Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-08-2012, 08:43   #41
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przyszły rozmówca Alexa może i nie był zbyt zachwycony perspektywą rozmowy z przedstawicielem prawa, ale nie zamanisfestował ewentualnej niechęci żadnym słowem ani gestem.
- W takim razie zapraszam tam. - Alex wskazał miejsce niedaleko płotu, gdzie akurat można było spokojnie stanąć nie bojąc się o to, że ktokolwiek usłyszy coś z rozmowy. Śmieciarz nie protestując w żaden sposób poszedł z Ranelfem. Strzelec od razu zauważył, że starzec jedną ręką przytrzymuje coś pod podartą i ubrudzoną koszulą.
- Rozmawiać będziemy ze wszystkimi, którzy mogli cokolwiek zauważyć - powiedział Alex, udając, że nic dziwnego nie zauważa.
- Do... dobrze - odpowiedział. W oczach starca widać było strach i niepewność. Za pewne żebrak nie raz do tej z pory spotkał się, z nie do końca sprawiedliwym, traktowaniem ludzi jego stanu.
- Bernardo - Alex zwrócił się do strażnika, który ‘wyszukał’ śmieciarza - przynieś naszemu gościowi jakieś piwo. Mamy fundusz reprezentacyjny i warto z niego czasami skorzystać.
Fundusz jako taki nigdy nie istniał i nikt o nim nawet wcześniej nie pomyślał, ale Bernardo był na tyle bystry, że nie okazał żadnego zdziwienia, tylko skinął głową i ruszył w stronę najbliższej karczmy. O tym wszak, by ktokolwiek tam spał, nie było mowy.
Alex potarł brodę, a potem ponownie spojrzał na śmieciarza.
- Proszę mi powiedzieć, jak się do pana zwracać? - poprosił. - Imię czy przydomek, jak pan woli.
- Frantz mi wołają - odparł nieco zaskoczony tym, w jaki sposób się do niego podchodzi.
- Panie Frantz - powiedział Alex - ja sobie zdaję sprawę z tego, że nikt na pana nie zwraca uwagi. Ale wiem również, że ludzie tacy jak pan więcej widzą, niż inni mieszkańcy miasta.
- Proszę się częstować - zmienił nagle temat, jako że Bernardo zjawił się z zamówionym piwem.
Żebrak wypił piwo jednym duszkiem, jakby się obawiał, że zaraz mieliby mu je odebrać. Gdy opróżnił kufel westchnął z zadowolenia.
- Dawno żem nie pił tak dobrego - odparł i choć piwo pewnie było przeciętnej jakości, mówił prawdę. Z zadowoloną miną spojrzał na Alexa.
Alex poczekał, aż śmieciarz skończy pić. Dopiero po chwili podjął wcześniejszy temat.
- Jak zacząłem wcześniej mówić - powiedział - zdaję sobie sprawę z tego, że zauważa pan wiele więcej rzeczy i faktów, niż większość ludzi. A dla nas, ludzi ze straży, każdy szczegół może być ważny, najmniejszy nawet drobiazg. Cokolwiek, co naprowadzi nas na ślad podpalacza. Może dostrzegł pan coś nietypowego?
Mężczyzna podrapał się po niedogolonej brodzie, następnie po zmierzwionych włosach. Chwilę pomyślał, coś stęknął, by w końcu rzec.
- Ja żem spał niedaleko i zbudził się szybko, jak płomienie buchły. Byłem tu jako pierwszy prawie, ale żem nie widział nic dziwnego. Ino to że się paliło wszystko. Bardzo prędko, nie tak jak się czasem palą inne rzeczy.
- Nikogo pan nie widział, panie Frantz? - spytał Alex. - Może ktoś uciekał? Każda taka informacja jest na wagę złota. Dosłownie. Nagroda za złapanie podpalacza będzie w brzęczącej monecie.
Mężczyzna zastanowił się dłuższy czas.
- Powiedziałbym żem widział, by nagrodę dostać. Ale żem nie widział panie. Nie będę kłamać, bo pan dobry dla mnie. Nie widział, by nikt uciekał, nie widział by kto szedł stąd, wszystek tutaj przyłaziło gapić się, nikt stąd, panie. Tako tutaj było - odpowiedział szczerze.
To były mniej pomyślne wieści, niż Alex się spodziewał, ale lepiej nie mieć żadnych informacji, niż zostać zasypanym kłamstwami.
- Zawsze jest szansa, że kto inny coś widział... - powiedział jakby do siebie. - Czy są tacy, co się kręcą po okolicy? Wszak w mieście życie nocą nie zamiera, jak na wsi. Zna pan kogoś, kto tu się często kręci? Złodzieje, żebracy, pijaczki, panienki... Wszystko jedno kto. Nie zamierzamy się czepiać ich zajęć czy powodów nocnego życia.
- A no chadzają tu ludzie chadzają. Ale by się specjalnie kręcili akurat tutaj, to żem nie zauważył. Chadzają jak ja, biedni, bez domu, to śpią to tu, to tam. Nie jedyny tu żem był gdy to się stało był tu on - wskazał palcem innego starszego mężczyznę i tamten też wskazał kolejnego, którzy wyglądali na żebraków, podobnie jak Frantz. - A ona prędko przybiegła - wskazał na kobietę w kusym stroju.

- Mogę państwa prosić? - spytał Alex. - Na chwilkę, na małą rozmowę? - zwrócił się do wskazanych osób.
Chwilę później zjawili się wszyscy: Georg Nauhauser, Hartwig i Jana Pohl. Każdy z nich zerknął groźnym wzrokiem na trzymającego kufel Frantza.
- Ta? - spytał Georg.
- Bernardo? Mogę cię prosić? - Alex zwrócił się do młodego strażnika, który towarzyszył mu podczas rozmowy z Frantzem.
- Oczywiście - Bernardo skinął głową w odpowiedzi.

Po chwili ‘goście’ Alexa raczyli się piwem.
- Nic nie jest za darmo - powiedział Georg, gdy kufel był pusty - nawet i piwo. Czego pan chcesz od nas?
- Dla mnie jest jasne - oznajmił Alex - że o wielu sprawach dziejących się w mieście wiecie dużo więcej, niż zwykli śmiertelnicy. Nie chcę, żebyście kogokolwiek sypali. Nie interesuje mnie nic więcej poza tym podpaleniem. - Spojrzał na to, co jeszcze niedawno było domkiem w którym mieszkali. - Może widzieliście coś ciekawego, kogoś, kto się tu kręcił. A może coś znaleźliście? Coś, co może nas naprowadzić na trop podpalacza. Jak już powiedziałem panu Fritzowi, nasza wdzięczność nie ogranicza się do słów, ale ma brzęczący wymiar.
Hartwig i Jana kiwali przecząco głową zaprzeczając, że cokolwiek ciekawego widzieli. Georg chwilę się zastanowił, po czym rzekł.
- Eee...Widziałem jak jeden stąd uchodził szybko. Popchnął mnie i eee....oddalił się tam – wskazał palcem w stronę centrum. A wyglądał tak podejrzanie, cały na czarno, eee... kaptur na łepie. Już od razu mi na podpalacza wyglądał! O! - Zakończył ekspresywnie, Alex jednak czuł, jakby chłop coś kręcił.
- Ten opis niewiele nam da... - Alex skrzywił usta, by ukryć swój brak wiary w ten opis, jak i w ogóle w taką postać - ale gdyby go pan spotkał raz jeszcze, panie Georg, to proszę nam dać znać. Nigdy wcześniej go pan tu nie widział?
- Chwila, panie Georg - wtrącił się Bernardo. - Czy on był trochę niższy ode mnie, szczuplejszy? Ciemna twarz, blizna na policzku?
- O tak panie, tak! Taką parszywą mordę z blizną miał. Wredny typ z niego, od razu było widać. - Potwierdził strażnikowi. - Dam znać, przybiegnę, jak tylko tą mordę obaczę jeszcze raz. Na pewno! Na śmierć z nim!
- To już dwie osoby o nim wspomniały - powiedział Bernardo. - Z pewnością to on... Jak go złapiemy, czeka was nagroda, panie Georg.
- A teraz? Za pomoc i cenną informację? - przerwał biedak.
- A on na którą nogę utykał, panie Georg? - spytał Bernardo. - Bo to jest ważna informacja. I którą uliczką pobiegł?
- Na... prawą - spojrzał na Bernardo jakby pytająco. - A u...
- Oj, panie Georg... - Bernardo pokręcił głową. - Ładnie to tak?
- No, na prawą stawał dobrze. - wszedł w słowo strażnikowi.
Bernardo nie dał się zbić z tropu.
- Panie Georg, nieładnie, nieładnie. Pan Ranelf uprzejmie pyta, piwem częstuje, a pan nam bajeczki opowiadasz. Niech pan pomyśli, co by się stało, gdyby ta historyjka do uszu pana hrabiego doszła. A przecież pan Ranelf nic innego by nie mógł zrobić, jak meldunek złożyć.
- Jakie bajeczki, nie bajeczki. Kulas, szrama na pysku, tego wzrostu, taki chudzielec, ale zły chudzielec. Mówię wam, to on - zapierał się.
- Nie było takiego kogoś - szepnął Bernardo do Alexa. - Chyba że jestem jasnowidzem.
Alex skinął głową, poszperał po kieszeniach i wyciągnął złożony na czworo kawałek papieru, oraz rysik.
- A zatem piszemy... Dnia, którego dziś mamy? - zwrócił się do Bernardo.
- 32 dzień Czasu Zbiorów - przypomniał Alexowi kompan.
- Trzydziestego drugiego dnia... - Alex zapisał datę, potem powtórzył i zapisał całe zeznanie Georga. - Pan Georg świadomie i dobrowolnie złożył to zeznanie - pisał i mówił Alex - i potwierdził je, gdy został powiadomiony o odpowiedzialności karnej. Zgadza się, panie Georg? - - Eee yyy, karnej? No takom widział... ale nie wiem czy to ten zbój zły. - Odpowiedział po chwili zawahania. Było widać, że jego pewność zaznań drastycznie spadła.
- Panie Georg... - Alex uśmiechnął się, ale uśmiech ten zdecydowanie nie był sympatyczny. - My go zaczniemy szukać, bo ja nienawidzę podpalaczy. - Podciągnął rękawy, ukazując blizny, pamiątkę noclegu w pewnej gospodzie. - Jeśli się okaże, że pan nas oszukał, to w mysiej dziurze się pan przede mną nie ukryje.
- Teraz proszę tu podpisać, że pod przysięgą złożył pan to zeznanie. - Alex znów stał się miły i przyjacielski.
Po słowach Ranelfa w oczach mężczyzny dało się zauważyć coraz większe przerażenie, a w jego ruchach nerwowość.
- A... ale ja pisać nie umiem - wymamrotał.
- Wystarczy, że pan naszkicuje pod tym zeznaniem młot Sigmara - zaproponował Alex. - To nam wystarczy. Co prawda mamy świadków, ale po co ich ciągnąć przed oblicze pana hrabiego.
- A jak sobie tak przypominam, to tamten nie kulał jednak. To inny mi się przypomniał, wczoraj to było... A może to wszystko wczoraj było? Panie ja już nie wiem, trochem żem się popił. Coś mi się popieprzyć musiało. No! To nie dziś było przecie! Panie, nie dziś. - Tłumaczył się spoglądając niepewnie na Alexa.
- No cóż... - Alex spojrzał najpierw na Georga, potem na swoje notatki, które po chwili namysłu złożył i schował. - W takim razie nie będziemy tym zawracać głowy panu hrabiemu. W takim razie dziękuję państwu - popatrzył na stojących przed nim czworo ludzi. - Gdybyście sobie państwo coś przypomnieli jeszcze, albo też dowiedzieli się czegoś ciekawego, to serdecznie zapraszam.
- Panie Frantz, mógłbym jeszcze na słówko? - spytał Alex, gdy tamci oddali kufle i zaczęli odchodzić, wśród zapewnień, że jeśli tylko coś będą wiedzieć, to...
Frantz, który przysłuchiwał się zeznaniom Georga poszedł zawołany.
- Panie, tamten to oszust, nie wierzta mu - rzekł od razu.
- Domyśliliśmy się - zapewnił go Bernardo.
- Ale nie o to chodzi - Alex zmienił temat. - Powiedzcie mi, panie Frantz, tak całkiem szczerze, co pan takiego znalazł. My nie dzieci, cobyśmy mieli cyganić, ni handlarze na targu, by się o każdy grosz handryczyć. Jeśli to zgubił który z naszych... Znalezione, nie kradzione. Ale może to coś, co nas na ślad by naprowadziło. Odkupię i dam dobrą cenę.
Frantz wciąż trzymał mocno swe znalezisko, cały czas było one schowane pod ubiorem.
- Ale obiecuje? - spojrzał ufnym wzrokiem na Alexa. A gdy tylko stosowne uzyskał bardzo powoli, raz po raz spoglądając na Ranelfa, wyciągnął swój skarb. Piękną, z pewnością drogą, złotą, zdobioną, oliwną lampę.
- Błyszczała wśród gruzu - rzekł niepewnie.
Lampa zdała się Alexowi znajoma.
- Dziesięć sztuk złota - zaproponował.
Mężczyźnie od razu poszerzały źrenice, a na twarzy po chwili zagościł ogromny uśmiech. To musiała być dla niego fortuna, a już na pewno niecodzienne znalezisko. Bez wahania przystał na propozycję, wyciągając przed siebie ręce, kiwnął głową. Słowa z siebie nie wydobył, chyba wciąż był oszołomiony.
Alex sięgnął do sakiewki.
- Tylko niech pan nikomu czasem się nie zdradzi - powiedział - że ma pan taki skarb, panie Frantz. Nie chciałbym, żeby sierżant Aliquam musiał prowadzić śledztwo w sprawie pana śmierci.
- Nie, nie, nie, nikomu nie powiem. Dziękuję, dziękuję - odparł radosnym, ściszonym głosem.
- Proszę mnie jutro znaleźć - powiedział Alex, zanim Frantz zdążył odejść. - Zamienimy wtedy złoto na srebro i miedź, żeby się nikt nie dziwił.
- Będę, będę jutro - potwierdził, wykonując głęboki ukłon.

- No to zrobiliśmy dobry uczynek - powiedział Alex do Bernardo, spoglądając w ślad za Frantzem. - Co najmniej dwie osoby będą zadowolone.
- Dwie? - zapytał zainteresowany. - No i nic nie wiemy o podpalaczu - po chwili dodał nieco zawiedzionym głosem.
- Wiem, do kogo należy ta lampa - odparł Alex. - A podpalacz... Chodź, rozejrzymy się, czy mimo wszystko nie zostały jakieś ślady.
Mężczyzna skinął głową po czym ruszył wraz z Alexem w poszukiwaniu śladów. Jak się jednak miało okazać poszukiwania spełzły na niczym. Podpalacz musiał zadziałać niezwykle sprawnie, dbając o każdy szczegół swojej akcji. Zero śladów, zero świadków, kompletnie nic. Z pewnością nie tego oczekiwał młody strzelec, ale czasem brak śladów, też jest śladem...
- Jasnowidz by nam się przydał - mruknął Alex. - Nie mamy czasem jakiegoś w mieście? - spytał na pół serio.
- Czarodzieje jacy, ale ja tam się wole od takich trzymać z dala. Kto tam wie, co im w głowach siedzi - odpowiedział Bernardo.
- No nic, przemyślę - powiedział Alex, który sam też miał mieszane uczucia w stosunku do czarodziejów. Dzięki, Bernardo, za pomoc - wyciągnął dłoń do rozmówcy. - Do jutra.
- Do jutra, choć jak nie masz gdzie się podziać, to możesz przespać się u mnie. Zawsze to parę godzin odpoczynku będzie. Miejsca u nas dużo - zaproponował Bernardo.
Alex pokręcił głową.
- Nie, ale dziękuję - powiedział. - pochodzę jeszcze trochę, porozmyślam. Może jakoś mnie olśni, kto i w jaki sposób podpalił nam domek nie pozostawiając śladów, i to tak, że budynek prawie cały od razu stanął w płomieniach. Były może takie przypadki w mieście? - spytał.
- Nie, nie było - zdecydowanie odpowiedział Alexowi.

Rozstali się. Bernardo poszedł się przespać, zaś Alex wyruszył na poszukiwanie swoich kompanów, którzy prawdopodobnie jeszcze rozmawiali z hrabią.
 
Kerm jest offline  
Stary 29-08-2012, 10:09   #42
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
Aaron przywdział nowe portki i koszulę. Noszenie strojów po hrabim von Viehmannie miało tę zaletę, że przynajmniej nie piły w pasie. W każdym razie ubrany, mógł działać znów.

Wpierw należało, korzystając z rannej godziny skutkującej otwarciem sklepów i warsztatów, udać się na zakupy. Z sakiewką przy pasie i Wujaszkiem przy boku cyrulik odwiedził miejscowego ślusarza. Jeśli miał znów wykonywać swoje obowiązki, potrzebował narzędzi - odpowiedniego zestawu instrumentów lekarskich, dobrze wykonanych i zapakowanych w elegancką, skórzaną torbę. Trochę powybrzydzał, wiedząc, że zwyczajowa cena wynosi 50 koron - potargował się. Cyrulik spodziewał się, że rzemieślnik może nie posiadać wszystkich potrzebnych przyborów od ręki - nie były to przedmioty sprzedawane byle komu. W takim przypadku zaproponował następujący układ. On, Aaron wpłaci zaliczkę na poczet zestawu, w zamian weźmie na razie kilka podstawowych sprzętów: ostry nóż, szczypce, małą piłę. Dzisiaj i tak nie planował skomplikowanych prac chirurgicznych, a trupowi było wszystko jedno, czym go pokroją. Do tego spisali zlecenie w dwóch kopiach, w którym rzemieślnik zobowiązał się do wykonania wyszczególnionych przedmiotów według określonych parametrów, z podaniem ceny, terminu odbioru etc, etc. W ten sposób Aaron zyska możliwość kontrolowania na bieżąco poczynań ślusarza i dostosowania narzędzi idealnie do swoich potrzeb.

Gdy sprawa została załatwiona, czas był udać się tam, gdzie przechowywano denata oczekującego na sekcję.

- Widzisz, Wujaszku - po drodze cyrulik opowiadał towarzyszowi - Autopsja to poważna procedura. Udział w niej wymaga skupienia, powagi, szacunku i pewnego uodpornienia na widoki powszechnie uznawane za obrzydliwe. Można być w jej trakcie narażonym na przykre odczucia zmysłowe, kontakt z wydzielinami, sceny wydające się być wręcz groteskowe. Jeszcze nie bywałeś obecny przy moich sekcjach, proszę więc o odpowiednie zachowanie licujące z powagą badania i umożliwiające mi profesjonalne działanie.

Anzelm, jakkolwiek był dobrym kompanem, był jednak szaleńcem i Aaron nie mógł być pewien jego reakcji na krojenie trupa. Miał tylko nadzieję, że Wujek nie weźmie ze sobą tego pluszowego smoka.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 29-08-2012, 23:23   #43
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
- Gdy zobaczymy się następnym razem, będę miał dla ciebie to, o co prosisz Aaronie. - Odpowiedział Aliquam i ruszył ze strażnikiem na przesłuchanie.
- Wielka to będzie przysługa druhu. Postaram się do ciebie dołączyć, gdy tylko się uwinę z tym skąpanym w gównie i zarażonym cholerą zamtuzem... - Aaron ma odchodnym uraczył towarzystwo wulgarnym monologiem.

***

- Póki idziemy, powiedz mi, co wiesz o tych małżeństwie, które zakończyło się jakże szybkim rozwodem. - Zagaił krasnolud kolegę po fachu.
- Eeee, nici nadzwyczajnego w nim – odrzekł strażnik. - Jan-Hendrik pracował w porcie. Był tam klarkiem. Za rozładunek i załadunek statków odpowiadał. Pobór myt i podatków też. Jak to facet po robocie często pieniądze przepił, ale do domu dużo zawsze przyniósł… bo przecie i dużo zarobił. A gorzałę często po darmoć miał na pewno, od statków kapitanów… na pewno. A baba? Baba jak to baba. Domostwem się zajmowała, dzieci odchowywała. Najstarsza… dość nadobna panienka w wieku do zamążku już jest. Młodsze koło dziesiątki by miały. Tyle o nich wiem. Czasem awantury po popiciu, ale większych spraw? Nie... nigdy... nie pamiętam- na chwilę się zamyślił, jednak nie dopowiedział już nic.
- Możliwe, że z dziatwą też będziemy musieli pogadać. Trzymajcie ich pod ręką.. - Dodał jeszcze khazad przed dojściem do aresztu.
Strażnik skinął głową w odpowiedzi na polecenie Aliquama.

***

Do aresztu dotarli parę minut później. Kobieta, gdy tylko ujrzała, że ktoś nadchodzi zaczęła krzyczeć. Zobelowa, czy jak jej tam było, była stereotypem starowinki, wrednej i upierdliwej żony podstarzałego mężczyzny. Przy tuszy, osiwiała, choć to mogło być skutkiem "zjawy", brzydka i próbująca podrasować swoją urodę różnymi, kobiecymi sposobami, ale tylko pogarszała sprawę.
- Ja tego nie zrobiłam! Nie zrobiłam! To zjawa! Duch! Zjawa! Nie zrobiłam – wrzeszczała w rozpaczy, a jej policzki zalane były łzami.
Aliq wywrócił oczami. Zapowiadała się rozmowa z osobą o bardzo otwartym umyśle.
- JUŻ! KONIEC! CISZA![- Khazad wrzasnął porządnie na kobietę, by pokazać, kto tutaj ma prawo do podnoszenia głosu. - Zamknij mordę! Nie jesteś u siebie! Jesteś oskarżona o morderstwo, więc lepiej odzywaj się tylko pytana, bo wszystko, co powiesz może być użyte przeciwko tobie! - Wziął parę oddechów, pozwalając kobiecie pomyśleć, potem już zwrócił się do niej na spokojnie. - A więc opowiadaj, babo, co się stało według ciebie.
- Ady właśnie mówię wciąż- rzekła już spokojnie, jednak od razu popłakała się jeszcze mocniej.
- Ach tak? A więc po prostu zjawa? Jak? Kiedy? Co i kiedy, gdzie się stało, rozumiesz mnie? - Pytał spokojnie krasnolud.
- Tak, zjawa, duch - potwierdziła płacząc. - Była noc już, jużeśmy w łóżkach byli. Jan wróćił parę godzin wcześniej. Napruty jak wieprz, to fakt. Awanturę mu zrobiłam, to fakt. Pewnie krzyczałam używając niemiłych słów do niego, żeby się wynosił, że zabije. Ale nie zrobiłam tego, nie zrobiłam... - znowu się zaniosła płaczem. Dopiero po chwili kontynuowała. - Poszedł spać, wiele więcej robić nie mógł. Ja nie od razu, dopiero później. Ale już leżałam. Nagle takie zimno i przeciąg poczułem. To otwieram oczy myśląc, że okna nie zamknęłam. A zamknęłam! A tam ona, ona stała. Zjawa! Młoda kobieta... ale zjawa! Taka nienawiść z niej pałała. Krzyknęłam, ale ona już dotykała Hendrika. Zimno, czułam ten chłód! On otworzył oczy, ale ruszyć się nie mógł. Ja ze strachu ino uciekłam pod ścianę i wrzeszczałam. A ona go zabiła, zabiła, zabiła mojego męża! To nie ja! - Zobelowa ponownie zapadła w histeryczny płacz.
Krasnolud chrząknął zmieszany zeznaniem. Było to, co najmniej dziwne, ale i przekonujące w pewnym stopniu.
-No dobrze... Czy może pani jakoś opisać wygląd tej zja... młodej kobiety? I co dokładnie zrobiła Hendrikowi?
- Młodka... ładna młodka. Ale w ślepia czerwona miała, ogień w nich był straszny. A twarz taka sina, zła i blada. I chłód bił od niej i wiatr wiał.- Opisywała, a z jej oczu biło przerażenie. - Podeszła, pierwej dotknęła w pierś. Później patrzyła na niego złowieszczo, jak bestyja jakaś straszna. A potem dusić zaczęła. On nie uciekał, on nie bronił się, ze strachu musiało go sparaliżować. Jak i mnie! Jak i mnie! - spojrzała na Aliquama, a khazad widział, że kobieta zdaje się mocno wierzyć w swe słowa.
Podrapał się po głowie zmieszany. Magia, zjawy i inne rzeczy nie były jego mocną stroną. Przynajmniej poza walką. Chrząknął zastanawiając się nad tym, co powiedziała baba i co on ma powiedzieć.
-Dobrze... Czy mąż miał jakichś wrogów, a może... a może podejrzewała go pani o romans? - Spytał wykrzywiając twarz, jakby karcąc się za to ostatnie pytanie, które mogło mieć okropne skutki.
- Nic mi o wrogach nie wiadomo... raczej przyjaciół. Romans? Nie... on jak się tak napruł to już nic zdziałać nie mógł. Ino pił i wracał do domu bez pieniądza. Miast z żoną i dziećmi siedzieć, to chlał w tych karczmach. Ale przecia bym go za to nie zabiła! - odpowiedziała.
- No dobrze, a wie pani z kim może on najczęściej pił? Naziwsko? Nazwiska? - Pytał Aliq, myśląc, że od tej pani nie dowie się już niczego wartościowego.
- Wejdźta do knajpy, to tam każdy jego znajomy. Każdy jego kompan. Niejeden przypodobać się chciał, by później w porcie łatwiej szło. A Jan lubił jak się tak przypodobywali - usłyszał khazad w odpowiedzi.
- A w jakiej karczmie bywał najczęściej?
-Najczęściej w ‘U Kulawego’, tam miał najbliżej, no i to morska karczma - rzekła przecierając oczy z łez.
- Mhm - Mruknął krasnolud skubiąc brodę palcami.- Wie pani coś jeszcze, albo uważa, że coś może się nam przydać w dochodzeniu? Cokolwiek. Choćby najmniejsza myśl, podejrzenie, poszlaka. - Spytał z uprzejmą miną rozkładając ręce.
- Panie, szukajcie tej zjawy! Szukajcie tego ducha! Chrońcie me dzieci przed nim, bo co jak wróci?! - odpowiedziała powrotnie popadając w rozpacz.
Krasnolud chrząknął ponownie, zmieszany płaczem babki. Nie znał się na pocieszaniu.
- Obiecuję pani, że córki dostaną odpowiednią ochronę, a ja dołożę wszelkich starań by złapać winowajcę. Dziękuję pani za pomoc. - Skończył siląc się na grzeczność. Potem na stronie zwrócił się do strażnika.
- Dajcie jej i córkom stały nadzór. Muszę się czegoś dowiedzieć z sekcji zwłok, a potem wypytać jego kumpli. Albo lepiej wyślijcie tam trzech naszych po cywilu, niech trochę wypiją na koszt straży i się czegoś dowiedzą. A baby cały czas mają być obserwowane, jasne? - Spytał surowo podopiecznego.
- Tak jest panie sierżacie! - krzyknał jeden z ludzi khazada.

Tym sposobem zyska sobie lepsze zdanie. Krasnoluda, który nie ma nic przeciw piciu w imię większego dobra. Zresztą chętnie by się wybrał z paroma na piwo, albo miód. Nigdy nie wiesz, kto może ci uratować życie, lepiej im podziękować w zapasie.

***

Aliquam przyszedł do truposza w tym czasie co Aaron i Wujek. Zabawne, te samo miejsce, w którym nie tak dawno oglądali ciało ofiary mściciela, a ciąg wydarzeń z tym związany, doprowadził ich do obecnych pozycji.
Khazad tak jak i wtedy ograniczył się do cichej kontemplacji pracy cyrulika, gotowy w razie czego wspomóc go swoimi grubymi łapami... by coś zepsuć w ciele martwiaka, o ile było to możliwe, przy zmarłych.

- No dobrze Aaronie. W takim razie słowa wdowy na temat młódki się potwierdzają, przynajmniej trochę. Dzięki ci za pomoc. Jeśli wybierzesz się teraz ze mną do zbrojowni, weźmiesz sobie to, co potrzebujesz. - Rzekł zmieniając temat, łapiąc się na tym, że wierzy babce, a w sprawie zjawy. Tak już było z takimi prostymi umysłami jak jego... czegoś nie rozumiał to przypisywał to sile wyższej, której nie mógł ogarnąć. Ale to nie wypadało w obecności takiego umysłu jakim dysponował cyrulik.
Wujaszek w milczeniu przysłuchiwał się całej wymianie zdań. Na razie gromadził w głowie fakty, lecz było ich za mało by to wszystko zebrać do kupy. Na pewno chciał z Aaronem przeszukać spaloną “ich” posiadłość, być może znajdą jakieś ślady.
- Wspaniale, chodźmy! - Aarona cieszyła myśl, że odzyska broń, tak potrzebną, gdy ktoś czycha na ich życie - A następnie udajmy się na zgliszcza naszego niegdyś pięknego domku. W świetle dnia może uda nam się wypatrzeć tam co, co do tej pory umknęło oczom.
-Przy zgliszczach nie będę wam towarzyszył. Muszę poczekać na tych strażników, których wysłałem na super tajną misję, a potem chyba będę strasznie padnięty. Po pożarze jeszcze nie miałem chwili wytchnienia, nie spałem od... sam nie wiem. Ciężka ta praca. - Westchnął kręcąc głową.

W zbrojowni wydał Aaronowi rzeczy, biorąc odpowiedzialność na siebie przed zbrojmistrzem, wielkim, barczystym i muskularnym typem, całkowicie łysym, ale z czarną, kozią bródką i sumiastymi wąsami. Niech się pierdoli z tym swoim surowym wzrokiem!

***

Pożegnał się z przyjaciółmi i poszedł do garnizonu, gdzie chciał poczekać na powrót strażników inwigilujących kumpli ofiary. Może zdrzemnie się w fotelu, w swoim małym biurze. Teraz nawet te stare, za wysokie dla niego krzesło wydawało się świetnym miejsce, by wyciągnąć nogi, położyć ociężałą głowę na ramieniu i oddalić się od wszystkiego.

Ależ się starzał!

Choć próbował nie dawał rady przymknąć oka. Doszedł do wniosku, że babka nie mogła zabić swojego męża. To musiała być inna kobieta. Stary by się nie dał żonie, szczególnie pijany nie bałby się jej uderzyć. Aliquam znał się na pijanych i ich nastawieniu. Sam zawsze wyglądał na pewnego siebie i silnego, więc pijaki w karczmach chcieli się z nim sprawdzić, udowodnić sobie i innym, że też są pewni swej siły. Zobelowa takiej nie miała, na pewno nie dość by poradzić sobie z pracującym mężczyzną, nawet zapijaczonym.

Gdzieś w połowie nocy podopieczni wrócili, nie wnosząc nic nowego do sprawy. Dobry gość, fajny szef, niesurowy, dobry kompan do wypitki, niemal zawsze stawiał. Brak romansu, lubił narzekać na żonę, ale kto nie lubił. Trochę jednak zajęło zanim wyciągnął to z podpitych stróży. Gdy wyszli padł twarzą na blat stołu i zasnął podkładając pod głowę garść papierów.

Był stary i coraz bardziej w tę starość brnął. Niedobrze.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 30-08-2012, 17:06   #44
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Eryk, przyciągnięty łuną pożaru, przybył na miejsce mocno spóźniony. Pogorzelisko już dogasało, a poszukiwania podpalacza okazaly się daremne. Dopiero na widok przyjaciela Kasimir podniósł się z ziemi i zdawał sie trochę ożywić. Wymienili kilka zdań w klasycznym. Wszyscy byli już mocno zajęci, niektórzy rozchodzili się, czy to złożyć wizytę hrabiemu, czy to doglądać innych obowiązków. Ignatz z Erykiem pożegnali się krótko z obecnymi i uprzedzili, że wybierają się do świątyni. Skryba chciał pogadać z przyjacielem i miał nadzieję, że tamten może załatwi mu nocleg. Po przemyśleniu niespecjalnie miał ochotę rozbijać się w takim stanie po karczmach. Mężczyźni weszli do świątyni i usiedli na ławce, przed ołtarzem, by porozmawiać tylko we trójkę. Ich dwóch i Sigmar.

- Dobrze, mamy już, któreś podpalenie za sobą. Wiesz co lub kto mógł spowodować pożar? – rozpoczął Eryk po chwili ciszy.
- Pamiętasz jak wczoraj rozmawialiśmy wieczorem? No właśnie. Proste, że wiem co spowodowało pożar, pierdolone moce chaosu, tylko nie mam pojęcia, jak to się mogło stać. To zaczyna się robić cholernie poważne, obawiam się, że może nas to przerosnąć Eryku – odparł Kasimir.
- Pamiętaj, że jesteś w światyni, wyrażaj się. – napomnial Eryk przyjeciela. Po chwili kontynuowal: - Tak właśnie myślałem, że będą z tym problemy. Dziwi mnie jednak taki nagły wybuch energii. Nie powinno się to wydarzyć bez czegoś rozpoczynającego taką reakcje. Coś musiało to zainicjować.
- Tak, tak – Ignatz uśmiechnął się tylko krzywo, gdy towarzysz skarcił gojak niepokorne dziecko – nie powinno się wydarzyć, ale się wydarzyło. Zdaje mi się, że chaos nigdy nie przejmował się tym co powinno a co nie powinno. To mogło być spontaniczne i nie usłyszymy o tym przez najbliższy rok, a może się wydarzać co noc przez miesiące. W każdym przypadku trzeba coś zrobić. Całemu miastu może grozić niebezpieczeństwo, a nasi towarzysze szukają właśnie podpalacza.
- Skoro szukają osoby, która nie istnieje, to może dobra okazja aby zająć się dyskretnie tą sprawą. Są zbyt zajęci, aby zwracać uwagę na szczegóły, które pewnie dla nich nie znaczą zbyt wiele. Jesteśmy tyle do przodu, że wiemy co spowodowało pożar. W ogóle co się z naszymi podpalaczami stało? – zapytał.
- Nie wiem – odparł Kasimir. –Nie miałem jak przeszukać zgliszcz. A nie możemy też reszty zwodzić, na pewno nie zbyt długo. Nie są głupi. Zresztą kto wie, może to rzeczywiście stało się za ingerencją jakiejś osoby, może mamy pod nosem jakiegoś przekletego czarnoksiężnika. Z tym że w takim wypadku nigdy go nie wytropią. Było też jakieś zabójstwo, ponoć dokonała go zjawa. Dam sobie jaja uciąć, że to ma związek.
- Hm... jeśli mamy tu jakiegoś maga to mam nadzieję, że nie dowie się o tym arcykapłan. Można się wtedy spodziewać płonącej nie tylko jednej kamienicy. – powiedział Eryk przyciszonym głosem.
Mówił dalej:
- Ustalmy kto w mieście mógł wiedzieć o zgromadzonej tu energii. Wiem, że to trudne, ale jakoś damy radę. Musimy. W razie czego, możliwe, że bedzie konieczność poinformowania reszty o tym co już wiemy.
-Ja, Ty, prawdopodobnie Bruckert. Jeżeli rezydują tu jacyś czarodzieje, mogą znać temat, ale w takim wypadku pracowaliby już nad tym. Oto cała lista. Eryku, to nie jest coś o czym plotkują przekupki na targu. A jeżeli mamy informować innych, to musisz to zrobić Ty. Jesteś wybrańcem, czyż nie? Sigmar mógł zesłać Ci wizje, podpowiedzi, coś takiego... Już raz mieliśmy prorocze sny i wszyscy o tym wiedzą. Ja jestemi w tym momencie w centrum uwagi, nie chcę ściągać jej na siebie więcej niż to potrzebne.
- Zobaczę co da się zrobić. W sumie dobrze mowisz. Rozumiem, że najlepiej będzie, abym wziął na siebie źródła energi i jakoś je odseparował? Mam nadzieję, że nie dojdzie to do uszu moich przełozonych. Wtedy cały plan szlag trafi.
-Myslę, że nasi towarzysze nie będą mieli problemów z utrzymaniem tajemnicy. Będę pewnie cały czas gdzieś w pobliżu, ale uważaj na siebie. Nie wiem jak to się stało, lecz ja zachowałem wszelkie środki ostrożności i sam widzisz jak wiele to dało – westchnął Kasimir.
 
Julian jest offline  
Stary 30-08-2012, 18:28   #45
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kozak z Kislevu niechętnie korzystał z pomocy hrabiego. Nie był dzieckiem, któremu trzeba było pomagać i trzymać za rączkę, kiedy ktoś go pacnął patykiem w czasie zabawy. Co to, to nie.
-Nijet. Nije trzeba. Jutro kupijem sobije ubijór. Da.- podziękował za wszelakiej maści pomoc hrabiego. Wołodia miał złe przeczucia. Nie był głupcem. W rodzinnych stronach nazywano go lisem. To wszak spryt był jednym z atutów prawdziwego wojownika. Kiedy Anzelm i Aaron zajmowali się przebieraniem on pokłonił się lekko hrabiemu po czym opuścił jego włości udając się do Słonej. Kochany szynk przypominający mu dom. Nie ze względu na smród spoconych i spitych chłopów, rzecz jasna.
Gospodarz dawno wygonił ostatnich gości do domów, lub izb. Wołodia obudził go głośnym waleniem w drzwi. Kiedy rodak w końcu mu otwarł drzwi Wołodia pokłonił się lekko.

-Nije gnijewa siję, że zbudził żem...- zrobił skwaszoną minę -Ktoś chatę nam podpalił, co żeśmy od hrabijego dostaly.- wytłumaczył. Argumentem popierającym jego słowa były popalone ubrania, sadza na twarzy i poczerwieniona skóra w kilku miejscach.
-Wchodź. Naleję wódki.- rzekł gospodarz. Miał gest zrozumienia, zaś Wołodia po raz kolejny upewnił się w przekonaniu, że nie ma to jak krajan. Zaspany Kislevczyk postawił na posprzątanym stoliku dwie szklanice i flaszkę gorzałki.
-Pierwej myślał ja, że to podpalacz jaki na nasze życije sobije dybnął, da.- burknął kozak, opierając o bok stołu swój masywny topór, który wygrał w grze w kości -Uratowali my hrabijego i mogło siję to komu nije spodobać...- wzruszył ramionami -Ale z drugijej strony... To my bohatery bo morderców pozabijali.- wychylił solidny łyk gorzałki.

-Ale potem, jak Anzelm gadał, że hrabijemu trza siję poskarżyć, że trza za sprawą jego wpływów znaleźć tego skurwijela, to doszła mnije inna myśl.- raz jeszcze wychylił łyk z szklanki.
-No i tak se myśle, że jakby za to wszystko był odpowijedzialny sam hrabija?...- zrobił długą chwilę namysłu dając kompanowi do wódki i rozmowy czas na pochłonięcie tej myśli. -Słyszał ja, że w tu w Imperium ci z wyższych kręgów, to chaosowi nije rzadko cześć oddają, co by sobije życije urozmaicić, albo jeszcze wijencej wpływów mijeć. Potrzebował nas, bo ktoś go chcijał zabić... A kiedy my uwolnili go z opresji to uznał nas za nijepotrzebnych. Wsadzijił do swej chałupy by nije było draki i kazał podpalijić...- Kozak pokręcił głową i wypił resztę gorzałki -Do rachunku dopijisz bratku.- nie wspominał by gospodarz Słonej zapomniał o tym, co mówił mu Wołodia, bo pewnie by się obraził.

-Izba jaka wolna?- spytał wstając od stołu.
-Trzecia w prawo.- odrzekł karczmarz. Wołodia udał się do skromnego pokoju i pościągał zbroję i brudne ubrania. Rankiem miał zamiar powęszyć wokół osoby hrabi i przede wszystkim kupić nowe ubrania.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 31-08-2012, 10:08   #46
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
~Sekcja zwłok~

Przy autopsji obecni byli Aaron, Anzelm i Aliquam. Cyrulik przygotowywał narzędzia. Aliquam dokładnie przyglądał się ciału i temu, co robi Aaron, ale mu nie przeszkadzał, czekając na wnioski. Wujaszek stał z boku obgryzając paznokcie. Spokojnie przypatrywał się temu co robił Aaron. Milczał na razie bowiem wiedział jedno... to nie jego działeczka. Choć przybył tu z innego powodu. Chciał się uczyć. On lubił się uczyć a uczył się szybko. Filipek został w domu Hrabiego schowany bezpiecznie przed wścibskimi oczami zawistnych ludzi.

Leżący na stole denat był mężczyzną w wieku około czterdziestu lat o niechlujnym wyglądzie. Ubrany był w porozpinaną i brudną koszulę nocną. Koroner rozpoczął zewnętrzne oględziny. Szybko zauważył, że na szyi zmarłego znajdują się ślady rąk wskazujące na duszenie. I inne cechy takie jak wybałuszone oczy i sine zabarwienie skóry wskazywały na śmierć przez uduszenie. Nigdzie nie widać było śladów krwi. Aaron zmierzył ślady na szyi - dłonie, które zacisnęły się na niej były drobne, kobiece. Co dziwne, zanotował, biorąc pod uwagę, że mężczyzna był w sile wieku - na pewno silniejszy od drobnej kobiety.

Cyrulik kontynuował badanie. Nie mógł nie zauważyć, a raczej nie wyczuć zapachu gorzałki wciąż unoszącego się ze zwłok. Rozpoczął sprawdzanie ubrania denata i w ich trakcie podniósł jego gacie. Gacie były pełne - zmarłemu puściły zwieracze. Nie widząc niczego na ubraniu, Aaron rozebrał ciało. W jego trakcie zauważył ślad w okolicy serca. Martwica skóry i pęcherzyki.

To była dziwna, patologiczna zmiana. Stolzmann rozciął i spreparował tkankę na piersi, zbierając próbkę do słoika. Nie znalazł pod spodem żadnej wstrzykniętej substancji. Skóra nie byłą również niczym pokryta. Martwica nie była głęboka. Odłożył preparat na bok i zabrał się za badanie wnętrza ciała.

Zgodnie z prawidłami sztuki wpierw otworzył jamę brzuszną. Organy wewnętrzne takie jak wątroba i nerki nie wykazywały zmian patologicznych charakteryzujących zatrucie. Aaron przepiłował klatkę piersiową. Serce wyglądało zupełnie normalnie, natomiast w płucach znajdowały się skrzepy potwierdzające śmierć przez uduszenie. Następnie cyrulik dokonał otwarcia puszki mózgowej - akurat dość niewprawnego, może to wina nowych narzędzi. W czaszce jednak nie było niczego mogącego świadczyć o przebiegu morderstwa.

-Blbp...blpp - rozległ się głos z sali. To Wujaszkowi burczało w brzuchu.

Aaron sprawdził jeszcze paznokcie zmarłego. Gdyby się bronił, pod paznokciami miałby krew napastnika. Nie miał. Nie było śladów walki.

Zastanawiając się nad dalszymi możliwościami, koroner wrócił do oględzin bielizny denata. Spróbował spostrzec, czy fekalia były rozsmarowane, jakby ofiara po oddaniu stolca wierciła się jeszcze, czy w jednym miejscu, jakby popuszczenie było li tylko skutkiem pośmiertnego zwiotczenia zwieraczy. Sukces! Aaron doszedł do wniosku, że zwieracze zaczęły puszczać jeszcze za życia, zanim ciałem wstrząsnęły drgawki. Facet obesrał się i obszczał na widok napastnika.

Koniec przedstawienia. Czas było zszyć zwłoki i zostawić je kapłanom Morra. Aaron schował słoik z próbką skóry i przeszedł do podsumowania.

- W toku badania pośmiertnego udało mi się ustalić następujące fakty. Przyczyną śmierci było z pewnością uduszenie, wywołane uciskiem na krtań. Ślady na szyi wskazują, że napastnik użył własnych rąk, a był osobą o drobnych, rzekłbym, kobiecych palcach. Ofiara nie broniła się przed napastnikiem, a oględziny wykazały, że w trakcie szamotaniny puściły jej zwieracze. Kwestią, której nie udało mi się rozwikłać jest obecność zmartwiałej i pokrytej pęcherzami tkanki na lewej piersi denata. To są wszystkie fakty, które nauka może przedstawić na temat tego przypadku. Nie podejmę się wyrokowania na temat osoby sprawcy, bądź rzekomego zaangażowania istot niematerialnych.

Odpowiedział krasnolud:

- No dobrze Aaronie. W takim razie słowa wdowy na temat młódki się potwierdzają, przynajmniej trochę. Dzięki ci za pomoc. Jeśli wybierzesz się teraz ze mną do zbrojowni, weźmiesz sobie to, co potrzebujesz. - Rzekł zmieniając temat, łapiąc się na tym, że wierzy babce, a w sprawie zjawy. Tak już było z takimi prostymi umysłami jak jego... czegoś nie rozumiał to przypisywał to sile wyższej, której nie mógł ogarnąć. Ale to nie wypadało w obecności takiego umysłu jakim dysponował cyrulik.

Wujaszek w milczeniu przysłuchiwał się całej wymianie zdań. Na razie gromadził w głowie fakty, lecz było ich za mało by to wszystko zebrać do kupy. Na pewno chciał z Aaronem przeszukać spaloną “ich” posiadłość, być może znajdą jakieś ślady.

- Wspaniale, chodźmy! - Aarona cieszyła myśl, że odzyska broń, tak potrzebną, gdy ktoś czyha na ich życie - A następnie udajmy się na zgliszcza naszego niegdyś pięknego domku. W świetle dnia może uda nam się wypatrzeć tam co, co do tej pory umknęło oczom.

~Oględziny zgliszczy~

Przybyli do swego dawnego domu. Osmalona konstrukcja wciąż stała, ale budynek nie nadawał się do użytku. Sprawiał wrażenie jakby lada chwila mógł się zawalić. Rozpoczęli przeszukiwanie ruin, próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie, co się stało. Ogniskiem pożaru był najwyraźniej pokój Ignatza - stamtąd buchnęły pierwsze płomienie. Potem ogień rozprzestrzeniał się bardzo szybko, to nie był zwyczajny pożar. Aaron starał się wykorzystać swą wiedzę chemiczną by określić, jaką substancją dokonano podpalenia, jednak nie dostrzegał śladów żadnych produktów spalania. Nie znalazł również pojemników, w których ktoś mógłby wrzucić substancję zapalającą do budynku. Poza tym w zgliszczach nie było niczego zdatnego do użycia - temperatura pożaru była zaiste olbrzymia. Niczego więcej się nie dowiedzieli.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline  
Stary 31-08-2012, 11:06   #47
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień minął na uzupełnianiu garderoby i próbą zbadania tego, cóż się stało poprzedniej nocy.
W kwestii Zobelowej niewiele ruszyło. Jedni dawali wiarę słowom oskarżonej o morderstwo i z obawy przed zjawą trzymali się, jak najdalej mogli, od jej domu. Nawet część strażników, różnie to argumentując, prosiła o zmianę przydziału, nie chcąc być blisko jej dzieci. Część natomiast żądało jej rychłej śmierci. Nawet jeśli to nie ona zabiła własnoręcznie, to na pewno tą zjawę wezwała. Winna! Na stos! Domagali się. Prawda była taka, że Zobelowa teraz w krytycznej sytuacji była. Nie mając innego podejrzanego, nikt nie śmiał otwarcie mówić, że jest ona niewinna. A innego podejrzanego nie było. Jan-Hendrik Zobel, klark, nie wadził nikomu, lubił przyjąć do swej sakwy zaskórniaki i solidnie popić. Ale któż nie lubił? Z tego powodu traktowany był, jako równy chłop, nie ktoś wywyższający się pozycją. Wypytywania o niego w karczmie, w dokach, u sąsiadów, u dzieci, nie przyniosły nowych poszlak. Zobelowa… winna…

W sprawie podpalenia wyglądało podobnie. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wiedział. Żadnych mocnych poszlak, żadnych mocnych śladów, czy dowodów. Jedynie hrabia, którego zaczął podejrzewać Wołodia. I lampa o której pomyślał Alex, jednak nie chciał podważać swego autorytetu mówiąc o tym na głos. Lampa została oddana Ignaztowi i kolejnej nocy nie ‘zaatakowała’. Tak samo jak nie zaatakował podpalacz. Może dlatego iż hrabia pozwolił jeszcze jedną noc przenocować u siebie, a przecież nie będzie chyba aż tak zdesperowany, by swoją wielką, dumną rezydencję podpalać. A jeśli to nie on, to i tak prawdziwy podpalacz, czarnoksiężnik, czy inna wielka moc, kolejnej nocy nie dała o sobie znać. Niewiele wiedzieli, praktycznie poza tym, że na ich oczach spłonął im dom, to nic nie wiedzieli. A musieli też skupić się nad znalezieniem nowego i zadbaniem by nie podzielił losu starego. Hrabia, choć wstępnie pomógł, oczekiwał że opuszczą już jego rezydencję. Obawiał się, że stanie się celem kolejnego ataku. I mimo iż jego bohaterowie, pomogli mu bardzo kiedyś, ratując życie, byli pomocni i teraz, to wolał by znaleźli sobie swoje miejsce. W mieście jest tyle karczm…

Wołodia spotkał się w karczmie ze Spiakovem. Laurentij wyglądał dziwnie, jakby był zmęczony, rysy na jego twarzy były głębsze, niż ostatnio jak kozak go widział. Miał dziwne wrażenie, że Spiakov się coś postarzał. Był nawet pewien, że wyglądał na starszego, ale może tylko na strasznie zmęczonego. Właściciel karczmy i gorzelni spytał go o postępy w poszukiwaniu alembiku.

Tak minął cały dzień po pożarze, a także noc która nadeszła po nim. Nie było kolejnego ataku, nie było też postępów w śledztwach.

***

Gdy obudzili się następnego dnia, hrabia starał się zasugerować, że to pora by opuścić jego posiadłość i znaleźć sobie inne miejsce na nocleg. Poprosił jeszcze tylko na rozmowę Anzelma. Poinformował go o tym, że coraz więcej arystokratów interesują się terenami nieopodal Lasu Cieni. Poza tym Książe wydaje się myśleć o wymianie członków Małej Rady, tak by całkowicie go popierała. Pozycja Wujaszka była natomiast coraz mocniejsza, więc i jest całkiem możliwy jego udział w nowym ciele. Pod koniec zapyta, czy Anzelm wie czym jest metoda?

Z samego rana usłyszeli też rozprzestrzeniającą się w szybkim tempie wieść, że w Dzielnicy Nadmorskiej roznosi się zaraza. Ludzie mają bóle brzucha, wymioty i srają dalej niż widzą. Możliwe, że powinna zbadać to straż…

***

Rankiem do portu Salkalten przybił statek z niecodziennymi gośćmi. Zastępca Jan-Hendrika natychmiast posłał gońca do ratusza. Skąd w odpowiedzi zostały wysłane dwie karety. Pierwsza z komitetem powitalnym, druga pusta dla gościa. Od razu zmobilizowano też straż miejską. Miała ona eskortować gościa, Gloringwe El’Loraz, rzecznika elfiego rodu, który przybył na negocjacje z urzędnikami księcia.
 
AJT jest offline  
Stary 31-08-2012, 13:43   #48
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Eryk po rozmowie z Ignatzem wrócił do swojej celi. Tam zastał śpiących akolitów. Widocznie żaden z nich nie wziął sobie do serca snu, jaki został zesłany. Kiedyś pożałują swojego próżnego postępowania. Nie na co dzień śnią się przyszłym kapłanom takie same sny.

Sprawa zjawy czy też zabójczyni była dla niego interesująca. Kiedyś w przeszłości miał już styczność z podobnymi sprawami. Zazwyczaj czaili się tutaj kultyści. Zwalenie całej winy na żonę jak na gust Eryka nie miało żadnego sensu. Udał się do najwyższego kapłana, aby spróbować przejąć tą sprawę, a nie zsyłać na kobietę pewnej śmierci, przynajmniej bez powodu. Gdy spotkał paranoicznego duchownego przywitał się zgodnie ze zwyczajem.
- Jedność i siła Imperium! - skłonił się delikatnie wykonując tradycyjny gest.
- Ojcze, przybywam do Was z prośbą, mianowicie chciałbym się zająć sprawą Pani Zobelowej. Miałem kilka nocy temu pewien niepokojący sen. Ciężko mi było go zinterpretować, jednak teraz zacząłem układać wszystko w sensowną całość. Zdarzało mi się już miewać podobne wizje, tak jak to było pod Vogelsang. Sprawdzały się. Odnoszę wrażenie, że usprawiedliwienia podejrzanej mówiące o zjawie są prawdziwe. Sami wiecie Ojcze, że plugawi magowie mają swoje sztuczki, pozwalające ukryć im swoje prawdziwe oblicza. To, że ofiara nie miała żadnych wrogów oznacza jedynie to, że o nich nie wiemy. Znamy przypadki, które wskazują, że nawet osoby publiczne paktowały z mrocznymi siłami, a dowiadywaliśmy się o tym dopiero po wystąpieniu mutacji. Prosiłbym Ojcze o możliwość zajęcia się tą sprawą. - powiedział Eryk spokojnie. Miał nadzieję, że jego argumenty zadziałają. Ze snem kłamał, ale miał przeczucie...
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 31-08-2012, 16:57   #49
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Sprawa dopiero co się zaczęła, a już utknęła. Jasne, dla niektórych wszystko było jasne, ale Aliquam był przekonany, że coś jest nie tak. Wolał się jeszcze wstrzymać z zamknięciem sprawy i wskazania winnej, poprosił o sprowadzenie jakiegoś kapłana lub czarodzieja, by zbadali czy ofiary... no nie wiadomo. Może klątwa, może co. Warto spróbować. Ale przy badaniach ów kapłana czy też czarodzieja, krasnolud musiał być obecny oczywiście. W tym czasie, w którym kazał kogoś takiego skombinować, poinformowano go o elfach. Z początku wydarł się w poszukiwaniu topora, będąc pewnym, że te spiczaste gnoje oblegają miasto.

Niestety tak nie było. Pokojowa wizyta. Gówniana sprawa. Jednak bądź co bądź, jako sierżant musiał być obecny przy eskorcie dyplomaty. Nie pałał entuzjazmem, ale póki nie było kapłana, który by obejrzał Zobela, nie miał co robić. Magiczna sekcja zwłok zdawała się być ostatnią możliwą opcją. Jeśli to nic nie da, będzie musiał osierocić dwie dziewczyny...
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-09-2012, 16:46   #50
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Kiedy kompani zebrali się w całość, by porozmawiać i ustalić co dalej, Wołodia jako pierwszy zabrał głos.
-Może, kto poluje na jednego z nas, a nije całą bandę, he?- spytał wzruszając ramionami -Może trza by było siję podzijelić co by siję przekonać, na kogo z osobna będzije następny atak?- wzruszył ramionami -Nije jesteśmy jakimi ułomkami, chyba sobije poradzijim, jakby którego z osobna co zaatakowało...- wydął usta i rozejrzał się po kompanach wyczekując ich reakcji.
Aaron się strapił:
-Twoje słowa, Wołodio, niosą srogą groźbę. Srogą dla tego z nas, który byłby celem zamachu - idąc za twą radą skazalibyśmy go na śmierć bez pomocy. Ale... czy w ogóle miał miejsce zamach? Ten ogień był niezwykły - tak olbrzymia temperatura, szybkość rozprzestrzeniania i brak śladów wskazywałyby na bardzo dobre przygotowanie zamachowca.- kompani słuchali z uwagą Aarona.

-Jednocześnie wszyscy uszliśmy z pogorzeliska bez większego szwanku. No, gdybym ja chciał zabić kogoś, puszczając mu czerwonego kura, to chociaż zastawiłbym czymś drzwi, żeby skurwiel nie mógł uciec. Czyżby więc wcale nie próbowano pozbawić nas życia? Cóż więc mogło być celem podpalacza? Przekazanie ostrzeżenia? Żadnego nie zrozumieliśmy. Atak na majątek hrabiego? Ten dom nie był jego najcenniejszą własnością. Zwykły wandalizm? Zbyt skomplikowane środki wandal musiałby przedsięwziąć. Noż w mordę kopany... - zadumał się cyrulik - Może nie było zamachu i nie było podpalacza? Może duchy faktycznie nawiedzają Salkalten? Naprawdę trudno mi na ten temat wyrokować. No... zdaję sobie sprawę oczywiście z istnienia magii i nadprzyrodzonego, lecz mój umysł i doświadczenia nie ogarniają tych kwestii.
Kozak nie chciał dzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat podejrzeń hrabiego. Było za wcześnie, kompani mogliby go uznać za szaleńca.
-

-Może duchy zabijitych mścijicieli powrócijiły jako jakije poltergeijsty...- wzruszył ramionami.
Stolzmann nie znał się na duchach i czuł się pewniej mogąc badać empirycznie dowody i wyciągać logiczne wnioski. Jednak z pewną niepewnością w głosie pozwolił sobie na przypuszczenia:
- Ale tamte psubraty używały trucizny, a zginęły od stali. Czemu więc ogień? Czy niby duchy nie używają rekwizytów związanych z ich śmiercią, czy coś? Poza tym tamci byli cwani i skuteczni, a to podpalenie niewiele nam zaszkodziło. Więc powtórzę - może ogień wcale nie był atakiem na nas?- rzekł Aaron.
-Nije znaju.- pokręcił głową -Może nije może użyć trucijizny, bo nije umije jej podnijeść a ogijeń może wywołać jakoś? Cholera jedna wije.- machnął ręką.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172