24-11-2011, 12:26 | #1 | ||
Reputacja: 1 | [Horror 18+] Dzieci Hioba Dzieci Hioba - Jacek Kaczmarski - YouTube Cytat:
UWAGA: WSZYSTKIE OSOBY I MIEJSCA W SESJI SĄ WYTWOREM FIKCYJNYM, A ICH PODOBIEŃSTWO DO OSÓB ŻYJĄCYCH LUB ZMARŁYCH CZY TEŻ MIEJSC ISTNIEJĄCYCH JEST NIEZAMIERZONE I CZYSTO PRZYPADKOWE. PROLOG - ZWIASTUNY Deszcz padał od dwóch dni bez przerwy powodując utrudnienia komunikacyjne. Tramwaj na Bohaterów Września nie był w stanie sforsować rozlewiska, w jakie zmieniło się torowisko i Zakład Komunikacji Miejskiej musiał zorganizować komunikacje zastępczą. Doktor Cezary Lwowski nie czekał na podstawiony autobus. Do szpitala przy Wiosny Ludów miał już tylko kilkaset metrów. Nie zważając na deszcz, z rozłożona parasolką, walcząc z wiatrem, ruszył przed siebie. Na miejsce dotarł po dziesięciu minutach, mocno przemoknięty i zły na siebie za ten durny pomysł. - Jest pan, doktorze – przywitała go siostra Bożenka, a widząc, w jakim jest stanie załamała ręce. – Boże, doktorze, zaziębi się pan. Niech pan się przebierze a ja zrobię panu herbaty z cytryną. Doktor uśmiechnął się i pokiwał głową. - Jest pani aniołem, pani Bożenko. Co ja bym bez pani tutaj zrobił – powiedział żartobliwym tonem. - Eeee tam, doktorze – pani Bożenka, osoba już grubo po czterdziestce zarumieniła się po słowach młodego lekarza. Po kwadransie, rozgrzany ciepłą herbatą z cytryną i dwoma łyżeczkami cukru, doktor Lwowski ruszył na obchód. Dłużej zatrzymał się przy pacjencie. Zenon Taterka. Spojrzał na kartę choroby. - Zna go pan, prawda? – zapytała towarzysząca mu w obchodzie siostra Bożenka. - Tak – potwierdził Cezary patrząc na zmienione wylewem oblicze pacjenta. – Mieszkałem w tym samym bloku, co pan Zenon. Taki patriota był z niego zawsze, mimo że zwykły kolejarz. Wie pani. Jak byliśmy mali opowiadał nam o rzeczach, o których dzieci nie powinny w tym czasie wiedzieć. O Armii Krajowej, Żołnierzach Wyklętych, Katyniu. Zawsze podejrzewaliśmy, że naprawdę nazywał się inaczej. Że sam był partyzantem, który uciekł przed prześladowaniami komuny. Wie pani, pani Bożenko. Taki zapomniany bohater. - Domyślam się – mruknęła pielęgniarka, średnio jednak zainteresowana. Nie chciała mówić miłemu doktorowi, że jej ojciec był w Milicji oficerem i takich, jak ich pacjent, łamał pasem do mówienia w piwnicy. Chociaż nie był przecież złym człowiekiem, to jednak nagle pani Bożenka poczuła lekki wstyd. - Wyjdzie z tego, panie doktorze? – zapytała, zmieniając temat. - Raczej nie – westchnął ciężko Cezary. – Rozległy zawał serca i wylew. Poważna sprawa. Jego los jest w rękach Boga. Pan Zenon zawsze wierzył w Niego, więc ... – nie dokończył zdania. Doktor poprawił choremu poduszkę i wyszedł z sali kontynuując obchód. - A wie pani, pani Bożenko, że to on pierwszy pożyczył mi książkę do czytania, jak miałem sześć czy siedem lat? - Kto? - Pan Zenon, oczywiście. Pamiętam jej okładkę. Był na niej koń i człowiek na nim. Tytułu nie pamiętam. - I co, przeczytał ją pan? - Nie. Chyba nie. To było ponad dwadzieścia lat temu. Nie pamiętam już. W pokoju pan Zenon otworzył oczy, a na jego twarzy pojawił się krzywy uśmiech. - Widzę cię – wyszeptał niewyraźnie patrząc w jakiś punkt przed sobą. – Nie ukryjesz się. Zakurzona zasłona na oknie zafalowała niespokojnie. Pan Zenon uśmiechnął się jeszcze szerzej i znów zapadł w sen. TERESA BUŁKA - CICHA Był wieczór, 20 października 1991 roku, troszkę po osiemnastej. Teresa wracała do domu po pracy swoim zdezelowanym, wielokrotnie naprawianym przez męża maluchem. Padał deszcz, więc jechała ostrożnie. Zmęczenie, przymarzający do asfaltu deszcz i ciemność październikowego wieczoru były wystarczającymi powodami, by zachowywała szczególną ostrożność. Teresa skorzystała z dobrze sobie znanej trasy. Aleją Bohaterów Września, potem skręt na Ludową i w dół, aż do Szarotki. Niestety, okazało się, że musi zmienić plany. Na Szarotki wywaliła kanalizacja deszczowa i ulica była nieprzejezdna. Na domiar złego jakiś imbecyl próbował sforsować kałużę i stał teraz z zalanym silnikiem pośrodku brudnego rozlewiska, mrugając światłami awaryjnymi. Teresa wybrała najszybszą alternatywną drogę, przez Przemysłową i Jachtową, skąd wyjedzie w okolicach Węglowej. Musiała jednak jechać jeszcze wolniej, bo latarnie paliły się zaledwie co druga, a w okolicy nie było domów mieszkalnych, tylko odgrodzone od jezdni szarymi murami z betonowych płyt zakłady przemysłowe, magazyny i inne tego typu obiekty. No i te cholerne kałuże. Człowiek nigdy nie wiedział, czy nie kryje się pod nimi żaden pręt lub inna niespodzianka. Kiedy Teresa zbliżała się w stronę kolejowego wiaduktu przebiegającego nad Przemysłową poczuła niepokój. Nie lubiła tego miejsca i miała ku temu swoje powody. Przednia szyba w jej maluchu pękła bez ostrzeżenia. Teresa krzyknęła tracąc na chwilę panowanie nad samochodem. Koła fiata 126 p trafiły na jakąś grudę lub kamień, samochód przez chwilę poruszał się siłą odśrodkową, a Teresa mogła jedynie próbować odzyskać nad nim panowanie mając nadzieję, że nie uderzy w betonowy słup latarni lub w filar wiaduktu. Udało się jej zatrzymać samochód w miarę niegroźnie. Otarła jedynie bok fiata o latarnię i zatrzymała się na krawężniku. Ręce kobiety trzęsły się z nadmiaru adrenaliny. Szybko uspokoiła oddech i zerknęła na pokrytą pajęczyną pęknięć przednią szybę. Auto nie nadawało się do dalszej jazdy z powodu rozmiaru zniszczeń. Zniszczeń spowodowanych, jak się okazało, sporym kawałkiem cegły lub gruzu wbitym w przednią szybę, na wysokości fotela kierowcy. Miała szczęście, że kamień nie przebił szyby na wylot, bo na pewno skończyłoby się to dla niej mniej szczęśliwie. Z duszą na ramieniu wyszła przed samochód. Ulica była pusta. Żadnych aut. Tylko górujący nad okolicą dobrze znany jej wiadukt. Serce zamarło jej w piersi, a w gardle poczuła nagłą suchość. Czując, jak jeżą się jej włoski na karku spojrzała na górę. Sama nie wiedziała, kogo chciała tam zobaczyć. Bo wiadukt był pusty. Nikogo na nim nie było. Stąd znała skrót po schodach i przez tory na ulicę Węglową, na której stał jej rodzinny dom. Wystarczyłoby, aby weszła na wiadukt, z którego na jej samochód spadł kamień, przeszła kawałek torami i wyszłaby na Węglowej. Stąd dwie ulice dalej, na Rzeźniczej, mieszkała z mężem. Tylko pozostawało jedno ale .... Na całej drodze przez wiadukt nie było świateł. Alternatywą dla Teresy było przejść pod samym wiaduktem i dotrzeć na Rzeźniczą troszkę dłuższą, ale jaśniejszą drogą. HIERONIM BUŁKA Na zewnątrz padało, ale w „Miejscu” – ulubionej knajpie Hieronima – nikt tego nie zauważał. Położona w przyjemnie zaadaptowanej na lokal piwnicy stanowiła ostoję Hirka. Grotę do której uciekał przed dniem codziennym. Była niedziela wieczór. 20 października 1991 roku. Jutro znów czekało na niego normalne życie. Seminarium magisterskie, potem praca u Czarnej Mamby w kancelarii. Ale dzisiaj, dzisiaj była niedziela i zostało jeszcze kilka godzin na relaks. Piwko, muzyka, znajomi, którzy jednak byli raczej senni – odsypiali wczorajszy melanż u Radka. Hirek też nie czuł się najlepiej. Lubił „Miejsce”, ale kiedy było prawie puste – jak teraz – za bardzo przypominało piwnicę, by czuł się w nim komfortowo. Pożegnał znajomych wyłgując się jutrzejszą pracą i wyszedł na ulicę. Od razu poczuł nieprzyjemny ziąb zacinającego z wiatrem październikowego deszczu. Na szczęście przystanek tramwaju, którym mógł dojechać do domu był niedaleko. Hieronim ruszył więc szybkim krokiem w jego stronę oglądając sklepowe wystawy. Niektóre z nich oklejone były plakatami kandydatów do wyborów 27 października. W kolejną niedzielę. Przyszły prawnik wiedział, że jego szefowa popiera jakiegoś kandydata z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, dość znanego adwokata, którego Hirek nie znosił, jak diabli. W końcu dotarł do przystanku. Wciskając się pod zatłoczoną wiatę i dołączając do anonimowego tłumku pasażerów spojrzał na zegarek. Była siódma wieczorem. Dość wcześnie jeszcze, jak się okazało. Ale nie miał już zamiaru wracać do „Miejsca”. Tym bardziej, że w oddali widać już było światła tramwaju – jak się okazało, jego. Po dziesięciu minutach wysiadł na przystanku przy swoim osiedlu – typowej peerelowskiej układanki z betonowych klocków i omijając kałuże znalazł się w bramie, w której wynajmował z kumplem mieszkanie. Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze w czteropiętrowym bloku z wielkiej płyty. Hieronim marzył o ciepłej herbacie, kiedy przekręcał klucz w zamku. Wszedł do przedpokoju, zapalił światło – bo Radek najwyraźniej jeszcze nie wrócił ze swoją obecną dziewczyną z kina – i ściągając buty zauważył zwykłą, szarą kopertę, którą ktoś wsunął pod drzwi. Widniało na niej wypisane starannym pismem jego imię i nazwisko. Zaciekawiony i troszkę zaniepokojony Hirek otworzył kopertę. Znalazł w niej kawałek jakiejś wciętej z większej całości kartki oraz zdjęcie. Najpierw zerknął na kartkę. To był wycinek z biblii. Bez wątpienia. Dobrze poznał to dzieło, kiedy był dzieckiem, dzięki rodzicom. Cytat:
Zaklął cicho. Ostatnio edytowane przez Armiel : 24-01-2012 o 18:38. Powód: dodanie fragmentu z graczami | ||