Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-12-2015, 00:59   #1
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
[Old WOD] Jaki tu spokój... - Indira Gemmer

Ambasada Francji w Londynie, 58 Knightsbridge, wieczór
- Och, Mr Gemmer! - Ucieszyła się attaché kulturalna przy ambasadzie Francji w Zjednoczonym Królestwie. Podpłynęła wręcz zwiewnie, a nie podeszła do ciemnoskórego konsula USA.
W ręku trzymała kieliszek wina, jędza nie cierpiała Maxwella, zresztą z wzajemnością.
- Jak się pan bawi?
- Wybornie Madmoiselle - odpowiedział Gemmer używając wyszukanego przytyku. Francoise była faktycznie panną, ale tytułowanie tak kobiet po pięćdziesiątce było wyszukaną i zawoaluowana obrazą, przytykiem do wieku związanego ze stanem cywilnym.
Raut w ambasadzie zorganizowany z okazji wizyty Prezydenta Francji w Londynie zaiste był ciekawy, jednak stare wygi dyplomacji odnajdowały to zazwyczaj jako nudny przymus. Maxwell Gemmer od dwudziestu lat krążył na takich bankietach od Kioto po Buenos Aires, ale być tu musiał, ambasador USA nie chciał - toteż zlecił to niższemu rangą dyplomacie.
- A jak znajduje pan moją suknię Mr Gemmer? - spytała francuska harpia, pozując lekko jednym niezwykle wyszukanym ruchem.
- Panno Lillecoeur, jestem nią wręcz zachwycony. To z kolekcji Victoria Secret? - Znów posilił się na wyszukana złośliwość, mężczyźni wszak nie musieli znać się na projektantach poszczególnych części damskiej garderoby.
- Ach no! - Francoise udała, że nie wychwyciła przytyku - Z Warszawy, ręcznie szyta. Teraz jest moda na kreacje robione przez biedne początkujące szwaczki aspirujące do roli fashionistek. - wyjaśniła. - To taki sznyt wspomagania być może wielkich talentów jakie nie mają możliwości się przebijać ciężko pracując... Może projektantka tej sukni kiedyś się wybije? Może usłyszymy o Indirze Ge... OCH! - Zatkała usta i otworzyła szeroko oczy na myśl o tym jaką gafę palnęła.
Tylko w źrenicach tańczyły jej piekielne ogniki. Dobrze wszak wiedziała co chce powiedzieć.
Maxwell znosił podobne rzeczy dzielnie, ale może to była o jedna kropla w kielichu za dużo? A może po prostu to ta harpia wyprowadziła go z równowagi. Kielich wina pękł w jego zaciśniętej dłoni oblewając trunkiem i jego frak i suknię Francoise.
Ta odruchowo odskoczyła z lekkim choć przecież tak wystudiowanym piskiem.
Goście w tej części sali odruchowo spojrzeli w ich stronę.
Maxwell przeprosił i wyszedł.


* * *

Mieszkanie Indiry, Ursynów, ul. Na Uboczu, późny ranek
Indira wydłubała dzwoniący telefon z kieszeni swej torby sprawdzając kto próbuje się połączyć. Niestety, dzwoniący zastrzegł wyświetlanie numeru przychodzącego.
- Indira Gemmer, słucham - odebrała połączenie w rodzimym języku.

Chwila ciszy, po czym "chrząknięcie". Oj Indi dobrze je znała.
Ojciec.
Nie wiedziała po co dzwonił ale wystarczyło jedno chrząknięcie by postawić ją w stan alarmu. Nie rozpoczynała rozmowy czekając w ciszy na to co ojciec ma jej do powiedzenia.
- Witaj dziecko, mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Dziewczyna nie była pewna co odpowiedzieć. Najchętniej zakończyła połączenie już, teraz. Rozmowy z Ojcem nigdy nie należały do przyjemności. W końcu zdecydowała zakończyć tę farsę szybko i w miarę bezboleśnie.
- Co się stało?
- Możemy się spotkać?
Amerykanka poczuła, że puls przyspiesza, a ciało napina jak w oczekiwaniu na cios lub kolejną słowną utarczkę. Adrenalina skoczyła i zanim Indira zdążyła pomyśleć usłyszała siebie:
- Nie planuję podróży do Londynu w najbliższym czasie.
- Plany mają to do siebie, że się zmieniają pod wpływem... okoliczności. - Maxwell Gemmer odpowiedział zgryźliwym tonem. - Pojutrze wylatuję z Warszawy z powrotem do Anglii.
- Wspomnę Twą elastyczność przy odbieraniu córki z przedszkola - stwierdziła sztywno i oficjalnie, w duchu zgrzytając zębami - Mogę się spotkać o 14.00 Który hotel?
- Przyjedź do ambasady, mamy tu urwanie głowy. Ale nie na tyle bym nie znalazł chwilki dla ukochanej córki. - To nie mogło być nic innego niż sarkazm.
Indira zamrugała szybko a potem cyniczna jej cześć podpowiedziała, że połączenie pewnie jest nagrywane lub na podsłuchu. Słuchała ojca już nieco bardziej obojętnie.
- Jestem tu do późnego wieczora, przyjedź kiedy ci pasuje - dodał.
- Będę około 14.00, w zależności od ruchu. Będę mieć około 45 minut, może godziny - stwierdziła z chłodną uprzejmością, w której tak celował Maxwell Gemmer. - Zakładam, że to wystarczy - jednak nie powstrzymała sarkazmu.
- Och, liczę na to.
- Coś jeszcze? - spytała, gdy niezręczna cisza przedłużała się.
- Nie. Do zobaczenia.


* * *

Ambasada USA w Warszawie, Śródmieście, Al. Ujazdowskie, wczesne popołudnie
W ambasadzie Indie poproszono o czekanie.
Czekała dziesięć minut.
Kwadrans
Dwadzieścia minut.
Po pół godzinnym oczekiwaniu Indira zaczęła się ubierać, by wyjść. Sięgała właśnie po torebkę gdy jej ojciec pojawił się na korytarzu wychodząc z jednego z pokojów. Przywołał ją kiwnięciem, a Indira zastanawiała się czy ojciec robi to specjalnie czy ma tylko wyjątkowy dar do naciskania w niej tych wszystkich przycisków, które prowadziły do negatywnych emocji. Młoda kobieta podeszła do rodzica, obserwując jego wysoką, postawną sylwetkę i zdecydowane rysy twarzy. Tęskniła za jego bliskością i czasami, gdy był jej bohaterem, rycerzem i najmądrzejszym człowiekiem na całym świecie. Potem sam zniszczył ten wizerunek. Spojrzenie Amerykanki stwardniało, a ruchy stały się pewniejsze, bardziej zdecydowane. Uniosła dumnie podbródek zbliżając się do Maxwella.
Ten właśnie kończył jakąś rozmowę z kimś niewidocznym od jej strony, stojącym w drzwiach pokoju z jakiego szacowny rodziciel Indiry wyszedł na korytarz.
Dziewczyna po zbliżeniu się grzecznie czekała aż dokończą, jednak trafiła już tylko na pożegnanie
Rozmówca jej ojca minął ją obserwując z zaciekawieniem i kierując się do wyjścia. Jego twarz nic jej nie mówiła. Nie wyglądał na dyplomatę, biznesmena, czy kogokolwiek z “górnej półki”. Lekko podstarzały z solidnym piwnym brzuszyskiem, nawet lekko zaniedbany.
Maxwell wprowadził córkę do tego samego pokoju z którego właśnie wyszedł.
- Pięknie wyglądasz, Indiro - rzekł siadając w głębokim fotelu, wskazał na drugi po przeciwnej stronie niewielkiego stolika.
- Zostało jakieś 15 minut… - powiedziała spokojnie spoglądając na zegarek i usiadła w fotelu zakładając nogę na nogę - ...o co chodzi?
Siedząc naprzeciwko przez dłuższą chwilę Maxwell milczał.
- Jak ci tutaj?
- Ojcze - przestała mówić do niego Tato/Tatusiu cztery lata temu - ściągnąłeś mnie tutaj po to by przeprowadzać grzecznościowe rozmówki? - Maxwell mógł być dumny z córki. Opanowany i uprzejmy ton głosu był w stu procentach jego szkołą.
- Chcę byś wróciła do Londynu.
- To niemożliwe. - wtrąciła stanowczo Indira i gestem dłoni ucięła temat Londynu.
- A nawet nie tyle co do Londynu, do Stanów.
- Do Stanów? Po co? - zdziwiła się Amerykanka.
- Indiro, pokazałaś charakter, jestem pod wrażeniem. Udowodniłaś coś i sobie i mi. Wystarczy. Tak dalej być nie może.
Dziewczyna miała ochotę rozdrapać twarz siedzącego na przeciwko mężczyzny. Zamiast tego lekko się skrzywiła i stwierdziła:
- Pokazywanie charakteru ma 4 lata i na imię Alessandra i właśnie zaczyna się czuć bezpiecznie w nowym środowisku. Nie wyrwę jej stąd dla Twojego widzimisię.
- Nikt nie chce jej stąd wyrywać. Widzisz… - pochylił się lekko w jej kierunku, ona zaś nieświadomie się odchyliła - W życiu najważniejszy jest szacunek jakim ludzie cię darzą, wynika on w dużej części z reputacji.
- Niech zgadnę, twoja reputacja została wystawiona na próbę i obawiasz się utraty owego szacunku. - wycedziła ironicznie, nie mogąc uwierzyć, że prowadzi tę samą dyskusję po raz kolejny.
- Wyjechałaś na ten kraniec cywilizacji, samotnie wychowujesz bękarta, szyjesz ludziom ciuchy niczym chińska krawcowa, ty nawet nie wyobrażasz sobie jak to odbija się na mnie.
Wkurzona Indira odchyliła się w fotelu, rozplatając nogi i podnosząc się.
- Raczej koniec spotkania w kochającym gronie rodzinnym - stwierdziła niemalże sycząc z gniewu.
- Nie rób scen, bądźmy dorośli.
- Dlatego wychodzę. Udanej podróży.
- Jest Tobą zainteresowany syn jednego senatora, rozmawialiśmy o możliwości... - zawiesił głos. - Indiro! - podniósł go, niemal warknął widząc jak córka wstaje i zbiera się do wyjścia.
Dziewczyna odwróciła się na pięcie i z rozmachem puknęła ojca w klatkę piersiową mówiąc cicho ale dobitnie:
- Kiedy wbijesz sobie do głowy, że nie interesują mnie Twoje plany? Przestały mnie interesować po tym jak wyrzuciłeś mnie z domu z noworodkiem. Więc miej trochę szacunku do nas obojga i następnym razem jak wpadniesz na pomysł spotkania, to nie dzwoń.
Indi zadarła lekko głowę, nie spuszczając z ojca upartego, palącego spojrzenia.
- Czy Ty cały czas będziesz traktowała życie jak jakąś zabawę? Nie potrafisz zrozumieć, że my jesteśmy ponad to? - odpowiedział spokojnie, choć widać było, że jest bliski gotowania się ze wściekłości.
- Nie wiem o kim mówisz. Nie wiem kim są ci “my” i mało mnie to obchodzi. JA za to mam rachunki do opłacenia i dziecko do wychowania. I nic z tego nie jest zabawą.
Ruszyła w stronę drzwi.
- Przemyśl to skarbie - rzucił lekko zmęczonym, jakimś takim ciepłym głosem.
Zupełnie nie pasującym do Maxwella. Nie zatrzymywał. O dziwo.
- Pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale fundamentalnie się różnimy: dla mnie wyrzeknięcie się dziecka jak niewygodnego elementu układanki nie jest kwestią do przemyślenia - powiedziała cicho z dłonią na klamce.
Otworzyła drzwi i przemierzyła szybkim krokiem korytarz, stukając zamaszyście szpilkami i czując piekące łzy pod powiekami. Wyszła z ambasady roztrzęsiona, wkurzona i smutna za razem.


* * *

Mieszkanie Indiry, Ursynów, ul. Na Uboczu, popołudnie
Indira w pierwszej chwili aż podskoczyła na dźwięk telefonu. to mógł być znowu on.
Zbliżyła się i spojrzała na wyświetlacz.
Marcin.
Odetchnęła.
- Tak? - odezwała się po odebraniu połączenia.
- Indi… - Jej fotograf miał głos lekko speszony, mówił po angielsku bo wiedział, że amerykanka rozumie polski ale posługuje się nim średnio. - Ty masz aktualnie dużo roboty?
- No sporo - odpowiedziała odruchowo, faktycznie miała, jeszcze ten H&M…
- A to niiic. - Chłopak miał w głosie nutki żalu. - To trzymaj się i pozdrów Alex.
- Mów o co ci biega Marcin.
- Ale to nic ważnego, nie chcę ci czasu zabierać.
- Marcin!
- No bo chodzi o Tereskę…
- Hm?
- Złapałem na celownik taką jedną modelkę, naprawdę niezła dzidka. Ktoś jej nasrał w głowę, że dostanie pracę jak będzie miała portfolio w klimatach Goth. No i tak pomyślałem, rozumiesz?
Indi roześmiała się w duchu, ale ton miała poważny.
- Zobaczymy co da się zrobić… - Jej myśli jednak zabłądziły wokół tego co za debil polecał modelce sesję w klimacie gotów.
- Wiesz, tylko doradzić w ubiorze i mejkapu, nadzorować sesję... ze dwie godzinki góra. Nie dzwoniłbym gdyby…
- Dobra dobra - teraz Indie już się roześmiała na głos - Dzwoniłbyś i tak.
- Ehm… - fotograf się speszył.
- Przyślij ją do mnie, a na sesję weź psa, mam pewien pomysł.
- Psa?! - Myśli Marcina błądząc wokół pewnych planów wobec Tereski, na słowa Amerykanki chyba mimowolnie i automatycznie umieściły w nich zwierzę. Jego głos był mieszaniną szoku, przestrachu i zdegustowania. - Indie! Ona nie z tych co…
- Hm?
- Eeeeee, nie ważne - Marcin chyba skojarzył gafę. - Wyślę ją do ciebie. Jejku, mała, naprawdę wieeelkie dzięki.
- Paaa. - Amerykanka przerwała połączenie kręcąc głową z uśmiechem.


* * *

Mieszkanie Indiry, Ursynów, ul. Na Uboczu, późny ranek
Dzwonek do drzwi wyrwał Indirę od sprawdzania maili.
Dziewczyna podeszła cicho do drzwi i bez słowa wyjrzała przez judasza. Zobaczyła przez niego zniekształconą przez wizjer twarz młodej kobiety prezentującej na twarzy pewne napięcie
Oceniła kobietę pod kątem urody, z czysto zawodowym zainteresowaniem i choć do zachwytu brakowało jej wiele to mimo zniekształcenia obrazu nieznajoma prezentowała się naprawdę świetnie.
- Kto tam? - spytała po angielsku. Jakoś nie mogła się przekonać do automatycznego używania polskiego.
- Teresa, Marcin mówił że… powiedział bym… - dziewczyna gubiła się trochę.
Amerykanka nie trzymała Tereski dłużej w niepewności i otworzyła drzwi z zamków i łańcucha:
- Cześć, jestem Indira. Wchodź. Miło mi Cię poznać. - Wyciągnęła dłoń do Teresy i uśmiechnęła się przyjaźnie. Gestem zaprosiła dziewczynę do mieszkania.
Aktualny target fotografa modystki patrzył na gospodynię z mieszaniną ciekawości i fascynacji.
- Oglądam na blogu wszystko. Wszystko! - zaznaczyła skwapliwie korzystając z zaproszenia. - Ja naprawdę… Ja się bardzo cieszę i bardzo dziękuję. Wiem, że pani ma masę pracy, postaram się naprawdę szybciutko. - “Pani” w jej ustach brzmiało trochę dziwnie, Teresa wyglądała na co najmniej 4 lata starszą od Indi.
- Teresa, mów mi po imieniu. Napijesz się czegoś? Herbaty? Wody? - Amerykanka ruszyła w kierunku mikroskopijnej kuchni
- Wody z chęcią, dziękuję.
- Opowiesz mi czym się aktualnie zajmujesz? I czego oczekujesz od sesji? Chodzi mi o to… - na chwilę umilkła - …jak ta sesja ma się wpasować do twojego portfolio? - Podała dziewczynie butelkę wody.
- Machulski ma kręcić nowy film, nie znam nawet roboczego tytułu, ale mam przyjaciółki w jego szkole. Coś o wampirach, ale z nutą komedii, ja się nie znam na fantastyce, ale ten klimat… - upiła łyk wody. - No kojarzy się z..., no wie pani… znaczy "wiesz". Myślałam, że załapię się na trzeci, czwarty plan, odpowiednie portfolio, rozumiesz?
- Teraz zaczyna to nabierać sensu - uśmiechnęła się Indi - Wiesz w jakich czasach ma dziać się akcja? Możemy zrobić kilka różnych motywów, to nie problem, ale dobrze by było się mniej więcej wstrzelić w podobny czas, okres.
- Wiem! - W oczach Tereski błyszczały nutki triumfu. - Ma być coś o krzyżakach, czyli coś barokowego.
- Aha - mruknęła bez przekonania Indi niepewna co to są krzyżacy. Szybko wrzuciła hasło w google i przeglądając zakładkę “Obrazy” szybko uzupełniła dziury w wyobraźni.
- Na kiedy to potrzebujesz?
- Nie wiem kiedy mają być castingi, jak się zaczną chcę mieć portfolio już gotowe.
- Masz coś przeciwko, żebym zrobiła Ci kilka zdjęć? - Modystka sięgnęła po aparat. Nie była zawodowym fotografem, ale to nie o to chodziło. Raczej o uchwycenie koloru włosów, oczu i twarzy. - Jutro rano podesłałabym Ci wstępną koncepcję.
- Oczywiście że nie. - Uśmiechnęła się i zatrzepotała długimi rzęsami na widok aparatu odruchowo przyjmując niewymuszoną pozę. Może i mózg miała na poziomie umiejscowienia krzyżaków w baroku ale na pracy modelki się znała i miała szczątki talentu.
- Nie wiem czy to pomoże, ale chodzą słuchy, że ma być to w formie dramatu czyli całość w pomieszczeniach dworskich - dodała wskazując znajomość sztuki teatralno-filmowej na poziomie swojej znajomości historii. - To będą chyba na zamku królewskim na Starówce kręcić, nie? Tak by miejsce się zgadzało?
- Nooo nie jestem pewna, czy zamek królewski będzie pasował do epoki. - stwierdziła niepewnie Indi - Wikipedia podaje, że Krzyżacy w Polsce to do XV wieku byli. Może jakaś część zamku się nada na zrobienie klimatu. - pokiwała głową Indira, robiąc przy okazji zdjęcia Teresce. - Ok, powinno mi to starczyć. Masz makijażystkę i fryzjerkę?
- Koleżanka prowadzi salon urody, dam radę.
- Hmm… ale… koleżanka zna się na charakteryzacji? - spytała ostrożnie Indi.
- No mejkap, tipsy… - zaczęła wymieniać, ale w porę zorientowała się z kim rozmawia. - Ale nienienie! Ona pracuje z blacharami to na co dzień tak… ale dobra jest, naprawdę.
- No dobrze… jeśli tak to tak - uśmiechnęła się Indi - Przygotuję Ci parę propozycji. Potem trzeba będzie wybrać z nich, może dwie - trzy i ustalić z koleżanką fryzurę i makijaż, a z Marcinem termin sesji. Ty spróbuj się dowiedzieć o termin castingu. Lepiej gdyby się coś udało ustalić niż robić wszystko na szybko.
- Znajoma mi radziła by się przespać ze scenarzystą, on może coś wiedzieć… - Teresa odrzekła bez entuzjazmu.. - A Marcin… on jest taki kochany. No po prostu najwspanialszy przyjaciel na świecie! Mówił że ogarnie plan. Ma z tobą konsultować.
- Tak, współpracujemy regularnie więc tym się nie przejmuj. Dasz mi numer do siebie i maila? - Amerykanka nawet okiem nie mrugnęła na wieść o friendzone Marcina jakie powstawało na jej oczach i uszach.
- Oczywiście - szybko podała namiary na siebie.
- To jesteśmy w kontakcie. - Indi podniosła się sugerując koniec spotkania. - Jak coś Ci się przypomni albo dowiesz się czegoś nowego to dzwoń, nawet późno w nocy.
- Jejku! Dziękuję! - modelka pisnęła pełna entuzjazmu i znienacka przytuliła mocno Indie. - Mogę? - Wyciągnęla komórkę i ustawiła się obok Amerykanki jak do selfie. - Koleżanki skisną z zazdrości.
- Tak - projektantka ustawiła się do zdjęcia i pozwoliła zrobić kilka ujęć z raczej poważną miną - Jesteśmy w kontakcie - powtórzyła i poprowadziła rozemocjonowaną dziewczynę do wyjścia.
Tereska ględziła coś jeszcze już zupełnie bez sensu na fali entuzjazmu. Wyglądała jak ktoś kto wygrał w totolotka. Już w drzwiach ucałowała Indi w policzek i pokłusowała do windy.
Indi z ulgą zamknęła drzwi wejściowe, zamek, łańcuch, drugi zamek i z głębokim wydechem podreptała do kuchni…
Przerwało jej entuzjastyczne pukanie do drzwi...
“Boże, czegoś zapomniała?” - to była pierwsza z myśli ciemnoskórej dziewczyny. Ruszyła z powrotem do drzwi i zaczęła je otwierać:
- Czegoś zapomniałaś? - uchyliła drzwi odrobinę. Nie chciała ponownie wpuszczać Teresy.
- Ehm… - listonosz wyglądał na zaskoczonego - poczta, Pani Gemmer…

* * *

Mieszkanie Indiry, Ursynów, ul. Na Uboczu, popołudnie
SMS oderwał Indi od komputera.
Cytat:
Znalazłem zaje plan, starczą ci zdjęcia, czy chcesz obejrzeć?
Cytat:
Ufam Ci. Fotki starczą.
Indi nie dodała, że ufa fotografowi od niedawna. Wcześniej wolała sama wszystko sprawdzać. Dwukrotnie.
Cytat:
Dziewczyna odebrała MMS ze zdjęciem starej piwnicy ale utrzymanej nieźle mimo gotyckiego ceglanego sznytu.
Cytat:
Na starówce, klimat naprawdę świetny, ciarki na plerach )))
Cytat:
Nie mogę się doczekać pracy tam :P Wygląda nieźle.
Nie zapomnij o psie!
Cytat:
Zdradzisz mi w końcu na cholerę pies?
Cytat:
Do klimatu. Szlachta miewała psiarnie. Pies doda smaczku.
Cytat:
Aha...ok. Zabiorę Ramzesa. :/
Cytat:
Cudnie!
* * *

Przedszkole nr 395, Ursynów, ul. Na Uboczu, wczesny ranek
Szczegóły zostały ustalone sprawnie i szybko, Tereska nie należała do osób o kręgosłupie ze stali ani tych co koniecznie chcą forsować własne zdanie. Zdaniem Indi, to dyskusyjnym byłoby podejrzenie iż młoda modelka jakieś wybujałe własne zdanie posiada. Aspirantka do filmu Machulskiego brała wszystkie pomysły w ciemno ciesząc się jak dziecko, że sławna w branży fashionistka ogarnia jej sesję. Wszystko było gotowe, Marcin dojechał na miejsce z całym sprzętem, makijażystka od ulepszania blachar była na miejscu, robiąc na bóstwo być może przyszłą zdobywczynię Oskara. Kreacje były już zamówione wcześniej i aktualnie czekały już na miejscu. Indira wbrew pozorom nie odczuła mocno ‘pomocy koledze’, a ten ponoć powoli wychodził z friendzone.
Wszystko było pięknie do tegoż właśnie poranka gdy czekali na Indi w piwnicy jednej z kamienic na starówce… a przedszkole mieszczące się właściwie pod blokiem Indiry, okazało się tego dnia zamknięte. Amerykanka była jednym z wielu rodziców klnących w duchu na polskie realia. Nagła (choć jeden z ojców odgrażał się ostatnio!) kontrola sanepidu wykazała nieprawidłowości.
I trwała.
Dyrektorka przepraszała, bliźni przyprowadzający dzieci przed pracą bluźnili…
- Alex, pojedziesz ze mną do pracy. Pomożesz mi i wujkowi Marcinowi w robieniu zdjęć, dobrze?
- Mhm… - córeczka nie miała większych problemów z adaptacją do nowego planu dnia. Za to Indi nieco bardziej się przejęła.
Cytat:
Mam Alex, przedszkole zamknięte.
Wysłała smsa do Marcina już w drodze na umówione miejsce.

* * *

Kamienica na Starówce, Śródmieście, ul. Piwna, ranek
Po dojechaniu na miejsce mała Alex dostała się pod obstrzał czułości Tereski. Na szczęście bez długości tych zabiegów gwarantujących jakieś większe zmiany w psychice dziecka. Modelka miała swój dzień i kokietowała czterolatkę raczej z grzeczności i wazeliniarstwa wobec jej matki..
Marcin męczył się przez jakiś czas z ustawieniem sprzętu: tła, oświetlenia, przenośnych białych ścianek. Nie lubił pracować z asystentami więc sam mordował się z większością technikaliów.
W między czasie Indira zajęła się przygotowywaniem Tereski. Instruowała i konsultowała makijaż i fryzurę z jej przyjaciółką. Pomagała sobie szkicami, by móc ze spokojem przekazać swą wizję charakteryzatorce. Umalowana i przygotowana Tereska spędziła dobry kwadrans z Marcinem, który mierzył natężenie oświetlenia w różnych pozach. To pozwoliło dziewczynie przełamać pierwszą głupawkę i wczuć się w klimat. Indi włączyła również stylową, renesansową muzyczkę, która brzmiała nieco mdławo w porównaniu ze współczesnymi beatami, ale pasowała do epoki. Rzucała też hasłami które miały pomóc modelce załapanie klimatu i wczucie w rolę. Po pół godzinie strzelania fotek, Marcin zarządził przerwę. Razem z Indi przejrzeli pierwszą serię zdjęć. Z około setki ujęć udało się im wybrać dwa, które przykuwały uwagę i nie raziły banalnością. Indira w między czasie dała Alex coś na ząbek i picie. A potem poprosiła dziewczynkę o zabawę z Ramzesem, który znudzony leżał w niewielkiej odległości od swojego pana. Kolejna kreacja, kolejna stylizacja, jedna z nich również z Ramzesem, naśladująca portrety malarskie ze zwierzęciem, kolejne ustawienia. I… już po 2 godzinach, Marcin zarządził fajrant. Zebrali potencjalnie około dziesięciu fotek, nadających się do portfolio wampirzycy.


* * *

Ulice Warszawy, wczesne popołudnie
Indi prowadziła samochód jadąc Marszałkowską.
Sesja wypadła dobrze, głupiutka modelka naprawdę miała talent… a widząc ich razem Amerykanka wyzbyła się obaw o Marcina. Zachowywał się raczej jak łowca, a nie nagrzany szczeniak.
Chyba wiedział co robi i na co może liczyć.
- Mamo? - Alex odezwała się z fotelika na tylnym siedzeniu.
- Tak, kochanie? - Indi rzuciła spojrzenie na córeczkę we wstecznym lusterku.
- A so to so "Niemce" i cemu mamy psed nimi uciekaś i chowaś jak psyjdo?
Indira zmarszczyła brwi:
- Niemce? Niemcy tak? Skąd taki pomysł skarbie?
- No bo…. tak mówiła ta bludna, smutna pani z biało-celwono opaśkom na lęku. Jak pstlykaliście fotki. - Alex mówiła spokojnie jakby opowiadała o tym że Kasia ciągała ją za włosy w przedszkolu.
Indira była pewna, że przez całą sesję w piwnicy byli tylko we czwórkę.
I na słowa córeczki ścierpła jej skóra.
Post by corax & Leoncoeur
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 07-01-2016 o 18:11.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172