Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2010, 23:45   #1
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
[Autorski] Jelinek - SESJA PRZERWANA



[MEDIA]https://sites.google.com/site/wzburzenieech/czasemmamochotezarznacwaswszystkich.mp3[/MEDIA]

[Zanim przeczytasz posta, spójrz tutaj - >http://lastinn.info/komentarze-do-se...tml#post275427]

W Elysium, ukryta pod warstwami brudu i śmieci, z wolna rozwijała się rebelia.
Było późno i zimno. Tak miała się właśnie rozegrać jedna z najkrwawszych rebelii w historii Elysium. A w każdym razie, tak przynajmniej myśleliśmy wtedy.
- Nawet nie wiesz, co się tutaj dzieje! Nawet nie wiesz, dokąd trafiłeś! Nawet nie wiesz, co to znaczy być tutaj, pod Kopułą! Nigdy nie myślałeś o tym, że możesz mieć kiedykolwiek wybór w tym, co robisz! Tu, pod Kopułą. Pod Kopułą.
Obojętnie, skąd pochodzisz – czy trafiłeś tu z fabryk postawionych przez tych sukinsynów, czy po prostu przypałętałeś się, bo nie masz dokąd pójść. O, nie, tu nie liczy się skąd jesteś, ale to, dokąd zmierzasz.
U stóp budynków tak strzelistych, że niemal każdy z nich drapałby chmury, ktoś wrzeszczał hasła rewolucyjne. Staliśmy zgromadzeni w małej grupce, która stawała się coraz większa i większa, im dłużej szaleniec wrzeszczał.
- Nic nie wiesz! Ty nic nie wiesz, co mógłbyś zrobić! Nigdy nic nie wiedziałeś!
Bylibyśmy rozeszli się, gdyby nie to, że zjawili się inni, którzy zaczęli nam rozdawać broń. Wyciągnęli łomy i otworzyli skrzynie, w których lśniło czarne żelazo. Broń. Wreszcie jakaś broń, dzięki której mogliśmy zabijać. I zabijać. I zabijać.
Wiedzieliśmy, że stoi za tym jakiś plan – a przynajmniej tak chcieliśmy myśleć. Każdy z nas, całkowicie rozpoznany przez kod cyfrowy wytatuowany na lewym ramieniu był dobrze znany służbie bezpieczeństwa. Biorąc broń, nagle stawaliśmy się anonimową rzeszą. Każdy chciał zmienić coś w absolutnym prawie Elysium; nawet perspektywa wybrania daty i godziny własnej śmierci wydawała się pociągająca.
- Co ty, u diabła, wiesz, skoro wszystkie twoje dzieci są posyłane do fabryk? Co może powiedzieć ci twoja żona, którą mieli już wszyscy na posterunku? Co ty, kurwa, możesz powiedzieć? Za kogo ty się uważasz? Jesteś taką samą wszą jak my wszyscy! Jesteś takim samym cwelem, którym byłeś wcześniej! I zginiesz będąc takim samym cwelem, co teraz jesteś! Co ty wiesz? Co ty, kurwa, kiedykolwiek wiedziałeś? Co możesz wiedzieć, skoro całe swoje życie zmarnotrawiłeś na ulicach tego miasta?
Co my możemy myśleć, kiedy kula wnika w naszą czaszkę i sprawia, że mózg wylatuje drugą stroną. Do tego właśnie nawoływał – do zbiorowego samobójstwa. Nikt z nas nie miał złudzeń, jak się zakończy to wszystko, jednak byliśmy zbyt mali i zbyt zrozpaczeni, żeby mogła do nas przemawiać jakakolwiek logika. Życie staje się snem, kiedy trafia się do Elysium. Nagle zostajesz zdominowany instynktami; najgłośniej krzyczy ten o przeżyciu, ale kiedy życie staje się tylko pasmem mechanicznie przepędzonych nocy i dni, nagle masz ochotę się wyłączyć – i do diabła z tym, jeśli wyłączy cię na parę godzin halucynogen, który tutaj nazywany jest Bogiem czy wyłączy cię już na zawsze śmierć. Wszystko to jest zaledwie środkiem.
Ci, którzy jeszcze nie dostali broni, dopytywali się łapczywie: „Co wiemy? Co wiemy? Powiedz nam, co wiemy!?”, jednak chłód metalu w dłoniach studził wszystkie głowy, skoro tylko czysta żądza mordu rozpalała się płomienniej niż jakiekolwiek ognie krematorium.
Szliśmy w milczeniu w stronę Eses-sztuby. Tak, wszyscy nazywali ją Eses-sztubą, bo wychodzili z niej panowie esesmani. Nie wiem, co to jest esesman. Podobno kiedyś, kiedy były jeszcze stare czasy, tak nazywano jakichś morderców. Parędziesiąt głowic nuklearnych wystarczyło, żeby rozwiać sporo historii. Naprawdę sporo. Co do nas, byliśmy mordercami, tak.
Wielu jest mordercami, a jednak nie zabiło nikogo – chodzi tu o ciągłą gotowość odebrania komuś życia. Tacy właśnie byliśmy – dano nam broń i jak na komendę poszliśmy, żeby zabijać.
Na początku wzięto zwykłą broń, ale później zjawiło się paru od nich. Oni mieli lepszą broń; chwalili się, że amunicja jest wzbogacana uranem, że mają granaty atomowe i broń jonową. Że tym razem poleje się krew. I tym razem nie upadniemy jak zwykle.
Było z nami paru Ruskich.
- Ubiwat nemtsew! - wrzeszczeli starcy o dwustu latach. - Ubiwat gryjaznyh nemtsew! Jeb w zhopa twoju mat!
- Nawet, kurwa, nie wiesz, ile możesz przelać swojej krwi! Nawet nie wiesz, do chuja, ile niemieckich suk możesz zerżnąć! Dalej, dalej, cholerna wszo! Pokaż, na co cię stać! Bij, zabij!
- Zaaaabij!
- Nemtsew!
- Haaaaargh!
- Kuuuuuurwaaaaa!



# Nadia Bauer
Obudziły ją wrzaski dobiegające z ulicy.
Wrzaski w zewnętrznych warstwach Elysium były normalne, w przeciwieństwie do ciszy, która panowała w Innenstadt. Jedynie niebo było takie samo dla wszystkich – obojętne kolejnym trupom, które wieźli do Mortuarium albo wgłąb miasta.
Klitka, w której mieszkała, była przytulna, choć ktokolwiek z wyższych warstw brzydziłby się w ogóle do niej wstąpić. Mokre zacieki na suficie kontrastowały z buchającym gorącem piecykiem, który ogrzewał cały pokój dość, żeby wnętrze mogło być znośne. Wokół łóżka, którego ramy były żeliwne.
Właściciele budynku, w którym klitka się mieściła, nie dbali o to, kto w niej mieszka. Nieudolność czy, może właściwiej, obojętność władzy na mieszkańców zewnętrznego kręgu sprawiała, że wiele budynków stała bezpańska, zaludniona przez morderców i złodziei. Właścicielom płacono wtedy i tylko wtedy, jeśli złych się nie przechlało albo nie wydano na amunicję, a i tak dochodził do tego czynnik, czy wynajmujący miał dobry humor, by zapłacić; wynajmowanie mieszkań było przeżytkiem i chwytali się go ci, którzy nie mogli już ze swoim życiem zrobić nic. Mieszkańców nie obchodził zbyt wiele podpis na jakimś świstku, którego i tak często nie mogli przeczytać, a co dopiero zrozumieć.
Naturalnie, zdarzali się i tacy, którzy za wszelkie opóźnienia w płaceniu ekspediowali serią z kałasznikowa. Kałasznikowy były o tyle straszniejsze, że często ładowano je amunicją boltową – nieco większymi kulami, które działały jak granaty odłamkowe. Natomiast wrzucanie granatu z gazem łzawiącym weszło do normalnych działań. O trupy, które od czasu do czasu były wyrzucane zsypem na śmieci, zwracali się łowcy głów, wynajęci wiwisekcjoniści z kręgów wewnętrznych albo zwyczajnie pariasi, którzy zajmowali się paleniem zwłok w krematorium w północno-wschodniej części miasta. Nierzadko sami mieszkańcy pomagali w zbieraniu trupów – zbyt dobrze wiedzieli, że trupy rozkładające się na śmietniku były zarzewiem zarazy.
Istniały wreszcie i wieżowce, które były prawdziwą oazą spokoju na tkniętych chaosem ulicach Elysium. Miały one swoją cenę, to jest wszystkie korytarze pod ciągłą obserwacją kamer. Przed takimi budynkami zazwyczaj stała para strażników zakutych w egzoszkielety.
Ściany nosiły na sobie piętno dawnych lokatorów; pomazane markerami albo wydrapane nożami, podpisy mogłyby opowiadać całe tomy. Czasami były po prostu inicjałami, jakimiś nieznanymi skrótami czy nawet całymi równaniami matematycznymi. Stosunkowo często powtarzał się motyw „tu przeleciałem X”. Napisy harmonizowały z zaciekami na suficie, tak jakby ktoś wziął pędzel i zamierzał namalować pejzaż, a w złym momencie skończył.
W pokoju znajdowały się zwykłe rzeczy Dum-Dum. Okno, o dziwo, otwierało się łatwo i wychodziło na całkiem solidne rusztowanie jeszcze z tych czasów, kiedy w zewnętrznej warstwie remontowano budynki.
Tym razem krzyki z ulicy nie były normalne. Przemieszane były ze strzałami – zbyt częstymi i zbyt automatycznie brzmiącymi, żeby można było pomyśleć, że to po prostu krótki wybuch niezadowolenia w mieście albo kolejna łapanka. Tamte były tłumione zbyt prędko – ci nie zamierzali się poddać tak prędko.
Gdy wyjrzała przez okno, stwierdziła, że tym razem przemycono dość dużo broni, żeby można było stawić dość duży opór. Starty wśród cywili i rebeliantów były wielkie, podczas gdy strażnicy bardziej martwili się o to, żeby nie uszkodzić sobie pancerzy.
Do czasu, kiedy w stronę jednego nie poszybował szrapnel. Wtedy pierwszy z nich zginął.
Huknęły drzwi. Wpadł Borys.
- Bierzemy się stąd – wyglądał na poruszonego. - Właśnie dostałem cynk, że ten syf, co jest na ulicach, to będzie coś większego od dłuższego czasu. Ja...
Usłyszała szybkie kroki na korytarzu. Wiele kroków.
- Co jest, do kurwy nędzy!? - krzyknął Borys. Było o wiele za wcześnie, żeby tłum z zewnątrz mógł przeniknąć do środka. Był to ktoś, kto ich szukał.
Chłopak Bauer nie czekał, aż tamci – ktokolwiek to był – wejdą do środka. Zamknął drzwi. Schylił głowę, kiedy posłali parę strzałów. Słusznie. Gdyby nie zrobił tego, zapewne zarobiłby kawał uranu w mózg.
- Stać, stać, cholera! Hör auf, Idioten!
Nadia znała ten głos – należał od do Hansa Mullera.
- Przynajmniej pięciu chujków jest – mruknął Borys.
- Nadia! Nadia! Wiem, że tam jesteś, do cholery!
Krzyki. Jakieś stłumione szepty. Głuchy odgłos uderzenia, stęknięcie. Znajome. Ale jeszcze nie wiedziała, kto to.
- Inaczej ten twój chłoptyś tak by się nie bronił – rzekł już spokojniej Hans.
Od zewnątrz odgłosy oporu nasilały się.
- Posłuchaj mnie, kobieto. Wiesz dobrze, że nie możesz uciec z tego pokoju.
Na te słowa Borys nerwowo obejrzał się po ścianach, oknie – wyglądał tak, jak gdyby nagle rozważał rozbicie muru gołymi pięściami.
- Góra zadecydowała, że jesteś przydatna do wykonywania misji dla Federacji. Gratulacje, okazałaś się być czymś więcej niż parę szkodników, których rozgnietliśmy. Ale musisz zdecydować, czy chcesz z nami pracować. Mam przy sobie przekaz holograficzny, świeżo zakodowany.
- Nie wierz mu
– syknął Borys.
- Nie mam pojęcia, kto w dowództwie tak bardzo jest chory na głowę, żeby zaufać takiej brudnej gnidzie jak ty, jednak wydajesz się na tyle ważna, że ktoś postanowił, żebyś weszła. Z twoją kochaną psiapsiółką, jak jej tam? Zaraz... Tu mam akta. Podobno nazywa się Martha Steuer i chyba lepiej dla niej, żebyś ją znała.
Pstryknął palcami. Strzały na zewnątrz były coraz bliższe. Jeśli był zdenerwowany, to nie okazał tego w głosie.
- Ustawcie się na wypadek, jeśli by tu weszli.
Kroki.
- Bo może zaraz dojść do koniecznej obrony funkcjonariusza na służbie.
Pstryknęła zapalniczka. Zapewne zaciągnął się.
- Nie mam dużo czasu, Nadia. Albo się zdecydujesz, albo pójdziemy sobie i zostawimy ci prezent pod drzwiami. Ją, mianowicie.

*

- Zapis holograficzny z dnia: Czternasty grudzień, trzy tysiące dwadzieścia. Konwersja na zwykły format: Agent XXXXXXXXX, wykorzystano szyfrowanie dodatkowe. Rozpoczęcie transmisji za pięć, cztery, trzy, dwa...
Pomimo tego, że minął tysiąc lat, nadal używano ekranów ciekłokrystalicznych, ponieważ były tanie – tańsze niż żarcie na Bezimiennych. Federacja sprawiła, że jedzenie stało się niesamowicie drogie – za w miarę dobrej jakości proteiny syntetyzowane przez czerwońców ze wschodu każdy musiał zapłacić dziesięć złych, za to całkiem dobre baterie można było kupić za mniej niż jednego złego.
Na monitorze pojawił się przyciemniony pokój, na środku którego znajdowała się twarz; czy to przez brak czasu, czy po prostu przez partactwo ludzi ze składu na górze, rozmycie nie udało się aż tak dobrze, by zakryć całą twarz.
- Panowie, czy kim tam jesteście – głos dolatujący z głośnika był pogrubiony – chciałbym was powitać na pokładzie. Zostaliście wybrani przez Federację jako ci, którzy wykazują pewien stopień przydatności. W każdym razie możecie pogratulować sobie, ponieważ wasi koledzy i koleżanki, którzy znajdowali się w podobnej sytuacji co wy, a którzy okazali się mniej użyteczni... Sami wiecie. Federacja lubi mieć ten swój Ordnung.
Odchrząknął.
- Nagranie ulegnie skasowaniu po pierwszym odsłuchaniu, więc radzę wytężyć wasze zawszone łby. Wiecie dobrze, że jesteśmy w stanie wojny z Polszczą i Rusią. Co prawda potencjał nuklearny Federacji mógłby zmieść tych cweli z powierzchni ziemi, jednak na tym etapie możemy sobie pozwolić tylko na cichsze operacje. Tu wchodzicie wy. Oddział przeszukujący wschodnią część Kopuły wziął paru jeńców, od których dowiedzieliśmy się paru informacji. Dywizja Medyczna właśnie otwiera ich czaszki i robi skan molekularny, czy przypadkiem jeszcze czegoś nie odkryli, jednak to, czym z nami się podzielili, wystarcza, żeby dać wam zajęcie.
Tu pauza.
- Co prawda intryga śmierdzi na kilometr Ruskimi, to jednak mamy dobre powody, by twierdzić, że w akcję zaangażowani są inni – może Dobrzy Chrześcijanie, może nawet zdrajcy Federacji, a może ktoś z zewnątrz. W obu przypadkach kroi się coś większego.
Nasz łącznik , którego spotkacie przy bramie wschodniej, powinien wskazać wam miejsce, gdzie zazwyczaj schodzi się reszta. Informacje są wymieniane anonimowo, więc nie zostaniecie rozpoznani, chyba, że popełnicie jakiś głupi błąd.
Łącznik nazywa się Szczur. Wyjaśni wam całą resztę.
Akcja rozpocznie się za godzinę. Do tego czasu macie znaleźć się przy bramie południowej.



# Sarian Korczyński
Stary dom Korczyńskich. W niewątpliwie starym, przedwojennym stylu – moda na takie powróciła na krótko do Elysium i utrzymała się tylko i wyłącznie w mieście wewnętrznym, Innenstadt. Powody były oczywiste – tylko warstwy wewnętrzne mogły sobie pozwolić na taką obronę, by wspaniałe dzieła architektury przetrwały dłużej niż parę – paręnaście dni. Od czasu, dom Korczyńskich popadł w ruinę, jednak ukradziono stąd niewiele lub zgoła nic. Nawet Elysium ma swoje miejskie legendy, a jedną z nich jest ta, że dom Korczyńskich jest nawiedziony.
Ta jedna prawdopodobna bzdura o jego własnej matce porywającej niczym wampir każdego, kto wejdzie do jego domu, zaoszczędziła mu sporo kłopotów. Po pierwsze, od czasu śmierci rodziny nie musiał ciągle szukać kryjówek – ta jedna całkowicie wystarczała. I pomimo faktu, że z powodu swojej pracy dla Federacji posiadał własny dom, to stary dom był zwykłym miejscem spotkań jego i Bojarskiego, a także jego siostry.
Sarian niejednokrotnie zastanawiał się, dlaczego ktoś mógł wymyślić taką plotkę. Ale pomimo tego, że był pewien, że nikt poza nim nie chodził po domu, to jego ściany nierzadko napawały lękiem. Posiadłość Korczyńskich była wielka i wielka pozostała nawet po pożarze, który wybuchł tamtego dnia. Osmalone ściany i zwęglone deski nasuwały na myśl groteskowe kształty, które mogły się kryć w ciemności; głupi trik umysłu, który mógłby kosztować ludzi wiele nerwów. A jednak, dom miał w sobie coś, czego strzeliste wieże pod Kopułą posiadać nie mogły, to jest tchnienie przeszłości. Martwy ojciec Sariana włożył dużo wysiłku w to, by budowla wyglądała – mówiąc językiem sprzed milenium – wiktoriańsko, chociaż Sarian musiał przyznać, że tak naprawdę jego ojciec nie mógł zdecydować się z wyborem stylu – czasem korytarz, pokryty fantastycznymi draperiami, nagle napotykał na blendę i jeszcze dalej, na żebrowane sklepienia. Wszystko to pokryte kurzem zalegającym tu już parę lat.
Pokój był oświetlony paroma świecami – generator prądu znajdujący się w piwnicach zawodził nawet wtedy, kiedy Sarian posiadał jeszcze rodzinę. Niespokojne światło, poruszane zimnym wiatrem świszczącym przez zniszczone ściany, rzucało niesamowite cienie na ściany, tu i ówdzie podniszczone przez dawny ogień. Regały umieszczone przy ścianach uginały się pod naporem ksiąg, a na stole, przy którym Sarian siedział, znajdowało się parę dzieł Nietzschego, Kierkegaarda i Swedenborga. Znajdowała się na nim wiadomość od Aleksandra Bojarskiego.

Drogi Sarianie,
czasu, którego mi pozostało na napisanie tej wiadomości jest zbyt mało, aby wyjaśnić ci wszystkie szczegóły. Dość powiedzieć, że kiedy ją otrzymasz, będę daleko na wschodzie. Choć powiedzieli mi, że nie mogę nigdy nikomu z zewnątrz wyjawić, po co wybraliśmy się poza Kopułę, to jednak piszę ze względu na Ciebie.
Przede wszystkim, musisz wiedzieć, że kiedy to czytasz, powstanie już gorzeje w południowej części miasta i wkrótce, być może, dojdą do Ciebie jego echa. Pomyślisz zapewne, że jest to kolejny z tych niepokojów, który co jakiś czas nawiedza Elysium, jednak wiem, że zasoby broni, które zdołali przemycić Polacy do Außenstadt, są zbyt wielkie. Tutaj zaczyna się twoja rola.
Nie możemy dopuścić do tego, aby powstanie ogarnęło całe miasto. Nie życzę dobrze żadnej z frakcji, ale jest za wcześnie, żeby powstanie przyniosło jakikolwiek skutek – musisz iść w stronę miasta południowego i odnaleźć pewną starą fabrykę, do której drogę zaznaczyłem na odwrocie tej wiadomości. Wywiad potwierdził, że jest to magazyn broni powstania i już zostały podjęte akcje, aby go zniszczyć. Z mojego i twojego punktu widzenia, jeśli kiedykolwiek chcemy wydostać się z machinacji FN, nie możemy do tego dopuścić. Musisz w jakiś sposób zwrócić uwagę ludzi z ulicy, by wzięli całą broń, która jest w magazynie i ukryli ją gdzieś indziej.
Po drugie, za spiskiem, jak sądzę, stoi Rząd Nieśmiertelnych. Czciciele w Elysium są tylko rękami czegoś o wiele większego. Ta klika, której namiary ci podałem, jest powiązana z lokalnymi łowcami głów. Mam poważne podejrzenia, że zwłoki twoich rodziców zostały przewiezione i stały się jeszcze jednym eksperymentem Ruskich, by ożywić martwe ciała. Jeśli jest to prawda i jeśli eksperyment okazał się sukcesem, to znajdziesz kiedyś swoich rodziców – żywych. Informacje mogą znajdować się w tym składzie.
Pozwól jednak, że Cię ostrzegę – za mną i za Tobą ktoś podąża, o ile sam już tego nie zauważyłeś. Kimkolwiek on jest, uważaj na siebie, Sarianie.
Co do mnie, mogę już nie wrócić stamtąd, dokąd zostałem wysłany. Jeśli...


Tu pismo się urywało – być może Bojarski nie miał czasu, by napisać resztę.
Nagle zauważył, że w drzwiach od pewnego czasu stała jego siostra. Wiedział, jak potrafiła się skradać.
- Załatwiłam, to co trzeba – powiedziała podekscytowanym tonem. - Wkrótce będziemy mogli opuścić Elysium na zawsze, bo...
Z bardzo daleka dobiegł ich huk wybuchu.
- Co to było? Cholera, nieważne. Jest to jeszcze jeden powód, żeby uciekać z tego popieprzonego miasta. Rozmawiałam z przemytnikami. Mówią, że jeśli uzbieramy dość złych, to przeprowadzą nas bezpiecznie poza Kopułę. Musimy stąd uciekać, Sarian – rzekła poważnie. - Ja... Słyszałam plotki. Ludzie mówią o tym, że niedługo będzie Czwarta Wojna. Cholera, nie chcę zginąć pod gruzami! Słyszałeś o tym, co mówili? Ruscy gotują się z Polakami do wielkiego ataku na Elysium, tak właśnie wszyscy mówią! I niech mnie cholera, jeśli kłamią. Czy ty widziałeś, Sarian, co się dzieje na ulicach? Nawet dzieci teraz chodzą z bronią.
Czekała. Nie zamierzała się poddawać.
- Mówią, że ostatnie miejsce, które jest w miarę bezpieczne, to Czechy. Teraz mamy szansę,
 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 01-02-2011 o 18:11.
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172