Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2009, 23:00   #1
 
Ra6nar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ra6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znanyRa6nar wkrótce będzie znany
Witamy w Rodzinie!

Alessandro ''Alessio'' Boticelli & Tony Luciaveze



Siedzieliście w eleganckiej kawiarence omawiając szczegóły nadchodzącej współpracy między Rodziną Cuneo a Tonym, wyrzuconym brutalnie z pracy policjantem. Jeszcze jako policjant, Tony zawsze pomagał Cuneom w interesach - to przymknął oko na drobne wymuszenia czy rabunki, to sprzedał ważne informacje o działaniach policji. W zamian zawsze dostawał odpowiednie wynagrodzenie pieniężne, a czasem nawet informacje dotyczące miejsc, w których regularnie działały drobne grupy przestępcze, dzięki czemu mógł sobie zapracować na podwyżkę. Nadszedł jednak czas reform w oddziale policji w Hell's Kitchen, no i tak właśnie Tony został zwolniony wraz z wieloma kolegami po fachu. Umówił się więc na to spotkanie, na którym teraz przebywał. Spotkanie z Alessandro Boticellim, wtyczką Rodziny Cuneo. Mężczyźni dobrze się poznali przez lata owocnej współpracy. Alessio (bo tak w skrócie wołano na Alessandro) zaproponował więc byłego gliniarza jako potencjalnego pracownika...

Alessandro przejechał ręką po dość długiej grzywce, zaczesując ją na lewą stronę, następnie wyciągnął zza połów marynarki paczkę papierosów i zapalniczkę. Jednego papierosa włożył do ust, a następnie przesunął paczkę po blacie w kierunku Tonego, który pokręcił tylko głową dając znak, że nie pali. Alessio doskonale o tym wiedział, częstował z grzeczności. Zapalił papierosa i już otworzył usta by zacząć poważną konwersację, gdy do lokalu wkroczyło trzech jegomości w płaszczach i kapeluszach. Podeszli do lady i zawołali barmana. Przysadzisty mężczyzna miał przestraszoną minę, zdaje się, że znał tych gości. Alessio opuścił nieco głowę by dojrzeć jegomości w pełni barw zza dużych słonecznych okularów, Tony obrócił się na krześle za siebie. Zaraz będzie gorąco - pomyśleliście niemal jednocześnie, ale ku Waszemu zdziwieniu i radości mężczyźni wyszli po chwili, a jeden z nich na wychodne poklepał jeszcze, silącego się na szczery uśmiech, grubawego barmana. Waszą uwagę zwrócił fakt, że jeden z cwaniaków miał na sobie czarne skórzane rękawiczki...dobrze wiedzieliście po co facet w kapeluszu nosi skórzane rękawiczki w środku wiosny...Tak czy inaczej, jakimś zbiegiem ci podejrzani kolesie opuścili kawiarenkę a Wy mogliście przejść do rozmowy. Don Cuneo czekał aż Alessio przyprowadzi do posiadłości Tonego, tak by mógł z nim pogadać i wybadać do czego się nada, jednak Alessandro nie był człowiekiem pochopnym i wiedział, że rzetelna rozmowa z pretendentem na nowego pracownika jest jak najbardziej wskazana przed rozmową kwalifikacyjną z Donem. Gdy już oddaliście się rozmowie podeszła do Was zgrabna kobieta ubrana w czarną sukienkę na ramiączkach i nałożonym nań białym fartuszkiem, w jednej ręce trzymała notes, zaś w drugiej ołówek:
- Coś panom podać?

***

Roberto Fuggitivo Di Lauro & Gulio Riccardoni



Staliście na parkingu posiadłości Barzinich. Mimo, że byliście w rodzinnym biznesie już jakiś czas, to ten widok nadal robił na Was wrażenie. Myśl o tym, że kiedyś sami dorobicie się takiej własności potęgowała w Was chęć robienia tego co teraz robicie. Nie znaliście się dobrze, widzieliście się może przelotnie trzy lub cztery razy będąc na usługach Dona Barzini, teraz jednak dostaliście wspólny rozkaz czekania na rozkazy od Capo Vincenzo Del Cero, a to oznaczało wspólną robotę. Była to więc świetna okazja do tego, by trochę lepiej się poznać. Rozmawialiście więc umilając sobie czas oczekiwania, który nieubłaganie się dłużył, wiedzieliście jednak, że czekać należy tak długo aż zjawi się Capo z rozkazami. W przeciwnym razie byłaby to oznaka braku szacunku dla członków Rodziny Barzini stojących wyżej od Was, a więc obraza całej Rodziny. Takie zasady panowały nie tylko w tej rodzinie, ale doskonale wiedzieliście, że Emilio Barzini słynie z najtwardszej do rządzenia ręki spośród wszystkich Donów Rodzin Nowego Jorku, dlatego też cieszył się największym szacunkiem wśród zwykłych ludzi a i wzbudzał też największy respekt. W końcu zjawił się Vincenzo, grubawy jegomość w szarym płaszczu i zawadiacko założonym na skos kapeluszu. Odruchowo wyprostowaliście się nie opierając się dłużej o samochód.
- Cześć chłopaki - zaczął przyjaźnie Vincenzo - Jest robota, która nie jest łatwa, ale której nie możemy powierzyć żadnemu z pełnoprawnych członków Rodziny Barzini. Jesteście naszymi wtyczkami, tak więc tylko część Nowego Jorku postrzega was jako członków Barzinich. Capo otarł niezdarnie nos przegubem ręki i ciągnął dalej:
- Jest jeden facet...Tattaglia, którego trzeba stuknąć. Gość po pijaku podpalił samochód Santino Barziniego, jednego z naszych ludzi na wysokim stanowisku. Niby nic wielkiego, ale ludzie muszą wiedzieć, że takich rzeczy się nie robi...nie w stosunku do Barzinich. Jako, że wy nie należycie jeszcze pełnoprawnie do Barzinich, to z powodzeniem możecie nauczyć ogłady tego ochłapa. Gość ma być sztywny panowie... - Vincenzo spojrzał na Was spod byka, chcąc się upewnić, że rozumiecie, po czym zaczął głośnym tonem, jak gdyby zaczynał rozmowę o czymś innym:
- Weźcie broń jaką chcecie ze składu w piwnicy, ma tylko być bez policji, jeśli przechodnie zauważą całe zajście - zróbcie swoje i spieprzajcie. Tak czy siak, żadnej policji. Jeśli policjant jest w pobliżu to czekacie na dogodną okazję. Capo wziął głęboki oddech i dodał, tym razem ściszonym, tonem:
- Faceta wołają Carro, z tego co donieśli mi moi ludzie będzie przy dwudziestej drugiej w barze Constantina jutro o czwartej po południu. Tutaj w Midtown. Roberto - ty oczywiście prowadzisz.

***

Michael Tattaglia


~Don Philip Tattaglia~

Siedziałeś w gabinecie Dona. Wkurzało Cię, że mimo iż jesteś pełnoprawnym członkiem Rodziny Tattaglia, to musisz udowadniać swoją lojalność. Nie dyskutowałeś, bo byłoby to równoznaczne ze sprzeciwieniem się decyzjom Dona, a tego nie chciałeś. Byłeś synem Capo i przywłaszczyłeś sobie nazwisko Tattaglia jako oficjalne. Widać Don, tak czy inaczej, planował Cię ostatecznie przetestować, po tych wszystkich napadach i rabunkach...ba! Nawet i morderstwie, które wykonałeś dla rodziny. Don spojrzał na Ciebie zmrużonymi oczyma, paląc cygaro.
- Czuję to, Michael...czuję, że ci to nie pasuje ale cóż... - krótka przerwa na zaciągnięcie się, dała jak gdyby nowego zapału do dalszej rozmowy - ...muszę cię przetestować ten ostatni raz, a obiecuję, że to już ostatni test, który zadecyduje o tym czy w oficjalnej ceremonii przestaniesz być wtyczką i zaczniesz należeć do Rodziny Tattaglia.
Siląc się na wszelką uprzejmość skinąłeś głową, sam nie wiedziałeś czy w podzięce czy co to do cholery miało znaczyć. Don również skinął głową, po chwili wstając od dębowego biurka i stając przy oknie. Odwrócony do ciebie tyłem zaczął:
- Mam jednego człowieka... - kaszlnął głośno, podrażniony dymem - nazywa się Carro, a przynajmniej tak na niego mówią, nie znam jego imienia...nie zna go nikt. To mi wystarcza, mogę go nazywać Carro...wiesz dlaczego? - Obrócił się raptownie na pięcie spoglądając Ci prosto w oczy, po czym nie czekając na Twoją odpowiedź podjął:
- Bo facet świetnie wykonuje swoją robotę, a skoro chce żeby nazywać go Carro to tak go nazywam i nie mam nic przeciwko temu, żeby nie miał zwyczajnego imienia.
Trochę Cię przynudzał cały ten wywód, jednak szanowałeś Dona, co było oczywiste i ani śmiałeś mu przerywać.
- Jutro Carro jedzie do baru w Midtown...pojedziesz z nim. Koło czwartej po południu. Chcę żebyś tam był i z nim usiadł. Miej na niego oko, dopilnuj by za bardzo się nie upił i przyprowadź go do domu w jednym kawałku. Ostatnio się o niego boję z wiadomych sobie powodów...Rozumiemy się?

***

Michael ''Mike'' Woodfield



Leżałeś na sofie w pokoju Consigliere Dona Stracci. Przy Tobie siedziała Sarah, córka Cosigliere. Coraz częściej widywaliście się od kiedy uratowałeś ją przed dwoma oprychami, którzy mało co zgwałciliby ją w jednej z ciemnych uliczek Nowego Jorku.
- Jak myślisz, czy mój ojciec jest bardzo zły, że się z tobą spotykam? Nawet nie jesteś jeszcze w pełni w rodzinie, jesteś - chwileczkę, jak to się mówi - wtyczką. - Dziewczyna uwielbiała w ten sposób flirtować, i drażnić się z Tobą, jednak nie miałeś nigdy nawet najmniejszej ochoty się na nią obrażać. Przynajmniej do tej pory. Dziewczyna podeszła do niewielkiego barku, otworzyła go i wyciągnęła stamtąd butelkę whiskey.
- Co powiesz? - zapytała chichocząc?
Początkowo pomyślałeś po prostu, że piękna z niej kobieta, a z tą butelką przyzwoitego trunku bardzo jej do twarzy, lecz po chwili zaczynały Tobą targać wątpliwości czy na pewno powinieneś się z nią napić. Czy nie będzie to łamało w jakiś sposób etyki Rodziny...Z drugiej strony nie chciałeś jej rozczarować, poza tym, ów wieczór mógłby się przekształcić w bardzo miły wieczór...

***

John Armone & Blaze Ballsky



Don Vito siedział wygodnie w fotelu trzymając na rękach swojego kota. Wy przed nim, również w fotelach, czekaliście na to co ma Wam do powiedzenia. Zastanawialiście się dlaczego chciał z Wami rozmawiać osobiście, ale to miało się już za moment wyjaśnić. Don Vito podrapał się zewnętrzną częścią prawej dłoni po policzku, zmrużył oczy i podjął swoim charakterystycznym tonem, zmęczonego człowieka:
- Wezwałem was aach...bo chcę, żebyście pracowali jako wtyczki dla ludzi mojego Capo, Clemenzy. Ostatnich dwóch eech...zostało stukniętych dwa dni temu, o co podejrzewam Rodzinę Tattaglia. Nie chcę jednak niepotrzebnej wojny. Dlatego zastąpcie tamtych nieszczęśników i zgłoście się zaraz do Clemenzy. Jest w swoim domu na Brooklynie, przy piętnastej za hotelem Rossi's. Słuchaliście uważnie kiwając głowami na znak zrozumienia. Don uśmiechnął się nieznacznie i dodał:
- Eech ty - wskazał na Blaze'a Wiem, że dobrze prowadzisz auta - uśmiechnął się, tym razem szeroko, co sprawiło Ci wielką przyjemność, tym bardziej, że szanowałeś Dona jak nikogo dotąd - Poprowadzisz auto...ach, natomiast ty - skinął na Johna - przydasz się Clemenzie w dalszej karierze jako żołnierz rodziny...eem słyszałem o tym co zrobiłeś z człowiekiem, który pozbawił godności twoją matkę. Oboje ukłoniliście się i wyszliście, gdy Don dał taki znak. Razem cieszyliście się z nowej, poważnej tym razem, jak nigdy, roboty, bo w końcu mieliście pracować przy samym Capo. Blaze jednak cieszył się najbardziej. Najlepsze było to, że podejrzanymi morderstwa wtyczek Capo byli Tattaglia, których nienawidził z całego serca, a miał ku temu poważny powód...
 
Ra6nar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172