Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2012, 00:00   #1
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
[warhammer] Tajemnice Talabheim

Carolus Stark

Carolus Stark wkroczył do Talabheim jedyną (oficjalną) drogą, Drogą Czarodziejów. W przeciwieństwie do setek podróżnych, którzy usiłowali dostać się w obręb Taalbastonu, on nie musiał czekać trzech dni na rozpatrzenie wniosku i otrzymanie przepustki. Glejt podróżny jaki otrzymał w Altdorfie pozwolił mu bezproblemowo załatwić formalności w Taalgardzie i wejść do miasta. Przekroczył bramę w Najwyższej Wieży i stał zdezorientowany, wpatrując się w przelewający się ulicami miasta tłum. Gdzieś tutaj byli Jans i Sigfrid, wystarczyło ich tylko znaleźć. Tylko jak?

- Zejdź z drogi, bucu – ktoś popchnął go brutalnie, spychając wprost do kałuży. Gdyby tylko wiedział z kim ma do czynienia, ominąłby Carolusa szerokim łukiem, nie ważąc się nawet na niego spojrzeć. Na swoje nieszczęście jednak, po Starku nie było widać kim jest. Podróżny płaszcz doskonale skrywał wszystkie atrybuty Kolegium, a krótki staż czarodzieja nie odbił się jeszcze na jego wyglądzie. W każdym bądź razie, czarodziej zmełł przekleństwo, otrzepał buta z błota i wszedł na wąski chodnik.

Nie znał miasta, więc jedynym miejscem, do którego mógł się skierować była rezydentura Kapituły Ognia. Adres w Dzielnicy Pałacowej znał i po dopytaniu się tuzina osób stanął przed pałacem, który lata świetności miał już za sobą. Przyrdzewiałej bramy pilnował strażnik, który przed wpuszczeniem maga na dziedziniec, dokładnie przestudiował dokumenty podróżne Carolusa.

Wędrowny czarodziej został powitany przez podstarzałego lokaja, w liberii, która służyła jemu i chyba kilku pokoleniom jego poprzedników, zaprowadzony do przedpokoju na piętrze i pozostawiony samemu sobie. Ściany przedpokoju obwieszone były obrazami w zakurzonych ramach. Wśród kiczowatych landszaftów Carolus rozpoznał też dwa portrety wykonane przez Garibaldiego Aliatto, mistrza pędzla z Tilei i pokaźnych rozmiarów scenę batalistyczną autorstwa Brunholdta Frencka.
- Nie zwracaj na nie uwagi – właśnie zajęty był podziwianiem szczegółów Frencka, gdy usłyszał głos od drzwi. Odwrócił się i zobaczył niskiego, nieco przygarbionego mężczyznę o rudych włosach i wąsach. Piromanta odziany był w mundur, skrojony z czerwonego sukna ze złotymi wypustkami, a przy pasie zawieszone miał pięć kluczy. Carolus mimowolnie dotknął wiszących mu przy pasie dwóch kluczy – brązowego i miedzianego, oznaki swojej rangi. – To tylko wierne kopie, oryginalny Frenck jest zbyt drogi by wieszać go w przedpokoju. Zapraszam.

Gabinet, do którego mag, który przedstawił się jako Franz Donnegut, zaprosił Carolusa był całkowicie zwyczajny. Biurko, regał z księgami, dwa wygodne fotele, dywan na podłodze, więcej portretów na ścianach i okno wychodzące na obumarły zimową porą ogród. Jedyne co nie było normalne, to ogień, który trzaskał w okazałym kominie. Płomienie były zbyt duże i Stark natychmiast wykrył wzmacniającą je magię.
- A więc drogi młodszy kolego, co sprowadza Cię do mnie? – zapytał Donnegut, napełniając dwa kryształowe puchary ciężkim winem.
***
Miesiąc jaki Carolus spędził w mieście, pozwolił mu na bliższe zapoznanie się z Talabheim i jego okolicą. Rezydent Kapituły Ognia pomógł mu znaleźć mieszkanie zlokalizowane we Wrotach Północy, a także zapewnił kilka prostych zleceń. Czas wolny Carolus spędzał zwiedzając miasto i rozglądając się za swoimi znajomymi. W końcu udało mu się wpaść na Jansa, który sprawiał obecnie wrażenie człowieka światowego i obracającego się w szerokich kręgach. Po spotkaniu z Jansem, tylko kwestią godzin było zobaczenie się z ich trzecim towarzyszem – Sigfridem.

Sigfrid Münch

Siedzieli sobie wygodnie w strażnicy numer trzy w Łojankach, racząc się rozwodnionym piwem i niezbyt dobrze podgrzanym kurczakiem. Sigfrid, Hemlin Kunz i Gerber Holz, Jordan Meyer. Doborowy oddział strażników odpowiedzialnych za utrzymanie porządku w tym pięknym zakątku miasta. Wszyscy czterej odziani w niezbyt dobrze skrojone, ciemne mundury z emblematem wilczej głowy, który to stał się przyczyną określenia straży miejskiej mianem Buldogów. Bo gdy się lepiej przyjrzeć, to ów wilczy łeb nie za bardzo był wilczy a raczej psi. We czterech siedzieli na piętrze, jak najbliżej dającego ciepło żelaznego piecyka i czekali na rozpoczęcie służby.

Ostatnie kilka dni było niespokojnych. Wzburzony tłum dokonał samosądu na jakimś mutancie, potem na własną rękę zaczął szukać kolejnych. W kilku miejscach dzielnicy wybuchły pożary, motłoch zaczął rabować i palić. Dodatkowo rywalizujące ze sobą gangi wykorzystały okazję aby otwarcie przetrzebić swoje szeregi. Straż miejska starała się trzymać od tego wszystkiego jak najdalej, ale obowiązki trzeba było wypełniać. Na Trzecim Posterunku, cele znajdujące się na parterze były już pełne. Cały czas dawał się słyszeć krzyk więźniów, którzy domagali się wypuszczenia i zaklinali, że są niewinni.

Ulice wokół Trzeciego Posterunku pozostawały spokojne, ale wiadomo było, że prędzej czy później i tutaj dotrą zamieszki. Lepiej było przygotować się zawczasu. Wszystkie okna na dole zostały już zabite deskami, a te na piętrze obłożone workami z piaskiem. W pobliżu wejścia na posterunek postawiono wóz, który w razie czego miał posłużyć do zabarykadowania drzwi. Przy oknach poukładano także zapas strzał do łuków i same łęczyska, na wypadek gdyby trzeba było ostrzeliwać tłum. Wszyscy mieli jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie i zamieszki ustaną same.

- Kurwa! Zbierać się patałachy! Szybciej, gnidy chędożone! – spokój posterunku przerwały krzyki sierżanta Grubera, który z tupotem wbiegł po schodach i wpadł zdyszany do pomieszczenia zajmowanego przez strażników.

Ruchy! Mam w dupie, że Wasza zmiana zaczyna się za pół dzwonu! Trzeba było, ćwoki niemyte, nie przyłazić wcześniej! Zbierać się migiem! – darł się sierżant na całe gardło. – Zaraz mi polecicie na Cohlstrasse! Jakieś gnoje wyruchane dobrały się tam do sklepikarzy! Jeden z nich jest u nas na dole cały we łzach, jak baba jaka, a łeb ma tak obity, że aż dziwne, że mu oczy nie wypadły. No już, już!

Poganiani przez Grubera, z ociąganiem zabrali swój ekwipunek i wyszli w zimny wieczór. Natychmiast owiał ich lodowaty wiatr i smród roztaczany przez otwarte kanały i nieczystości na ulicach. Truchtem, aby się rozgrzać, pobiegli w kierunku wyznaczonego im celu.

Uliczka, gdy w nią wbiegli wyglądała na pustą. Jeden z domów płonął, rzucając chybotliwe, rozedrgane światło na leżące w błocie zwłoki dwóch osób. Z wnętrza budynków dochodziły krzyki i przekleństwa. Nigdzie ni było widać ani sprawców całego zamieszania, ani gapiów, ani nawet kogoś kto usiłowałby gasić pożar. Zresztą tych ostatnich nikt się tutaj nie spodziewał.
- Procarz, co robimy? – zapytał Hemlin, szczerząc się w uśmiechu. – Może powiesz, boś ty najstarszy...
- Stul dziób, gówniarzu – Gruby Gerber Holz, wziął stronę Muncha. Niezbyt ustępował mu wiekiem i nigdy nie darzył sympatią młodszego kolegi. – Poważna sprawa, a Ty sobie żartujesz. Już Ulryk Cię pokara, zobaczysz. Ja to bym się rozdzielił. My z Procarzem pójdziemy tą stroną, a wy z Dużym tamtą.

Nie czekając na akceptację swego planu, Gerber popchnął Sigfrida w lewo i ruszyli do przodu, niemal przyklejając się do ścian budynków. To samo zrobili Hemlin i Jordan po drugiej stronie. Gdy strażnicy mijali właśnie trzeci z domów, coś trzasnęło ogłuszająco i w snopie iskier dach płonącego budynku zawalił się. Niemal równocześnie z domu, przy którym stali Hemlin i Jordan wybiegło trzech mężczyzn, a ze środka dały się słyszeć krzyki. Jeden z bandytów wpadł na Kunza i przewrócił go, Meyer ruszył w pogoń za pozostałymi dwoma.

Nim Sigfrid i Gerber zdążyli zareagować na to co działo się po drugiej stronie ulicy, tuż przed nimi zmaterializowała się kolejna dwójka złodziei obarczonych ciężkimi workami. Niczego nie spodziewając się wyszli z bramy, nie dalej jak pięć kroków od strażników.
- O kurwa – powiedział jeden z nich, wskazując kompanowi łokciem strażników.

Jans Zingger

Jans Zingger idąc na spotkanie z Kurtem i Martinem Voldtami, jego znajomymi z gangu Wyciskaczy, zastanawiał się czego od niego chcą. Nie było to jedno ze zwyczajnych spotkań, które odbywały się raz na miesiąc, podczas których Skalp płacił Wyciskaczom haracz, dzięki któremu mógł w Talabheim prowadzić swoją działalność. Zdziwiło go bardzo, gdy wieczorem znalazł w drzwiach swojego mieszkania liścik, informujący go o spotkaniu.

Więc szedł do „Czarnej Latarni” z sercem na ramieniu, bo nie spodziewał się, że spotkanie z Wyciskaczami dotyczy jakiejś przyjemnej sprawy. Osmalony żelazny lampion nad wejściem płonął jak zwykle, a w drzwiach Skalpa tradycyjnie powitał Widhoeltzl, ochroniarz. Półmrok wnętrza rozjaśniały nieliczne świece, cuchnęło wymiocinami i czymś niezidentyfikowanym. Ów ostatni zapach wydobywał się z kuchni, ale Jans nie przypominał sobie aby w karczmie kiedykolwiek widział kogoś spożywającego posiłek. Większość twarzy Skalp kojarzył ze swoich poprzednich wizyt, a bywalcy najwidoczniej też Skalpa już znali, bo nikt nie zareagował na jego pojawienie się.

Nikt, poza dwoma siedzącymi w kącie zakapiorami. Byli do siebie bardzo podobni. Obaj średniego wzrostu, krępej postury i zarośnięci na twarzach. Jednak każdy był szczególny. Młodszy z braci Voldtów, Martin wyszczerzył się w powitalnym uśmiechu odsłaniając brakujące jedynki, a Kurt podrapał się po łysej, pokrytej zaropiałymi pryszczami głowie. Jans, kryjąc swój niepokój, pewnie podszedł do stołu.
- No siadaj brachu – odezwał się Łysy, tak jakby Skalp potrzebował zezwolenia. Znowu podrapał się po głowie i obejrzał brudne paznokcie. – Znaczy, że dostałeś wiadomość, dobrze. Bośmy się martwili z bratem, że czytać nie umiesz. Hehe.

Martin zawtórował starszemu bratu, ale chyba za bardzo nie zrozumiał żartu. Zingger podejrzewał, że zarówno Łysy, jak i Szczerbaty nie potrafią pisać ani czytać. Popatrzył pytająco na Wyciskaczy, oczekując, że w końcu wyjawią mu cel spotkania.
- Widzisz brachu, sprawa jest delikatna – zaczął w końcu wyłuszczać Kurt. – Zawierucha się nam straszna zrobiła na dzielnicy w ostatnim czasie, niebezpiecznie chodzić po ulicach...

Tak jakby w normalnych warunkach było to bezpieczne, pomyślał Jans. Łojanki były tylko ciut lepsze od Szczurowiska czy slumsów Taalgadu, a teraz, gdy wybuchły zamieszki, zrobiło się tu naprawdę paskudnie. Idąc do Latarni musiał ominąć płonący kwartał, zabarykadowaną ulicę i pokaźnych rozmiarów bijatykę.
- Pan Burtheizen uważa, że to co się dzieje bardzo źle wpływa na interesy, jakie tutaj prowadzi, sam wiesz... Szczególnie uciążliwe zrobiło się Bractwo Nożowników, musiałeś słyszeć...
Martin, gdy jego brat wymówił nazwę gangu, wymownie przejechał palcem po szyi. Jans skojarzył nazwę z grupą najemnych zabójców, z którymi na szczęście do tej pory nie miał do czynienia.

- Te cwele załatwiły już trzech naszych chłopaków, więc możesz domyślać się jak Pan Burtheizen jest zdenerwowany i zaniepokojony. No ale do rzeczy. Jako, że nie jesteś powiązany z Wyciskaczami, przynajmniej oficjalnie, to Pan Burtheizen wybrał Ciebie do zbadania całej sprawy. Chcemy, żebyś dowiedział się o co chodzi i dlaczego Nożownicy uwzięli się na nas...
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172