| [WFRP/2ed] Świnia, wiedźma i jej kochanek - Hrabio, hrabio!
Hrabia Pfaffenberger zrezygnował z próby naciągnięcia nowych, najwyraźniej zbyt ciasnych butów do jazdy konnej. - Cóż tam, mój drogi Richterze? Z pośpiechu i tembru głosu wnioskuję, że jesteśmy oblęgani przez hordę barbarzyńców, ogniem zajął się dwór, a w pożarze zginęła moja małżonka.
Stary zarządca przystanął na chwilę w progu, przytrzymał się futryny i złapał kilka głębszych oddechów. - Pismo, panie hrabio!
- Od barbarzyńców? Porwali mi rodzinę i żądają okupu?
- Od Vosgarda Baera, hrabio, z Krote!
- Kogo? Skąd? – Arystokrata grzebał już w skrzyni ustawionej przy łożu, w poszukiwaniu starego obuwia. Znoszonego, wytartego, ale ciągle wygodnego. - Kapłana Taala, z wioski Krote, dwa dni drogi stąd, jeśli kto młody i pełen sił.
- Nie kojarzę. Ani kapłana, ani tego sioła.
- To wasze włości, hrabio, powinniście...
- Nie kojarzę, jak powiedziałem. Od tego mam ciebie, żebym nie musiał kojarzyć. Czego chce ojczulek z lasu?
- Wiedźma, panie hrabio! Złapali wiedźmę we wiosce! Ktoś zaginął, pewnie ona go... – zarządcy zabrakło odpowiedniego słowa, ale Pfaffenberger z uśmiechem czekał na koniec zdania. – Zniknęła...
- Ona go... zniknęła?
- Trza wysłać inkwizytora, panie hrabio, kapłanów, łowców czarownic!
Wysoki, szczupły mężczyzna z siwiejącymi włosami zaczesanymi gładko do tyłu krytycznie spojrzał na stare, skórzane buty sięgające cholewkami niemal do kolan. - I co jeszcze, zarządco? Po co łowcy, skoro wiedźmę już podobno złapano? Kapłan jest już na miejscu. Świętego Oficjum kłopotać nie będę na każde zawołanie zabobonnych wieśniaków.
Richter podrapał się po czubku łysiejącej głowy. - Panie hrabio, jakiś czas temu ogłosiliście pobór. Rozkazy poszły też do Krote. Zbliża się czas zbierania podatków. Nie wypada... Nie będzie... Wieśniacy będą bardziej skłonni do współpracy i płacenia, jeśli zobaczą, że ich pan dba o ich bezpieczeństwo i nie ignoruje ważnych dla nich spraw.
Hrabia Radegund Oliver Thijman von Pffafenberger, pan na Pfaffenbergu i okolicznych włościach, gdzieś w lasach północnej części Imperium, wzniósł oczy ku niebu, zakładając rękawice z miękkiej, jeleniej skórki. - Zajmij się tym Richter. Ja mam ważniejsze rzeczy na głowie. Polowanie, z daleka od Krote, Baera i wiedźmy. Nie sam, ciebie potrzebuję tu. Wyślij swojego najmłodszego, niech zdobywa doświadczenie. Ty pewnie przeżyjesz nas wszystkich, więc chłopak nieprędko przejmie twoje stanowisko. – Hrabia z grymasem niezadowolenia stał przed dużym lustrem w drewnianej oprawie, oglądając się to z jednej, to z drugiej strony. – I tę dziewkę, co mi bańki stawiała. Nie potrzebuję jej więcej, stary Haffens już czuje się lepiej i wrócił do swoich obowiązków, a jej zapłaciłem z góry za cały miesiąc. Niech się przyda na coś, wyglądała na sprytną.
- Panie hrabio... Mój syn, wędrowna cyruliczka? Do wiedźmy?
- Nie przerywaj. – Szlachcic zaakcentował polecenie uderzeniem szpicruty w skórzany but. – Skoro to wieś, pójdzie też niziołek, ten od zwierząt. Poczuje się jak u siebie w domu.
- Ale...
- Cicho, Richter.
- Może być niebezpiecznie...
- O Sigmarze, dobrze, masz moje pozwolenie na wyciągnięcie jakiegoś ochotnika z garnizonu. Tak, z wyposażeniem. Czasy spokojne nam nastały, nie potrzebujemy takich sił. Żrą za dużo, jeśli dobrze zrozumiałem twój raport. Daj mi już spokój teraz, nie mogę pozwolić gościom czekać na siebie tak długo.
- Panie hrabio... – zarządca nie poddawał się. - Wyczerpujesz pokłady mojej cierpliwości, Richter. Co jeszcze cię kłopocze?
- Krasnoludy, panie. Ciągle próbują wkupić się w łaski pana hrabiego.
- I co z tego?
- Któryś z nich mógłby dołączyć do wyprawy. To twardy lud, nie dają sobie w kaszę dmuchać.
- Sprytnie, Richter, sprytnie. Załatw to, ale najpierw każ gajowemu odtrąbić początek łowów i wysłać naganiaczy. Jeleń ma przebiec przed twarzą Carolusa Radenvenheima. Stary pijak i tak nie trafi, ale może jego synalkowi się uda.
Hrabia wyszedł, tak jak zapowiedział, na polowanie. Z daleka od Krote, Baera i wiedźmy.
__________________ Bajarz - Warhammerophil. |