Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Inne Tutaj możesz zagrać w tych światach, które zostały pominięte powyżej. Czy będzie to rządzona przez orki Orchia, czy może kosmos w erze, kiedy słońca zaczynają gasnąć.. Na pewno znajdziesz tu coś dla siebie.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-12-2021, 17:52   #1
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
[Masks] Młodzi Bohaterowie

Młodzi Bohaterowie
Kampania systemu Masks: A New Generation

Rozdział I:
Sny i koszmary

Diana

Młoda dziewczyna zasiadała przy suto nakrytym stole. Czerwone wino lało się strumieniami, złociły się kieliszki wypełnione szampanem. Na srebrnych półmiskach leżały mięsiwa różnego rodzaju i stopnia wypieczenia – kaczki w sosie własnym z ziemniakami lub w sosie pomarańczowym, całe wieprze z jabłkami w ustach, steki krwiste i pół-krwiste, kabanosy, kiełbasy, a do tego palety serów i antipasti. Na sam widok z ust ciekła ślinka.

Pomieszczenie było utrzymane w półmroku rozświetlanym płomieniami świec w świecznikach. Grała muzyka, a tłum gości jadł, śpiewał i rozmawiał głośno. Było przyjemnie, luksusowo i bogato.

Nic nie trwa jednak wiecznie.

Gdy Diana podniosła swój wzrok, ujrzała Jego. Stanisław Stadnicki siedział na najwyższym miejscu przy stole i popijał z wolna wino, czerwone niczym krew. Jego blada cera, niczym u wschodniej lalki porcelanowej, kontrastowała z czerwienią oczu, ust i czernią krótko ostrzyżonych włosów. Gdy spojrzał na Dianę, uśmiechnął się leciutko, ukazując ostre zęby. Wstał i zaczął się przemieszczać ku strzydze. Jego diabli ogon przesuwał się leniwie to w lewo, to w prawo, w miarę, jak szedł, a jego końskie kopyta wystukiwały leciutko rytm, który mimo wszelkim prawom fizyki był głośniejszy od tłumu i jego muzyki.

Kobieta przełknęła ślinę, czując się totalnie sparaliżowaną. W miarę, jak diabeł się do niej zbliżał, czuła na sobie skupione spojrzenie celebrantów, wrogie i kpiące z niej. W muzykę, coraz i coraz głośniejszą, wdarła się okrutna, fałszywa nuta, a mięsiwa przy długim, drewnianym stole zapachniały nagle swądem spalenizny. Nawet światło świec zamigotało złowróżebnie, grożąc zatopieniem całej sceny w egipskich ciemnościach.

Stadnicki zbliżał się coraz bardziej, a im był bliżej, tym bardziej Diana się bała. W końcu stanął przy niej, potężny, zrelaksowany, gotów wyzwolić swe diablęta w świecie, który nie był na nie gotowy. Dziewczyna zauważyła, że nosi na dłoniach skórzane, brązowe, obcisłe rękawiczki.

- Ah, najdroższa – wyszeptał, a cała sala zamilkła – Cóż za rozkosz móc Cię widzieć. Jak się miewasz? - jego dłoń powędrowała do jej twarzy i zatoczyła delikatne kręgi pod jej brodą. Następnie lekki nacisk na nią sprawił, iż Diana musiała podnieść oczy i spojrzeć w jego krwawoczerwone ślepia – Ta cała uczta to dla Ciebie, wiesz? W końcu to dzięki Tobie na całym świecie w końcu zapanuje… - diabeł zrobił pauzę – Złota Wolność – jego szept był miękki jak jedwab, ostry jak skalpel, słodki niczym miód – Nawet nie wiesz jak bardzo jestem Ci wdzięczny… - kontynuował, po czym wsadził palec wskazujący drugiej ręki do ust i zaczął ściągać rękawiczkę zębami. Pod nią czaiła się szponiasta, włochata łapa, wydająca się wręcz niemożliwą do schowania na tam małej przestrzeni, którą przecież jeszcze chwilę temu zajmowała – Niech zacznie się nasz czas! - diabeł wykrzyknął, śmiejąc się, po czym szponiasta łapa zagłębiła się w piersi Diany.

Dziewczyna krzyknęła, rzucając się na wszystkie strony. Nic nie mogło jednak jej wybawić od bólu, który promieniował z torsu na całe jej ciało, ciągle zalewając ją nowymi, rwącymi falami.

Dean

Młody bohater był na koncercie rockowym. Zewsząd otaczali go ludzie ubrani w skóry, czarne t-shirty i obcisłe, znoszone dżinsy. Na scenie zespół grał w najlepsze, uderzając w struny, perkusję i klawisze keyboarda z prawdziwą wprawą, zaś wokalista, kobieta o długich, czarnych, kręconych włosach, śpiewała donośnym, energicznym, głębokim głosem. Ze sceny wydobywały się, poza muzyką, dym, efekty pirotechniczne i różnokolorowe promienie lasera, raz za razem oświetlając publiczność. Zielone i niebieskie światło padało na zgromadzonych, migocząc w ich włosach wyzwolonych spod wszelkiej kontroli, szeroko otwartych oczach i kolczykach umieszczonych w uszach i na twarzach.

Oczywiście, Ariadna była obok niego. Jej gibkie ciało kiwało się słodko w rytm muzyki, krzyczała na całe gardło tekst piosenki razem z wokalistką i tłumem. Jej długie, piękne włosy rozwiane były na wszystkie strony świata, oczy półprzymknięte, cera gładka i bez skazy, a usta wyraźne i pełne, podkreślone czerwoną szminką.

Była doskonała. Dean tak się cieszył, że była z nim na tym koncercie. Bez niej nie byłoby nawet w połowie tak fajnie.

Tańczyli razem przez bliżej nieokreślony czas, nie czując zmęczenia ani fizycznego, ani repertuarem zespołu. Endorfiny krążyły w ich żyłach, stężenie wzrastające z każdym ruchem i nutą, czyniąc doświadczenie niezwykle przyjemnym, wyzwalającym, powalającym na kolana. Gdyby Dean mógł, przetańczyłby tak całą wieczność.

W pewnym momencie muzyka nagle ucichła. Tłum przestał się ruszać, podnosząc wzrok na wykonawców. Wokalista, piękna, silna kobieta, odczekała parę sekund, aż wszyscy ucichli na dobre, po czym przemówiła – Cieszę się, moi drodzy, że jesteście tu z nami. Mam nadzieję, że podoba Was się bycie tutaj co najmniej tak, jak nam – fani zawyli z aplauzem. Kiedy ucichli, wokalistka kontynuowała – Tak, nam też jest miło. Teraz jednak, chcemy Wam pokazać nasz zupełnie nowy numer, coś, czego jeszcze nikt z Was nigdy wcześniej nie słyszał. Czy jesteście gotowi? - tłum wydarł się entuzjastycznie ponownie – Dobra – twarz kobiety rozświetlił wielki uśmiech – posłuchajcie tego…

Wzięła głęboki wdech w płuca, przysunęła mikrofon bliżej do swoich ust, po czym zadarła głowę i zawyła niczym jakieś zwierzę. Fani milczeli przez pewną chwilę, po czym poderwali głowy do góry i zawyli razem z nią. Wszyscy, wliczając w to Ari, tylko nie Dean.

Im dłużej słuchał, tym bardziej zwierzęcy, dziki i niebezpieczny wydawał mu się zew tłumu ludzi wokół niego. Co ciekawe, dźwięk trwał i trwał, stając się nie tylko mniej przyjemnym dla ucha, ale także głośniejszym, i to pomimo tego, że nikt nie brał chwili, by nabrać oddechu.

Kobieta na scenie zaczęła się także zmieniać. Uniosła ręce, które zaczęły porastać, z początku powoli, potem coraz szybciej, gęste, czarne, krótkie włosy. Jej ciało urosło i napęczniało, czyniąc w ciągu paru chwil jej ubranie zwykłym strzępem szmat, wsuniętym na zbyt duże cielsko. Jej twarz się wydłużyła, nos sczerniał, oczy zmieniły barwę z niebieskiej na czarną, uszy wyrosły z czaszki.

Nim Dead zdał sobie sprawę, patrzył na w pełni wyrośniętego wilkołaka. Ogarnięty paniką, spojrzał wokół. Wszędzie były potwory, w strzępach ubrań, wielkie, włochate i złowieszcze. Chwycił Ari za rękę i planował uciec, ale poczuł w dłoni tylko włochatą łapę. Walcząc z paniką, obrócił głowę.

Jego ukochana, jego przyjaciółka, była kolejną z bestii. Wyszczerzyła zębiska w potwornym grymasie, po czym zamachnęła się łapą na jego twarz. Poczuł ostre jak brzytwa pazury, rozrywające go na kawałki. Krzyknął, ogarnięty trwogą i bólem.

Ed

Ed nosił swój strój superbohatera, podobny do tego, który nosił jego ojciec. Patrzył w lustro na swoją przystojną twarz i atletyczne ciało, ciasno opinane przez kombinezon, podkreślając jego silną sylwetkę.

- Gotowy? - rozległ się kobiecy głos za nim. Obrócił się i dostrzegł swoją matkę. Była piękna, cicha, ale nieugięta, silna, ale potrafiąca się zaadaptować, szybka do działania, ale także i głęboka w namyśle – słowem, była jak rzeka, której bóstwem była. Nosiła na sobie suknię z błękitnego jedwabiu, a we włosach miała złotą siatkę wypełnioną ametystami. Wyglądała jak królowa, władcza, estetyczna i potężna.

Podeszła do swojego syna i wsunęła mu rękę pod ramię, po czym poprowadziła z jego sypialni na korytarz – Cała Twoja rodzina tutaj jest. Ojciec, ja, kuzyni, wujostwo, dziadkowie… nawet nie wiesz, jaka jestem z Ciebie dumna – powiedział,a uśmiechając się dobrotliwie i dalej prowadząc go przez labirynt korytarzy – Kolejny Blue Strike w rodzinie… wprawdzie dziadek nieco kręci nosem, że nie posiadasz żadnych boskich mocy, ale kto by się tam przejmował – jej kształtny nos zmarszczył się na samo wspomnienie jej własnego ojca, a brwi zbiegły ponad oczami w jedną linię – Mam nadzieję, że wiesz, jakim błogosławieństwem dla mnie jesteś? - spytała nagle, bez ogródek – Byłbyś nawet, gdybyś nie tylko nie miał mocy bogów, ale również Blue Strike’a. Tak bardzo Cię kocham… - w jej głosie czuć było ocean czułości, gotów wylać się z brzegów w każdej chwili.

Przez jakiś czas szli w milczeniu, prowadzenie bogowie tylko wiedzą gdzie. W końcu wysunęli się z ostatniego korytarza w wielką salę balową. W środku stała cała rodzina Eda, a także zaproszeni goście. Na stołach były alkohole i napoje, poczęstunek i przystawki. Grupki ludzi stały tu i ówdzie, rozmawiając i śmiejąc się głośno. Matka Eda zwiększyła lekko nacisk na jego rękę, po czym pewnym krokiem poprowadziła go do środka sali. Ich stopy sunęły po parkiecie z polerowanego drewna, a nad nimi złote kandelabry otulały całe pomieszczenie miodowym blaskiem.

Mama Eda chwyciła kryształowy kieliszek i łyżeczkę, po czym zastukała nimi o siebie – Chwila ciszy, jeśli mogę? - podniosła swój aksamitny głos, zwracając na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych – Myślę, że nie muszę się nikomu przedstawiać i wszyscy wiedzą, kim jestem – powiedziała, gdy sala ucichła – Wielu z Was również zna mojego syna, Eda. Tym razem jednak, mam zaszczyt zaprezentować Wam nie moje dziecko, a bohatera Halcyon City. Panie i panowie, poproszę o gorący aplauz dla Blue Strike’a! - zakończyła donośnym głosem. Wszyscy zaczęli bić brawo.

Wtedy też, salę wypełniło gorąco. Nie wiadomo skąd, ale wszędzie pojawiły się języki ognia, liżąc, pieszcząc i odkształcając wszystko i wszystkich w zasięgu wzroku. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać, nigdzie jednak nie mogli znaleźć ratunku ani ulgi od płomieni. Ed podniósł swe oczy ku górze, gdzie drewniane sklepienie poddało się ogniowi w ciągu ledwie kilku chwil. Na tle gwieździstego nieba był On – Król Feniks w całym swym majestacie, najpierw świecąc niczym drugi księżyc na niebie, w końcu zaś, gorzejąc jaśniej od Słońca w zenicie.

Ognisty zaśmiał się basowo, a płomienie tańczyły w rytm jego głosu. Zwrócił jedno oko, czerwone niczym krew, gorące niczym wulkan, na młodego bohatera. Ed czuł, że to spojrzenie wypali mu nie tylko skórę i kości, ale również samą duszę – A więc tu jesteś, młody bohaterze - zadrwił grubym głosem – Cóż za bezwstyd, bawić się i celebrować gdy Ja, Feniks, jeszcze grożę światu. Cóż za głupota kryć się w luksusowych pałacach, gdy mogę je spalić w ciągu kilku chwil. Cóż za krótkowzroczność, sądzić, że się ucieknie przed pieszczotą moich płomieni…

Następnym, co czuł Ed, były tylko płomienie na jego skórze, włosach, w głębi jego płuc, nawet w jego krwi, sprawiając, że żyły mu zawrzały. Nie istniało nic, tylko ogień i agonia, i On, Pan Wszelkiego Płomienia…

M’olibden

M’olibden stał skuty przed Wielkim Trybunałem Sarri. Ciężkie żelazne kajdany, owinięte zimnymi, szarymi łańcuchami, uniemożliwiały mu ruch. Mógł tylko stać z spuszczoną głową i rękami opuszczonymi przed sobą i słuchać tego, co Wielki Trybunał postanowi.

- Wielki Trybunał Sarri, w imię Naszego Przeświętnego Państwa, postanawia, co następuje – powiedział Wysoki Sędzia, odziany w ceremonialną szatę i ze złotem na swojej szyi, na którym nosił symbol królestwa – Oskarżony M’olibden, obecny tutaj na sali, zostaje uznany winnym wszystkich postawionym przed nim zarzutów – Wysoki Sędzia uderzył młotem. Głuchy odgłos był wszystkim, co książę czuł w swoich uszach – Za przestępstwo zdrady stanu zasądzam dlań najwyższej możliwe kary – kolejne uderzenie młota - Za przestępstwo planowania zabójstwa zasądzam dlań najwyższą możliwą karę – jeszcze jedno uderzenie – Za brak wyrażenia skruchy nie znajduję oznak poświadczających, by złagodzić karę w jakimkolwiek aspekcie – i kolejny raz młot – W sumie, skazuję oskarżonego na ścięcie przez miecz. Niech jego święta, królewska krew wsiąknie w ziemię kraju, którego nie potrafił uszanować swymi akcjami. Niech śmierć oczyści jego skazę – ostatni raz młot uderzył z głuchym odgłosem w podstawkę.

Umundurowani królewscy strażnicy wyprowadzili go z sal Trybunału na słońce, gdzie znajdowała się odpowiednia infrastruktura do wykonania wyroku. Rozpięto go z kajdan tylko po to, by związać jego ręce za jego plecami, po czym kazano mu klęknąć i położyć tors na zimnym kawałku marmuru. Pod jego szyją i głową rozciągała się pusta przestrzeń, tak, by kat nie miał problemów z ścięciem jego głowy.

W końcu pojawił się i on, w ceremonialnej szacie, z srebrnym ostrzem w obydwu rękach. W międzyczasie pojawiły się tłumy, niewiasty, mężowie i dzieci, patrząc z ciekawością na M’olibdena, zupełnie, jakby obserwowali jakieś interesujące show. Gorzka żółć podeszła mu do gardła, gdy tłum szeptał między sobą, zastanawiając się nad tysiącem szczegółów, które już za chwilę miały się urzeczywistnić.

Pod jego głowę podłożony Świętą Misę, tak, by jego krew można było zebrać, a następnie rozprowadzić po ziemi kraju, który zdecydował się zdradzić swymi akcjami. Jego życiodajny płyn miał odtąd służyć celowi innemu niż jego własna egzystencja – do ostatniej kropli.

Kat, wielkolud z masą mięśni, podniósł miecz nad swoją głowę. Z wysoka srebrzyste ostrze lśniło w blasku południowego słońca. Przez jedno uderzenie serca dwójka mężczyzn milczała w bezruchu, a następnie miecz spadł z wysoka na kark M’olibdena.

Mówili, że ścięta głowa nic nie czuje. Czuła, i to dużo. M’o poczuł, jak każdy nerw odciętego ciała płonie mu bólem. Chciał nabrać powietrza i krzyknąć w agoni, ale nie był już połączony z płucami, które pozwalałaby na ową akcję. Mógł tylko cierpieć i cierpieć, w ciszy, która rozsadzała mu bębenki.

Wszyscy

Głośny dzwonek telefonu wybudził młodych bohaterów ze snu. Zbudzili się spoceni, umęczeni, zaplątani w mokre i zimne kołdry. Część z nich krzyczała, część rozpaczliwie pragnęła nabrać powietrza w rozpalone płuca.
Gdy w końcu zdali sobie sprawę z tego, że mieli tylko zły sen, sięgnęli po telefony. To Joan, siostra Deana, dzwoniła do nich za pośrednictwem Messengera. Najwyraźniej miała jakąś ważną sprawę do omówienia, i to z nimi wszystkimi – była pierwsza w nocy.

- No, nareszcie wszyscy jesteście! - wykrzyknęła, gdy już wszyscy się połączyli – Włamałam się do strumienia danych policji w Halcyon City…
- Co?! - spytało jedno z bohaterów. Gdyby tylko ktoś się dowiedział, mogłaby pójść siedzieć na długie lata.
- Oh, wielki mi deal! I tak mnie nie znajdą, zresztą, jestem nieletnia – podsumowała z wielką swobodą – Ale ja nie o tym. Słuchajcie! W Central Parku dzieje się coś dziwnego. Wszyscy bezdomni, którzy w nim spali, albo zapadli w śpiączkę, albo uciekają i krzyczą coś bezskładnie. Nikt nie wie, co się dzieje, a co gorsza, pierwsi policjanci wysłani na miejsce zdarzenia zdają się zachowywać w ten sam sposób! No normalnie jakiś obłęd! - podsumowała swoim jeszcze dziecięcym głosem, w którym czuć jednak było podekscytowanie – Cokolwiek się dzieje, musicie tam być. Jutro… dobra, dzisiaj – poprawiła się – sobota, wiecie, jakie od rana będą w Central Parku tłumy?! Jeśli czegoś nie zrobimy, i to szybko, to sytuacja tylko się zaogni! A co, jeśli to się rozszerzy na całe Halcyon? Eh?! - spytała podniesionym głosem.

~*~

Bohaterowie postanowili pojechać do Parku – który znajdował się w zupełnie innej dzielnicy miasta niż ta, którą zamieszkiwali – przy pomocy metra. Każde z nich ubrało się szybko i udało na odpowiednią stację. Wysiedli na „Śródmieściu – Placu Kennedy’ego” gdzie mieli się przesiąść na podziemny pociąg linii siódmej. Zaprowadziłby on herosów na odpowiednie miejsce w ciągu kwadransa.

Na stacji w Śródmieściu było ledwie kilka osób, pewnie biznesmenów wracających z banków i giełdy do domu i tych mieszkańców Halcyon, którzy pracowali w nigdy nie milknących przybytkach miasta. Było cicho i spokojnie, jak przystało na sam środek nocy.

Wten…

Rozległy się dźwięki syren, wystrzałów z pistoletów i okrzyki ludzi. Nim bohaterowie zdali sobie sprawę z tego, co się stało, młody człowiek w masce zakrywającej całą twarz i o skórze szarego koloru wbiegł na stację, w ręku trzymając wielki worek. Za nim podniosły się głosy i pierwsi policjanci ruszyli z zewnątrz za nim. Garstka zgromadzonych podróżnych krzyknęła, padła na ziemię i usunęła się z drogi kul, w czasie, gdy złoczyńca zaklnął i uformował w rękach kulę cementu, następnie rzucił za siebie, w jednego policjanta. Trafiła go w pierś, ciągnąc w dół i unieruchamiając. Kule śmigały wszędzie wokół, póki co mijając go lub odbijając się od jego twardej skóry.

Póki co nikt nie zwrócił uwagi na młodych herosów, ale wszystko trwało ledwie kilka sekund...
 
Kaworu jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wł.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172