Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-04-2010, 21:05   #1
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
[Autorski] Tysiąc Dróg


Pan Cogito a ruch myśli
Myśli chodzą po głowie
mówi wyrażenie potoczne
wyrażenie potoczne
przecenia ruch myśli
większość z nich
stoi nieruchomo
pośrodku nudnego krajobrazu
szarych pagórków
wyschłych drzew
czasem dochodzą
do rwącej rzeki cudzych myśli
stają na brzegu
na jednej nodze
jak głodne czaple
ze smutkiem
wspominają wyschłe źródła
kręcą się w kółko
w poszukiwaniu ziaren
nie chodzą
bo nie zajdą
nie chodzą
bo nie ma dokąd
siedzą na kamieniu
załamują ręce
pod chmurnym
niskim
niebem
czaszki
Zbigniew Herbert

Akt I
Omeyocan
Noc i Dzień, Światło i Mrok

Tej nocy Brigid Monk męczyły myśli szarpiące jej jaźnie i nie pozwalające zasnąć. Kobieta zamykała oczy, otwierała je i spoglądała w sufit. Szamotała się w łóżku, do prawej i lewej, przewróciła podwyżkę na drugą stronę. Robiła wszystko aby w nocnej ciszy zagłuszyć czymś natrętne myśli. Myśli była jak strzały nasączone trucizną smutku i tęsknoty. Śmierć ojca uwydatniła wszystkie problemy które nosiła pod sercem. Teraz wypędziły i zaczęły ją zżerać.
Nerwowo poruszyła się w łózko rozwierając szeroko oczy. Szary krajobraz pokoju i powiew zimnego wiatru. Najpierw uderzył ją w wystająca z łóżka stopę, potem w twarz. Notatki przy szafce nocnej zaszeleściły złowrogo, podłoga zaskrzypiała chociaż beton i cegła nie miały prawa skrzypieć. Nerwowo poderwała się z łózka, opuszczając na ziemię kołder i skoczyła w kierunku nie lampki nocnej, a głównego włącznika światła. Pstryknięcie zakończyło powiewy wiatru, jasny błysk światła oślepił ją. Przymrużyła oczy, spuściła wzrok na podłogę. Wtedy raz jeszcze wiatr połechtał ją i przywiał wprost pod nogi kartkę. Bliższe oględziny ukazały jej wycięty kawałek starej księgi który jednak trzymał się nader dobrze. Gdyby nie sidła logiki, mogłaby przysiąc, że jest to oryginał ilustracji przepiórki z bestiariuszem z Aberdeen.
Trzask pękającej żarówki jeszcze bardziej wystraszyło kobietę, niemal podskoczyła. Przez chwilę miała wrażenie, że szkło poleciało wprost na jej twarz i ciało. Zrobiła kilka kroków do tyłu, lecz nie czuła gruntu pod stopami. Nie było też ściany za plecami na którą powinna wpaść i miłego odgłosu nagich, szurających stup po włosiu dywanu. Pobiegła przed siebie i to właśnie uczyniła lecz biegła stąpając po czymś czego nie było, nie natrafiając na granice i ledwo słysząc swój oddech. Przystanęła, a na jaj ramieniu spoczęła ciepła, męska dłoń. Dopiero wtedy zauważyła, że jest ubrana zupełnie inaczej i zupełnie inaczej wygląda, a w dłoni nadal miała kartkę z bestiariusza. Ciepły, tajemniczy głos ściął przestrzeń nad jej uchem.

-Ciiii... Nie krzycz. Nie zaśmiecajmy tego miejsca zbędną myślą.

Gwałtowne obrócenie się odkryło przed nią twarz właściciela owego głosu. Spoglądała na nią para oczu których barwę mógłby oddać tylko wielki poemat opisujący kosmos, jego narodziny i początki, pierwotny chaos i wielki wybuch. Taka to była barwa, ważniejsza niż cokolwiek innego. Owe oczęta osadzona na semickiej twarzy spalonej słońcem. Czarne, proste i geste włosy na głowie opadały swobodnie, a gęsta, acz kotko przystrzyżona broda dodawała powagi temu niebyt staremu jegomościowi. Na jej spojrzenie zareagował uśmiechem i bezgłośnym odsunięciem się. Większość ubrania skrywała szara szata z odgarniętym kapturem. To, co widać było prócz niej, to sandały na nogach i pas u którego wpięto pęk kluczy których pobieżna próba oszacowania przez Brigid spełzła na niczym. Serce zwolniło rytm, a ona uspokoiła się na tyle, aby pojąc swój nowy stan, niezwykłość miejsca w którym się znalazła i kolejne słowa mężczyzny.

-Nic ci nie grozi, nie pytaj, jestem Judasz. Niebawem pojawią się inni.

***

Kristberg Leikrni właśnie wrócił do domu po nocnym wyrębie drzew które po ostatniej wichurze groziły zawaleniem na trakcje elektryczną. Zmęczony postanowił nie budzić żony i po ciemku zamknął drzwi. Potknął się o rzucone w biegu kapcie wpadając do dużego pokoju. Tam zaś trwało jasne światło palącej się lampy górniczej. Skonany drwal ruszył aby ją zagasić. Nie był pewien czy to majki zmęczenia czy słowa żony układały się w słowa których znaczenia zupełnie nie rozumiał. Był to jakby dawno zapomniany język który i on kiedyś znał, lecz zapomniał.
Błysnął białego światła niemal go oślepił. Światła wspaniałego i mocarnego, które nadpaliło końcówki jego włosów, osmaliło twarz i zajęło ogniem prawy rękaw. Klnąc zagasił go zadziwiony. Zapach światła, bo inaczej jeszcze nie potrafił określić woni którą poczuł. Jednak wzrok nie był dalej porażony bielą, a to on znajdował się w bieli, on inny jakby to co było w nim, uwolniło się w oświetla, a pod stopami leżała lampa. Znaczenie słów teraz dodarło do niego.

-Nic ci nie grozi, nie pytaj, jestem Judasz. Niebawem pojawią się inni.

Olśnił go ten dziwny język który wydawał się jego. Światło niebawem zagasło, a on stał pośród otchłani niebytu. Przed nim zaś znajdowała się jakaś kobieta i mężczyzna. Spojrzał na prawo, a tam dojrzał kształty nienazwane które buntowały się przeciw logice i formie. Kwadraty wpisane w koła o tym samym polu, konstrukty pięciu wymiarów, obrazy rzeczy doskonalszych niż to zazwyczaj czystych i lśniących, a przy nich tańcowało zniszczenie i zgnilizna tych samych przedmiotów. Spojrzał w lewo i dostrzegł porażający blask miliardów gwiazd, planety każące wokół słońc, przemykające komety, drogę mleczną i wielki, przyśpieszony porządek zachowywany mimo chaotyczności każdego z elementów.

***

Noc dla Lorraine Girard upływała pod znakiem artystycznego uniesienia. Mówiąc wprost, przy użyciu trzech znalezionych pędzli malowała obraz nie zważając na upływający czas. Jakimś dziwnym trafem, każdego z pędzli używała tylko do malowania jedną barwą czerwoną, zieloną lub niebieską. Na płótnie tworzył się surrealistyczny widok kamiennej bramy na drugim planie, oraz twarzy mężczyzny na pierwszym. Pociągła twarz, broda i oczy które to Lorraine z uporem maniaka przemalowywała na inną barwę. Spod jej pędzla wychodziły czerwone i błękitne ptaki niknące w bramie, promyki sterczowego słońca i włosy człowieka niczym promienie światła rozczepione pryzmatem. Ustna na obrazie drgnęły, a z płótna popłynęły słowa.

-Nie bój się, to nie majaki. Jeśli pragniesz poznać więcej niż tylko lata człowiecze. W kieszeni masz klucz. Otwórz nim drzwi.

Obraz zalał się w eksplozji rozmazanych barw skutecznie kryjących zawartość. Wystraszona dziewczyna poczuła ciężar w kieszeni, a kiedy sięgnęła do niej, zlazła mediany klucz pasujący do drzwi pomieszczenia, gdzie się znajdowała. Zdziwiona, nie mogąca zebrać słów stała tak pośrodku miotając wzrokiem wszędzie i ściskając w dłoni pędzle. Oddychała szybko i ciężko, dwie krople potu przepłynęła po jej czole. Blada jakby zobaczyła ducha bo i doświadczyła czegoś nadnaturalnego. Usiadła na ziemi, lecz miast usiąśc, zapadła się w nią. Parada braw błysnęła jej przed oczami, a potem widziała już tylko wszystko i nic. Siebie sama nieodmienioną pośród ścieżki i trzy osoby. Judasz westchnął.

-Nie mogłem czekać nim się namyślisz.

***

Cała trójka znajdowała się w przedziwnym miejscu mając za przewodnika Judasza. Miejsce to dla niedoskonałych zmysłów człowieka zdawała się czarną pustką której grę i dół wyznaczała wolna wola, tak samo jak chwiejne granice pomiędzy fizycznym kosmosem taki mak w naukowych modelach, a splatanym światem idei i koncepcji. Ich mowa stała się czymś w rodzaju metajęzyka, wygład zmienił, zaś zapachy nie istniały. Zdawało się, że myśl ma ciężar i siłę, zapachem jest emocja, smrodem strach, perfumerią siła. Ich przewodnik skłonił się głową, aż niezliczone klucze u pasa zabrzęczały. Rysy miał podobne do jegomościa z portretu Lorraine, natomiast Kristberg zrazu poczuł do niego nieopisaną niechęć.


-Spokojnie, spokojnie... Jestem Judasz Iskariota, Pan Kluczy i Dróg, Wielki Odźwierny, Powiernik Tajemnic. Wy natomiast jesteście istotami które upatrzyłem sobie jako towarzyszy i prawe dłonie. Każdemu zapłacę.

Począł zwracać się po kolei do całej trójki.

-Brigid, mogę wyprostować twe drogi i odnaleźć zapomniany talent. Po powrocie ojciec może żyć. Co zechcesz.

-Kristberg, nie patrz się tak, jakbym zabił twojego Boga. To nie jest tak, a ja mogę spełnić marzenia. Ty sam zaś tutaj sam możesz poszukać tego, który umarł i zmartwychwstał jak i innych. Znaleźć i oddać mu pokłon, prawda?

-Wreszcie Lorraine. Też o czymś marzysz, też czegoś pragniesz. Mogę dać ci klucz do wszystkiego czego zechcesz. Obudzić artyzm, zepchnąć doczesność i dać miłość.

Uśmiechnął się bokiem ust z przekąsem i gwałtownym machnięciem ramienia jakby zupełnie nie pasującym do powagi sytuacji zaprosił ich aby szli za nim po bezkresie. Droga trwała subiektywnie. Kristberg oszacowałby ją na piec pacierzy, podczas gdy Brigid na poł minuty. Koniec końców stanęli przed ścianą wzniesioną z myśli, która chociaż niewidoczna, to wyczuwalna niczym wyrzeźbiona w protomaterii miejsca, gdzie byli. Judasz zakreślił i dłonią, i myślą zarys framugi która wnet przeobraziła się w drewniane drzwi. Mężczyzna pociągnął za klamkę.

-Państwo pozwolą. Pójdziemy do tej, która jest odrobinę lepsza w opowiadaniu.

***

Cała czwórka wtoczyła do olbrzymiej, podłużnej sali do której wejście wnet zanikło za ich plecami. Pod ich stopami znajdowały się kryształowe płytki dwóch, przeplatających się harmonijnie barw ognia i wzburzonego morza. Białe, szorstkie ściany już od postawy zbiegały się łukiem ku środku aby stworzyć półokrągły sufit, z każdym metrem, a musiało być ich z dwadzieścia, ich faktura stawała się coraz gładsza i lśniąca odbitym światłem płynącym nie wiadomo skąd. Szeroki korytarz wypełniała pustka zmieszana z drażniącą wonią lekko szczypiącego nozdrza powietrza. Nikt z nich nie mógł ujrzeć końca sali gdyż korytarz zdawał się biec tak daleko w nieskończoność, że widoczność ostatecznie ścinało gęstniejące warstwy powietrza jak to bywa w górach, lecz tutaj były one barwy błękitu w którym trwała pomarańczowa, rozgrzana zawiesina której wicie się w oddali jak wąż. Judasz wyszedł dwa kroki przed nimi.

-Thea, nie podejrzewałem, iż zmienisz wygląd swego więżenia... Ach, wybacz. Wolisz nazywać to świątynią. Aby więc dobyło się formalności, bądź powitana Wielka Wyrocznio, Oczy Nieba i Pani Prawdy i racz wyłonić się z tej potwornej formy w którą zakuto cię ongiś aby udzielić nam twej mądrości.

Ognista zawiesina o dodali rozprysła się po ścianach, zaczynając trawić biel i pozostawiając na niej tylko sadzę i wgłębienia. Natomiast Kristberg wypatrzył mały punkt wyłaniający się z błękitnej mgły. Z każą chwila stawał się coraz większy i jaśniejszy aby dziwnym, czarodziejskim sposobem znaleźć się przed Judaszem. Thea była wysoką kobietą o gładkiej, jasnej cerze i prostych, opadających na ramiona włosach przypominających skrystalizowane światło. Pomarszczona, lazurowa suknia opadała fałdami na posadzkę i była beZ ustanku lizana pomarańczowymi płomykami buchającymi w losowych miejscach lecz nie czyniącym jej szkody. Białymi oczami ogarniała całe zgromadzenie. Wąskie, sine usta rozwarły się aby wydać słowa, a wraz ze słowami buchała z nich gorąca para. Wyrocznia owiła wyjątkowo cicho, wymagając nie lada wysiłku aby zasłyszeć, co mówi.

-Judasz znowu przyprowadza swoich ludzi i domaga się odpowiedzi. Upadniesz.

-Myślisz, że o tym nie wiem?

Judasz zrobił pól kroku do tylu, a druga połowa ruchu przerodziła się w pochylenie do tyłu, zaplatanie się nóg i upadek. Z cala pewnością gruchnąłby on o ziemię gdyby nie wynikająca z odruchu reakcja Kristberga łapiącego morszczyznę pod pachy. Judasz podziękował kiwnięciem głowy, poprawił szaty.

-No, to się nazywa siła!

Nawet go to ucieszyło. Szurnięcie jego sandałów obijało się echem po białych ścianach lecz ów dźwięk przypominał bardziej trzaskanie ogniska. Lorraine Girard zapiekła skora twarzy od płomiennego spojrzenia They. Judasz ponownie zabrał głos.

-Czterech rzeczy nie pragnie mędrzec: gwałcić losu, pytać o radę wrogów, zmieniać prawdy, zadowalać wszystkich ludzi. Całe szczęście, że ja mędrcem nie jestem, a Oczy Nieba nie są moim wrogiem. Dlatego też zrób to, po co tu parzyliśmy.

Liżące sylwetę kobiety płomienie zbladły, a jej skóra zaczęła parować purpurową mgiełką. Zamazane krwią oczy patrzyły w dalszym ciągu na Lorraine. Wyrocznia oddychała ciężko, a jej drobne dłonie nabiegały również krwią przypominając sińce na całej powieszani. Suknie falowała jak niebo i morze. Otworzyła usta buchając parą wodną.

-Lorraine Girard, z tej wyprawy wyniesiesz więcej niż tylko kilka srebrników. Złamiesz się z całym narodem i złamiesz światło aby użyć jako spoiwa całej siebie. Musisz wierzyć w siebie i być sobą w środku i na zewnątrz. Już teraz widzisz więcej. Czujesz rytm intencji, emocji i słów? Ich wagę, podpis adresata. Czujesz, widzisz ten świat? To jest początek drogi.Thea spauzowała, a palący wzrok przerzuciła na pędzle wciąż trzymane przed dziewczynę. - Gdybyś mogła pokolorować świat na nowo, uczyniłabyś to? Zatańczyłabyś wedle swego nastroju w gniewnej, ognistej, emocji ducha żywej czerwieni, w wiecznie płynącym, widzącym i będącym rozumem błękicie czy też spokojnej zieleni wszech-tworzywa ziemi? Cieszyć się ze światem, nadać nowe kształty na murach aby runęły. Moja droga, namaluj kiedyś dla mnie psa i podpisz go wierszem. Podaruj je smutnemu nieśmiertelnemu. Będziesz wielką czarodziejką.

Wnet czerwona mgiełka zapaliła się, a całe ciało, z pominięciem sukni, stało się żywym ogniem. Puste oczodoły były czarnymi punktami w przestrzeni które tym razem padły na Kristberga. Zdawały się wyciągać tym spojrzeniem wszelakie sekrety i ciało jak czarne dziury.


-Tutaj mamy mężnego wojownika który wierzy w dobrego Boga i siłę natury która ma stamtąd pochodzić. Dowiesz się czegoś, co wstrząśnie tobą. Ciekawe czy po powrocie zostaniesz prorokiem? Tego nie powiem, Kristbergu. Mam otworzyć ci oczy więc patrz na naturę i księżyc, a każda istota zakorzeniona w ziemi i pnąca się ku niebu będzie w świetle księżyca w twej mocy. Czujesz to, czujesz i rozumiesz, prawda? Jesteś czysty i rozumny, nie pokalany. Dlatego też emanujesz czystością, a to wielkie brzemię.

Jeśli Thea mówiła do tej pory naprawdę cicho, teraz jej głos nabrał mocy i zaczął przypominać grzmot. Rozchodził się po całej sali, wraz z każdym słowem posadzka ciemniała, a powietrze drgało niepokojąco.

-Brigid Monk! Już teraz nikt cię nie zauważa i tak będzie. Ale postaraj się, tutaj jest twa niewidoczność silniejsza, ale zależna tylko od ciebie. Teraz zostaniesz u mnie. Wykonasz coś dla mnie i wrócisz do Judasza. Nie bój się, będzie to praca kronikarza.

Thea zwróciła się do wszystkich.

-Judasz natomiast... On jest częścią tej siły, która wiecznie porządku pragnąc,wiecznie czyni zamęt. Brigid zostanie u mnie i potem mnie zapyta. Natomiast każdy ma do mnie dwa pytania. Pytajcie o co chcecie, tylko nie o Powiernika Tajemnic.

Iskariota zeszedł na bok i kucnął wpatrując się w posadzkę. Gładził delikatną dłonią po płytkach, rozpoznając ich fakturkę, zbierając pył z nich i smakując tegoż. Na chwilę wyrwany z tegoż zastano wania zadarł głowę do góry.

-Mnie pytajcie do woli póki mamy jeszcze czas, skoro będziecie wędrować razem ze mną. Uprzedzając, nie śnicie i nie oszaleliście, a ja krzywdy wam nie uczynię. Pamiętajcie tylko, że w przeciwieństwie do They, ja lubię zagadki.

Uśmiechnął się ironicznie i powrócił do oględzin posadzki. Płomienie na ciele wyroczni zgasiły się, a ona powróciła do wizerunku, a w jakim pierwotnie ją ujrzeli. Trójka śmiertelnych stała jako malutkie punkty na początku wielkiej sali. Fizyczne zmęczenie z nocy odeszło, a zdziwienie poczęło przestawać być emocją, a tylko kalkulacją umysłu która można było zwalczyć. Lampa drwala świeciła delikatnie, a inskrypcja na ciążącym w dłoniach toporze była przez niego literowana. Brigid wciąż ściskała ilustracje, a artystycznie usposobiona dziewczyna miała niezbitą pewność, że wszystkie słowa które padły miały w sobie prawdę. Tylko zdania wypowiadane przez Powiernika Tajemnic przypominały labirynt w który wolała się nie zgłębiać, ale mimo wszystko, raczej pełen prawdy.
Tak oto zaczęła się wyprawa.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 08-08-2011 o 15:22.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172