, ludzie, bo mnie zanudzi.

Niebiosa wysłuchały prośby Phillipa, bo po niecałych pięciu minutach ruszyli. Żółta taksówka jechała, jej kierowca znowu słuchał reaggae. Na Pine Street nie było daleko, po dziesięciu minutach byli na miejscu. Niewielkie osiedle, niewielkie domki jednorodzinne z ogrodami, do tego niewielki park oraz „sklepik na rogu”. Phillip odebrał resztę z 50 dolarowego banknotu, jaki wręczył kierowcy na lotnisku i wysiadł. Taksówkarz nie czekając odjechał. Pod domem sąsiadów stał ciemnoszary Premier z przyciemnionymi szybami. Bully ruszył do drzwi, te jednak były zaklejone żółtą policyjną taśmą.

Philip "Bully" Danzig

Boże, nareszcie !

Phill cieszył się że opuścił taksówkę z jej rozgadanym kierowcą, jednak radość ta mieszała się z lękiem, ze strachem przed tym co się zaraz stanie.

Już za chwilę zobaczę swoją zapłakaną matkę, policja, jak za dawnych lat będzie trzymać mnie na komisariacie godzinami spisując zeznania, a ja będę musiał pocieszać moją rodzicielkę po gościu, którego mówiąc szczerze nie kochałem.


Nie chodziło o to, że Danzig jr nie szanował swojego ojca, wręcz przeciwnie. Był mu wdzięczny za wyciąganie go z każdego bagna i podziwiał go za jego pozycje społeczną i spory majątek, choć podchodząc do życia bardziej realistycznie niż jego matka, kura domowa, zdawał sobie sprawę jakie przekręty kryły się za wielkim majątkiem ojca.

Zaczynało się chmurzyć, nagle zrobiło się jakoś mrocznie i nie przyjemnie.
Phill ruszył przed siebie, doszedł do drzwi, o dziwo dopiero teraz zauważył że są oklejone taśmą policyjną. Oparł się na chwilę o ścianę i podrapał w czubek głowy, rozmyślając co zrobić w tej sytuacji.

Za nim jednak podjął jakiekolwiek działanie, usiadł wygodnie na schodkach tarasu, rzucił swoją sportową torbę na podjazd, napisał krótkiego sms-a do swojego starego kumpla, Frank’a:

„Jestem z powrotem w Great City i mam kurewsko smutną historię do opowiedzenia, może wyskoczymy jak za dawnych lat na piwo i panienki ? Daj znać.”

Tylko tyle. Zupełnie jakby nic się nie zmieniło, jakby nie miało znaczenia to że ładnych parę lat temu urwał im się kontakt, że oddalili się od siebie. Phill zastanowił się nawet przez chwilę, czy Frank dalej ma ten sam numer telefonu.

Wstał, podniósł torbę i ruszył do drzwi, nacisnął dzwonek, jednak po chwili doszło do niego że to bezsensowne działanie. Na terenie zabezpieczonym przez policję nie może być nikogo. Chciał zadzwonić do matki, ale z niezadowoleniem stwierdził, że przecież nie posiada ona telefonu komórkowego.

Dopiero teraz zauważył ciemnoszarego Premier’a z przyciemnianymi szybami, stojącego pod domem sąsiadów.

Wygląda na wóz tajniaków. Nawet jeśli to psy, to pewnie nic mi nie powiedzą skoro nie działają oficjalnie, więc nie ma sensu pytanie się gości z tego wozu o cokolwiek.

Obserwator

Pub "7", 20:53

Radiowóz stanął przed wejściem. Wysiadł z niego nienaturalnie chudy policjant i wszedł przez stare, mocno zużyte drzwi do wnętrza lokalu. Pub wyglądał standardowo: Długa lada ze stołkami oraz 3 stoliki. Za kontuarem podstarzała barmanka polewała zgromadzonym gościom. Policjant usiadł na jedynym wolnym stołku i nic nie zamówił.
-Mam nadzieję, że się dogadamy – młody mężczyzna w dresie z kapturem na głowie zwrócił się do policjanta
-Ja także mam taką nadzieję – odpowiedział policjant.
Spotykali się już wiele razy, ale stare nawyki pozostały.
Tyle wystarczy? – mężczyzna podsunął mężczyźnie ciemnożółtą kopertę .
Policjant powoli przysunął kopertę do siebie i zajrzał do środka. W myślach przeliczył ile otrzymał.
-Wystarczy – odpowiedział po chwili – Czego chcesz?
-To zrobili Rosjanie, zapamiętaj, Rosjanie. Danziga zabili Rosjanie...
I wyszedł, zaraz po nim policjant, chowając kopertę w kieszeni spodni…


Pine Street, 21:00

Phillip siedział na werandzie, gdy ciemnoszary premier stojący przed domem sąsiadów z naprzeciwka mrugnął światłami. Po chwili zrobił to jeszcze raz.
Bully zaryzykował i powoli podszedł do Premiera. Zauważył, że ma rejestrację z Florydy – Vice City. Cichy klik i drzwi pasażera się uchyliły. Danzig Jr obszedł samochód i po głębokim wdechu wsiadł do samochodu. Gdy zamknął drzwi, spojrzał na kierowcę. Była to brunetka przed 30-tką. Zauważył coś jeszcze. W prawej ręce trzymała odznakę.

Gliny!

-Brons, Samantha, FBI… - zdążył odczytać, gdy pani detektyw schowała odznakę.

FBI!
Ruszyła, silnik szybko zaskoczył. A ona milczała. W pojeździe panowała cisza, działająca Phillipowi mocna na nerwy.
- Dzisiaj zamordowano twojego ojca – odezwała się nieoczekiwanie – Dom będzie jeszcze jutro sprawdzany przez kilku ekspertów kryminalistyki. Twoja matka jest obecnie w Hotelu Lincolna, gdzie właśnie jedziemy. Chcę ci zadać kilka pytań: Byłeś już przesłuchiwany w tej sprawie? Znasz Ray’a Rundberga i Marka Johns’a? Co wiesz o Triadzie? I najważniejsze: Czym zajmuje się Frank Diabate?

Philip "Bully" Danzig

FBI!
No to mam przesrane …

Początkowo Phill siedział sztywno, nie ruszał się, oczekiwał na pytania. Bo pytania w końcu musiały nadejść, FBI nie robi nic bez przyczyny.

„Bully” nie lubił gliniarzy i nawet nigdy się z tym nie ukrywał. Ta nienawiść miała swoje początki we wczesnej młodości, kiedy młody Danzig raz po raz wdawał się w bójki, jakieś drobne afery. Pamiętał że ilekroć łapali go gliniarze i odwozili do domu, jego ojciec brał policjanta na bok i wręczał mu łapówkę. Tak to się właśnie zazwyczaj kończyło.
Słowo agentki Samanthy Brons, jak udało mu się odczytać z jej legitymacji, uderzyły go z siłą młota bijącego, niemalże odczuwał fizycznie ten okropny ból.

- Dzisiaj zamordowano twojego ojca – odezwała się nieoczekiwanie – Dom będzie jeszcze jutro sprawdzany przez kilku ekspertów kryminalistyki. Twoja matka jest obecnie w Hotelu Lincolna, gdzie właśnie jedziemy. Chcę ci zadać kilka pytań: Byłeś już przesłuchiwany w tej sprawie? Znasz Ray’a Rundberga i Marka Johns’a? Co wiesz o Triadzie? I najważniejsze: Czym zajmuje się Frank Diabate?

O co tu do cholery chodzi ?

Triada ? Frank Diabate ? A on co może mieć z tym wspólnego ?

Bully zastanowił się nad sms-em wysłanym wcześniej do Franka. Czy powinien o tym powiedzieć ?
Milczał przez chwilę, zastanawiając się co robić. Nie ufał FBI, nie ufał gliniarzom, a pierwsze co chciał zrobić to porozmawiać ze swoją matką. Później mógłby wrócić na starą, „bandycką” dzielnicę, gdzie mieszkał gdy był małym chłopcem i dowiedzieć się czegokolwiek o Triadzie. Układ sił mocno się pozmieniał od czasu ostatniej wizyty w Great City.

Wreszcie postanowił: To że nie powie nic tej babce wiedział od samego początku, zastanawiał się tylko czy pojechać z nią, czy też może wysiąść od razu, no i jak się zachować ? Wyrazić swoją złość, zagrać przerażonego chłoptasia, czy grzecznie odmówić ?

Silił się na spokój, co nie przychodziło mu łatwo. Przełknął zdecydowanie za głośno ślinę i najgrzeczniejszym tonem jaki potrafił z siebie wykrzesać powiedział.

-Przykro mi, bez adwokata mojej rodziny nie odpowiem na żadne z powyższych pytań. A Teraz, czy była by pani tak łaskawa i wypuściła mnie z samochodu ? Wolałbym sam dojechać do hotelu mojej matki. Niech mnie pani wysadzi, może tu ?- Wskazał na mały parking pod budką z hot-dogiem.

Wiedział, że i tak będą go śledzić, ale na to nie mógł już nic poradzić.

Obserwator

21:06

Detektyw spojrzała na niego.
- Jak chcesz – i kopnęła pedał hamulca.
Phillipa rzuciło lekko do przodu. Wysiadł z samochodu, a Samantha Brons odjechała. Po chwili minął go zwykły radiowóz, który skręcił za samochodem pani detektyw w 19. Ulicę.

Eskorta?

Postawił torbę na ziemi, rozejrzał się. Na prawo był niewielki parking. Budka z hot-dogami, przy której stał była biała, blaszana, widać było na niej ząb czasu w postaci rdzy. Z przodu znajdowała się wielka stalowa płyta zasłaniająca przednią szybę. Płyta, podobnie jak cała budka, była pomazana sprejami w rysunki, której nie można było pokazywać dzieciom. Na wprost, za skrzyżowaniem znajdował się lokal usługowy, najpewniej sklep. Po lewej, po drugiej stornie ulicy znajdował się wyasfaltowany plac zabaw, na którym oprócz boiska do kosza (koszy natomiast nie było, już nie było) stała podwójna huśtawka zespawana ze starych rur i pomalowana na jaskrawe kolory. Phillip rozejrzał się dookoła.

-O cholera… Candem.

Candem, 21:09

W Great City były tylko dwa skupiska czarnoskórych ludności: Miasteczko uniwersyteckie oraz Candem. Kampus uniwersytetu nie jest ciekawe w stosunku do Candem, nie ma tam wandalizmu ani młodzieżowych gangów, których edukacja skończyła się na szkole podstawowej, a do rejonowego liceum po prostu nie chodzą. Wolą pić, palić i rozbijać samochody, napadać na staruszki, zaczepiać policję, mazać po murach… Była to najbardziej niebezpieczna dzielnica tego miasta. Oczywiście są tu też porządne rodziny, ale tych jest coraz mniej – Wielu po prostu przeprowadza się do innych, spokojniejszych dzielnic.

Nie czekając na spotkanie z „tubylcami” Bully szybko ruszył przed siebie i skręcił w 19 ulicę. Zdążył zobaczyć, nie zdążył zareagować, nie zdążył się zasłonić – czarna policyjna pałka runęła na dół prosto w głowę Phillipa. CIEMNOŚĆ.

Myślałem że będzie wyższy – powiedział jeden z policjantów. Drugi się zaśmiał, kiedy wkładali nieprzytomnego Bully’ego do radiowozu. Samantha Brons stała przy swoim samochodzie
-Jedziemy na komendę – chcę go przesłuchać. Od razu, więc sorry, nie zajedziecie do knajpy.
Policjantom zrzedła mina, ale nie protestowali.
-Mieliśmy ją śledzić, a nie wykonywać za nią brudną robotę – powiedział po cichu policjant do drugiego.
W końcu go zapakowali i ruszyli. Z zaułka wyjechał Sanchez i pojechał na północ w stronę włoskiej dzielnicy.

Philip "Bully" Danzig

Nie czekając na spotkanie z tubylcami „Bully” szybko ruszył przed siebie i skręcił w 19 ulicę. Zdążył zobaczyć, nie zdążył zareagować, nie zdołał się obronić- czarna policyjna pałka runęła na dół, wprost na głowę Phillipa.

Obudził się leżąc na pryczy w celi na komisariacie. Nie miał przy sobie swoich rzeczy, nie mógł więc sprawdzić która godzina, spojrzał przez zakratowane okno: Egipskie ciemności wskazywały że był już pewnie środek nocy.

Przypomniał sobie wydarzenia z przed paru godzin. Jakiś „pies”, jak Bully zwykł na nich mówić, uderzył go pałką. Tylko idiota nie domyślił by się o co tu chodzi.

Nigdy nie ufaj wrednym sukom z FBI. Kolejny powód żeby nienawidzić całej psiarni i reszty tej zgrai, stojącej na „straży prawa”.

Przypadkowo uderzył głową w kant parapetu i aż jęknął z bólu: rozmasował guz powstały po uderzeniu pałką w głowę.

Usiadł ponownie na swojej pryczy, zastanawiając się jaką taktykę obrać na nadchodzące z pewnością spotkanie z panią Samantha Brons, bądź jej kolegą po fachu. Na współpracę nawet nie mieli co liczyć.

Bully był już niejednokrotnie przesłuchiwany, ale nigdy w sprawie tak poważnej, jak morderstwo. Szczególnie, że było to morderstwo jego własnego ojca.

Co to w ogóle za gówno ? W gruncie rzeczy dalej nic nie wiem. I jeszcze nie widziałem się z moją matką. Samantha Brons i te skurwiele z psiarni zapłacą mi za to… a na razie muszę jak najszybciej wydostać się z tego pieprzonego komisariatu.

Co ma wspólnego Frank Diabate z zabójstwem mojego staruszka ? I te inne nazwiska… o co tu do kurwy nędzy chodzi ?

Siedział przez chwilę w ciemności, z głową pełną myśli, gdy nagle usłyszał kroki w korytarzu. Zapaliło się światło, przed drzwiami celi, z kluczami w ręku stał policjant.

Wszystko trwało zbyt krótko, by Bully mógł skojarzyć że to właśnie on walnął go w głowę w Candem.

-Te, chłopaczku, zbieraj się. Idziemy na przesłuchanie.

Bully wstał, drzwi otworzyły się, młody Danzig kompletnie ignorował policjanta: Nie odzywał się do niego, nie patrzył mu w oczy ani nawet na niego. Bez słowa ruszyli długim, obdrapanym i brudnym, wąskim korytarzem, obok innych cel pełnych drobnych złodziejaszków, murzynów z Candem, młodych włoskich chuliganów z Małej Itali, Rosyjskich silnorękich i wielu innych.

Stanęli przy drzwiach z napisem „pokój przesłuchań. Wszystko można było obserwować przez lustro weneckie, zamontowane w ścianie.

-Witam pana, panie Danzig – Powiedziała agentka Brons – Wygląda na to, że jednak będzie pan musiał odpowiedzieć nam na kilka pytań. Proszę siadać.
Bully usiadł i spojrzał na nią niechętnie, czekając na pytania.

Obserwator

Areszt na 2. Komisariacie, 00:25

-Te, chłopaczku, zbieraj się, idziemy na przesłuchanie – powiedział gruby policjant i pociągnął Phillipa za ramię.
Wyszli na korytarz. Długie świetlówki na suficie rozświetlały nagie, betonowe mury aresztu. Po bokach co chwila była kolejna cela, a w niej ludzie w pomarańczowych strojach. Prawie wszyscy spali, jedni nawet na podłodze. Przeszli przez kolejną kratę i poszli schodami na górę. Bully nadal miał niewielki mętlik w głowie, nie stawiał oporu. Poziom wyżej weszli do pokoju przesłuchań. Na środku metalowy, zimny w dotyku stół, przy nim naprzeciwko siebie dwa krzesła, na prawej ścianie weneckie lustro. Policjant zostawił w pomieszczeniu i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Witam pana, panie Danzig – Powiedziała agentka Brons – Wygląda na to, że jednak będzie pan musiał odpowiedzieć nam na kilka pytań. Proszę siadać.
Bully usiadł i spojrzał na nią niechętnie, czekając na pytania.

Samantha Brons stała nas drugim końcu pokoju, oparta o ścianę.
-To przesłuchanie nie jest oficjalne, nie jest też pan aresztowany. Jeżeli odpowie pan na moje pytania to będziesz wolny. Rozumiesz?
Phillip pokiwał głową.
-Zapalaj! – zawołała do kogoś innego.
W tym momencie zabłysło światło w sąsiednim pokoju ukrytym za lustrem. Stał tam podobny stół, ale krzeseł było więcej i były zdecydowanie wygodniejsze. Stał nawet ekspres do kawy. Światło zapalił ten sam policjant, który przyprowadził Danziga do pokoju. Po chwili wyszedł też z tego pomieszczenia na korytarz.
-Jak widzisz jesteśmy tu sami. Na początek informacja. Twój adwokat rodzinny Ci nie pomoże. – i rzuciła Bully’emu ciemnozieloną teczkę.
Otworzył ją. W środku były 2 zdjęcia ich adwokata w pomarańczowym, więziennym stroju, z czarną tabliczką z numerem.
-Twój prawnik siedzi o trzech miesięcy za przekręty finansowe. Nie pomoże Ci. Zrozumiałeś?
Phillip zamknął teczkę i popchął ją. Zatrzymała się minimalnie przed krawędzią.
-Tak – odpowiedział.
-To dobrze, przejdźmy do przesłuchania. Wiesz kto to są Ray Rundberg i Mark Johns? Znasz ich?

Dokończenie

Ray Rundberg? Mark Johns? Kto to do cholery jest? W co ona chce mnie wrobić?

- Nie znam ich.
-Na pewno? – agentka drążyła temat.
Przez głowę Philipa przebiegło stado myśli, żadna z nich nie kojarzyła się z tymi dwoma typami.
-Na pewno. Nawet nie wiem kim ono są. – Bully chciał krzyknąć, ale wolał nie ryzykować. Stracił jakoś ochotę na bycie „Bad Boyem”, szczególnie w towarzystwie agendki FBI.
Dopiero teraz przyjrzał się jej uważnie. Ubrana była zwykłe dżinsy i purpurowy sweter dobrze prezentujący jej figurę. Jakby popatrzeć z innej perspektywy niż zawodowa to była bardzo ładna. Do tego opalona. Jej ciemne włosy sięgały trochę za ramiona. Na palcu nie miała żadnego pierścionka ani obrączki.
-No dobrze panie Danzig, to dobrze. Dla pana wiadomości wyjaśnię, że Ray Rundberg jest burmistrzem w tym mieście, a Mark Johns jest komendantem policji w tym mieście. Rozumiesz?
-Tak – Bully był trochę zdziwiony jej pytaniem, oraz tym, że zaraz mu wyjaśniła rzecz o tych dwóch osobach.

Czy ja aż tak szybko utkwiłem w gównie tego miasta?

-Następne pytanie: Co wiesz o Triadzie? – Samantha Brons kontynuowała przesłuchanie.
-Triada jest na prawobrzeżu i toczy wojnę z Ruskimi, którzy pojawili się w centrum. Więcej nie wiem.
-Na pewno?
Philipa zaczęło to powoli denerwować.
-Na pewno.
-Co wiesz o jej interesach?
-Nic do cholery nie wiem. Pewnie jakieś wymuszenia, haracze, dragi… JA NIC NIE WIEM! – ostatnie słowa prawie wykrzyczał.
-Dobrze – agentka zupełnie nie zwróciła uwagi na jego „wybryk” – Ostanie pytanie: Kto to jest Frank Diabate.
To pytanie była dla Philipa najgorsze. Opowiedzieć jej o kumplu, czy skłamać?
-Frank Diabate studiował prawo, jest, był moim kumplem, ostatni raz widziałem go prawie 10 lat temu. Więcej nie wiem.
- W porządku. Jest pan wolny. Jefers! – krzyknęła.
W drzwiach do pokoju ukazał się ten sam policjant, który prowadził go od celi.
-Słucham?
-Pan Danzig jest wolny, niech mu wydadzą jego rzeczy i wskażą wyjście na zewnątrz. Wszystko.
Phil wstał zza stołu.
-Do widzenia – rzekł i ruszył za policjantem. Po chwili odebrał swoją torbę. Został poinformowany, że zawartość jego kieszeni jest w torbie. Minął rozsuwane drzwi i już na zewnątrz wyjął z torby komórkę. Była wyłączona. Szybkim ruchem włączył urządzenie. Jedno nieodebrane połączenie. Od Franka, od Franka Diabate.

- A już jutro do niego zadzwonię.

Złapał taksówkę.
-Do hotelu Lincolna proszę – wręczył niemrawemu kierowcy banknot.
Kierowca nic nie mówił, co chwila zerkał na pasażera. Fakt, że wsiadł on przed komendą napawał go strachem. Do hotelu Lincolna nie było daleko bliżej niż z Lotniska do domu na Pine Street.

Hotel Lincolna był ośmiopiętrowym budynkiem wzniesionym w połowie lat siedemdziesiątych. Nie był zbyt piękny, prosta, surowa bryła wieżowca: Przyciemniane, oszklone ściany zewnętrzne, betonowa konstrukcja. Już w głównym Halu było przytulniej niż się wydawało z zewnątrz. Ściany w ciepłych kolorach, jedna ściana przy hotelowej, całodobowej kawiarni pokryta klonową boazerią. Za ladą recepcji siedziała drobna blondynka w czerwono – zielonym uniformie. Philip nie zamierzał bawić się w uprzejmości:
-W którym pokoju mieszka pani Danzig?
-A kim pan jest?
-jestem jej synem.
-Proszę to potwierdzić, inaczej wzywam policję.
-proszę bardzo – wyjął dowód.
Recepcjonistka uważnie obejrzała dokument, porównała zdjęcie z młodym Danzigiem i oddała mu dowód.
- Wierzą panu, proszę zaczekać – wskazał na obitą materiałem ni to ławkę ni to kanapę. „Bully” usiadł, a jeszcze dość młoda recepcjonistka podeszła do telefonu na ścianie przy drzwiach bodajże na zaplecze. Powiedziała kilka słów, których Philip nie dosłyszał. Odwiesiła słuchawkę, podeszła do lady. „Bully” wstał, po chwili zza rogu wyszedł boj hotelowy w podobnym czerwono – zielonym uniformie.
-Matt, zaprowadź pana Danziga do pokoju 35 – powiedziała do pracownika hotelu.
Ten skinął głową.
- Za mną proszę panie Danzig.
Wsiedli do windy, pojechali na trzecie piętro. Przez pokojem 35 siedział na krześle policjant, na ich widok zerwał się z krzesła.
-Ten pan został dopuszczony do tego pokoju, jest krewnym pani Danzig.
-A to w porządku – policjant z powrotem usiadł na krześle.
Matt zapukał do drzwi.
Philip usłyszał kroki i po chwili drzwi się otworzyły.
-Phil…
-Mamo…

8:56, Hotel Lincolna, pokój 35

„Bully” sam nie wiedział kiedy zasnął, obudził się na krześle przy stoliku kawowym w saloniku. Jego matka wyglądała lepiej niż w nocy, mimo iż nadal miała podkrążone oczy.

Poranną ciszę skończyło pukanie do drzwi. Jenny Danzig, matka Phila otworzyła drzwi. Stał w nich inny boj hotelowy. Na krześle obok nie było policjanta.
-Słucham?
-Pracownik banku zostawił to w recepcji. Prosił żeby to pani przekazać – w rękach trzymał średniej wielkości bombonierkę.
-Dziękuję – i zamknęła drzwi. Bombonierkę położyła na stoliku przed Philipem.
-Chociaż oni mają dobre serce – w jej oczach ponownie pojawiły się łzy- bo twoja ciotka Margaret nawet nie zadzwoni… - nie zdążyła dokończyć.

W bombonierce nie było czekoladek. Siła eksplozji ładunku wybuchowego umieszczonego w pudełku po czekoladkach była na tyle silna, żeby zabić matkę i syna. To był moment. Szklany blat stolika zamienił się w kupę tłuczonego szkła, żyrandol mało co nie spadł na pobojowisko. Philip siedział nadal na krześle z głową odrzuconą do tyłu. Oczy miał szeroko otwarte, z ust ciekła mu krew. Już nie oddychał, podobnie jak jego matka, leżąca na wznak na dywanie. Oboje byli pokrwawieni. Lecz to nie odłamki ich zabiły, lecz sama eksplozja.

Do pokoju wpadł boj hotelowy. Zamarł, widząc gości w tym pokoju i po chwili rzucił się do telefonu:
-Dzwoń po karetkę i policję…

Pub „7”, 16:34
O tej porze w pubie było prawie pusto. Przy jednym ze stolików siedział policjant, przed nim stała do połowy opróżniona filiżanka kawy. Po chwili do lokalu wszedł mężczyzna z kapturem zasłaniającym twarz. Przysiadł się do policjanta i w chwili gdy barman nie patrzył wręczył mu kopertę. Policjant jest nie otwierał, była grubsza niż wczoraj wieczorem.
-To byli Rosjanie … Jenny i Philipa Danzigów zabili Rosjanie – mężczyzna w kapturze wyszedł. Policjant schował kopertę i spokojnie dopił kawę. Dopiero wtedy wyszedł.
Przecznicę dalej mężczyzna zrzucił kaptur, był to azjata o żółtawej cerze. Przy ulicy stała niebieska Blista Compact z naklejonym czarno- pomarańczowym Lonem – chińskim smokiem. Po chwili pojazd odjechał w kierunku chińskiej dzielnicy…
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.

Ostatnio edytowane przez JohnyTRS : 23-08-2010 o 21:03.
JohnyTRS jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172