Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-11-2012, 21:55   #1
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
[Pathfinder] Korona Zgnilizny

Korona Rozkładu
Duchy Harrowstone
Część Pierwsza: Testament i Ostatnia Wola Petrosa Lorrimor



Mgła. Ustalav był pełny mgły o niemal każdej porze roku, tylko w zimie ustępując miejsca białym łzom spadającym z nieba. Łzom, które opadały powoli i delikatnie na zmęczone twarze ludzi, na mroczne knieje i na zrujnowane domostwa, których wciąż nie odbudowano po panowaniu Szepczącego Tyrana.

Dziś jednak nie było zimy, zima skończyła się z miesiąc temu i ustąpiła wiośnie. Mgła była wyjątkowo gęsta dzisiejszego ranka, ale po wyczerpującej podróży w końcu dotarliście do Ravengro. Droga do tej małej miejscowości nie była łatwa. Podróż przez Ustalav nigdy nie jest łatwa. Choć każdy z was przyjechał z innych stron, Ustalav był pełen oczu czyhających w nocy w każdej jego części, czekających na moment, w którym znienawidzone światło i ciepło ogniska zniknie... Noc nie była dobrą porą na podróż w tym kraju, noc wciąż należała do Tyrana i jego sług.

A wszystko przez jeden list. Nie byliście pewni w jaki sposób nadawca wiedział gdzie teraz przebywacie, ale nazwisko „Lorrimor” na kopercie trochę was zaniepokoiło i zaciekawiło. Minęło sporo czasu od kiedy Petros kontaktował sięz wami. Pojedynczym ruchem rozcięliście kopertę, światło świecy tańczyło na pożółkłym pergaminie raz wydłużając, raz skracając cienie. Pomimo starań kuriera, mgła dostała się do jego torby powodując przebarwienia na pergaminie. Treść listu była jednak dużo ważniejsza niż jakoś Ustaviańskiej poczty.

”Nie wiem kiedy dostaniesz ten list, ale mam pilne i smutne wieści. Nazywam się Kendra Lorrimor, córka Petrosa Lorrimor – byłego profesora na Uniwersytecie w Lepidstadt. Jest powód, dla którego mówię o nim w czasie przeszłym, niestety. Petros nie już z nami na tym świecie. Drugiego Pharast o świcie, ciało Petrosa znaleziono przy murach Harrowstone – zmiażdżone przez zawalający się mur. Wiem, że byłeś jego bliskim przyjacielem – wiele o tobie słyszałam – dlatego wysyłam ten list z informacją, że pogrzeb odbędzie się 2 tygodnie od daty jego śmierci. Byłabym bardzo wdzięczna jeślibyś się pojawił i wiem, że mój ojciec również by się ucieszył.
Z wyrazami szacunku,
Kendra Lorrimor

Czasu było niewiele. List doszedł dopiero tydzień po jego wysłaniu. Nie było czasu do zmarnowania, więc każdy z was osobna szybko się zebrał i wyruszył w drogę. Wiele zawdzięczaliście Lorrimorowi i chociaż tyle mogliście dla niego zrobić.

Przyjechaliście akurat w dzień pogrzebu. Pytania o dom Kendry spotkały się z dezaprobatą. Ludzie szeptali i wskazywali palcami na was, w pełnym rynsztunku, zmęczonych po podróży. Słyszeliście odgłosy niezadowolenia i narzekań.

- Co to za jedni? – spytał ktoś z tłumu.

- Jakieś dziwadła z cyrku? – spróbował ktoś inny.

- Demony! Spójrzcie na tego z dziwną skórą! – odezwała się jakaś starucha.

- I do tego jeszcze półorki, będą kłopoty.- pewien mężczyzna skomentował gorzko.

- I te ich świńskie oczka…- dodał prześmiewczo inny.

- Po co tu przyszli? – tłum zaczął rosnąć. Ludzie zaczęli wychodzić z domów i przyglądać się nowo-przybyłym.

- Do Lorrimora chcą, pewnie jakieś bestie ze sobą przywieźli! – młoda dzierlatka odpowiedziała z trwogą.

- Lorrimora? Nigdy go nie lubiłem, węszył przy Harrowstone i teraz te dziwne rzeczy zaczęły się dziać… – odparł starszy krasnolud.

- Pewnie też po to przyszli, jeszcze więcej kłopotów na nas sprowadzą! – szybko dodała dzierlatka.

- No nie wiem, nie wyglądają na takich złych… – spróbował jakiś młodzieniec.

- Tak, te miecze, zbroje i rumaki wcale nie oznaczają kłopotów, wyglądają jakby szli na wojnę! – odparł niziołczy mężczyzna.

- Co z nami będzie? – spytała jęcząc jakaś babunia.

- Nie mamy wystarczająco dużo zmartwień! - zawyła kolejna starucha.

- Nie podoba mi się ten gnom... dziwny jest. Oni wszyscy dziwni... - dodała mała dziewczynka trzymająca się spódnicy swojej matki.

- Widzieliście ten miecz? Po co mu taki duży miecz? - spytał ktoś z tłumu.

- Przyszli po nas? Czy Gibbs miał rację? - kolejny głos się przyłączył.

Szepty narastały wokół grupy, niektórzy wręcz przestali szeptać i zaczęli wołać i krzyczeć. Wyglądało na to, że zaraz tłum dostanie ataku paniki…

- Przepraszam, przepraszam… Olaf, możesz się przesunąć? Tak, dziękuję. To wielka strata. Dziś pogrzeb… jeśli chcesz możesz… nie? Nie masz czasu… tak… nie, nie.. rozumiem. – przez tłum przebił się jakby znajomy głos. Inny niż jaki pamiętaliście, ale miał w sobie zarówno mądrość jak i współczucie, które pamiętaliście. Petros jednak nie żył, głos ten musiał zatem należeć do jego córki – Kendry.


Młoda dziewczyna, około 25 lat, w końcu przebiła się przez tłum. Miała długie, kasztanowe włosy upięte w kok, delikatny makijaż i zarumienione policzki. Lekko dyszała, przejście przez tłum musiało być dość męczące. Ubrana była na czarno – w kolorze żałoby. Miała prostą suknię bez żadnych ozdób, czarne rękawiczki i brak jakiekolwiek biżuterii oprócz sporego, złotego naszyjnika opadającego na średniej wielkości biust. Najbardziej charakterystyczną cechą jej wyglądu był jednak nos. Ostry, smukły, szlachetny i lekko spiczasty – taki sam jak jej ojca.

- Jesteście! Nie mogłam uwierzyć, już myślałam, że nie przyjedziecie… – szczery uśmiech, który na chwilę pojawił się na twarzy Kendry szybko zniknął, zastąpiony przez inny rodzaj uśmiechu. Jest wiele sposobów uśmiechania się, Kendra starała się wymusić na twarzy uśmiech, który tylko podkreślał, że cierpi - zamiast maskować to.

- Chodźcie za mną… pogrzeb zaraz się zacznie… ludzie! Zróbcie przejście! – krzyknęła, a w jej głosie znajdowało się delikatne źdźbło szaleństwa. Jeśli ktoś jej teraz by nie ustąpił to cała jej frustracja i gniew po śmierci ojca zostałaby przelana na tłum.

Niechętnie, powoli, ale jednak – tłum zaczął się rozchodzić a Kendra poprowadziła grupę przyjaciół jej ojca do wrót cmentarza.


- Proszę, poczekajcie z pytaniami do końca ceremonii. Potem udamy się do naszego… znaczy mojego domu.- przez całą drogę dziewczyna unikała waszego wzroku. Szła przodem, starając się aby nikt jej nie wyprzedził ani nie zrównał się z nią.

Poza wami było tam jeszcze sześć osób, pięciu dorosłych i jedno dziecko. Niezbyt imponujący wynik jak na kogoś kto mieszkał tu 15 lat….

- Potrzebujemy 6 ludzi do niesienia trumny. – oznajmiła Kendra drżącym głosem.- To znaczy… proszę… czy ktoś z was mógłby mi pomóc… sama nie dam rady… a muszę przewodzić jeszcze procesji… – ręce dziewczyny zaczęły drżeć jeszcze bardziej niż jej głos.


Kiedy karawaniarze zostali wybrani, procesja ruszyła przez wrota cmentarza. Mgła wciąż była gęsta, przesypywała się pomiędzy grobami i pomnikami, jakby czule je otulała. *Może stąd tyle mgły w Ustalav?* Przeszła was myśl. *Może mgła okazuje współczucie tej wyniszczonej krainie, jakby próbowała dodać otuchy?*. Szybko jednak zbyliście tę myśl. Mgła unosząca się ponad grobami, na grobach i z grobów sprawiała wrażenie złowieszczej, jakby pamiątki przypominającej o władaniu Szepczącego Tyrana. Mieliście wręcz wrażenie, że syczy kiedy przelewa się pomiędzy grobami.


Idąc, w oddali zauważyliście jakieś ogniki w gęstej mgle. Ich światło rosło z każdym kolejnym krokiem, aż w końcu, gdy byliście w połowie drogi, ukazały się sylwetki 12 mężczyzn i kobiet. Farmerów z widłami, pochodniami, motykami i innymi narzędziami do uprawy roli. Na przodzie stał mężczyzna, którego kwiat wieku już dawno przekwitł. Mimo to był dość dobrze umięśniony i miał potężne barki – znak, że kiedyś zajmował się wojaczką. Włosy miał posiwiałe, ale wciąż zachowywały gdzieniegdzie swój oryginalny czarny kolor. Kiedy tylko zauważył procesję uniósł wysoko widły i krzyknął.


- Dalej nie przejdziecie! Gadaliśmy- spojrzał na tłum za jego plecami- i nie chcemy Lorrimora na tym cmentarzu! Weźcie go sobie w górę rzeki i tam zakopcie, jeśli wam się chce, ale stąd wara! – stuknął trzonkiem wideł o brukowaną ścieżkę.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi? – szybko odpowiedziała Kendra. Jej głos z początku przepełniony bólem i melancholią teraz zaczynał zmieniać się w gniewny syk.- Wszystko ustaliłam już z Ojcem Grimburrow. Czeka na nas przy grobie! Już go wykopali i… – przerwał jej mężczyzna na czele tłumu.

- Nie rozumiesz, dziewczynko. Nie chcemy mieć nekromantów zakopanych w ziemi, gdzie spoczywają nasi bliscy! Sugeruję abyś się wyprowadziła dopóki możesz. Ludzie zaczynają już mieć dość tej sytuacji. – odpowiedział spokojnie, ale w tym spokoju krył się gniew, ostrzeżenie i groźba.

- Nekromancja?! Czy jesteście naprawdę aż tak zacofani i ignoranccy?! – krzyknęła oburzona, jakby ktoś oskarżył ją o najohydniejszą zbrodnię na świecie.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 06-11-2012 o 22:34.
Qumi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172