Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-01-2015, 20:44   #1
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
[D&D 3.5] Czarne Słońce

Phent, 1. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Dzisiejszej nocy nikt w całym Phent nie spał, dzwony alarmowe dzwoniły jak wściekłe informując całą okolicę o zagrożeniu. Kto mógł, rozpalał jak największe ogniska sygnalizacyjne, reszta zaś łapała za cokolwiek ostrego i pędziła do pozostałych. Ci bezbronni modlili się poukrywani w domach, ściskając w dłoniach symbole dobrych bóstw.

- Jerome, Mauler, Arnold biegnijcie na lewą flankę, wróg się przedziera! - Wydzierał się wysoki i barczysty brunet waląc żywe trupy nadziakiem gdzie popadnie. Sam nie był w najlepszej formie, po jego rękach i rozerwanej koszuli sączyły się strużki spływającej krwi, gdzieniegdzie dało się zauważyć ślady po ugryzieniach. Trójka mężczyzn przeleciała obok niego biegnąc ile sił w nogach na lewą flankę.

Żywych trupów było mnóstwo, mimo że miejscowi nie byli w ciemię bici i każdy z nich zabierał ze sobą kilkunastu zombie, nieumarłych wciąż przybywało. W Phent tylko kilka osób faktycznie znało się na wojaczce, byli nimi głównie byli wojskowi jednak prawdziwą rzeźnię robiła nocująca akurat w wiosce grupa najemników Żelaznej Kuli. Czwórka doświadczonych rębajłów stała do siebie plecami tnąc wszystko, co podeszło bliżej niż dwa metry. Stos ciał wokół trzech ludzi i jednego krasnoluda był naprawdę imponujący. Największe straty były niestety wśród miejscowych.

- Tata? Tata! - Krzyknął jeden z mieszkańców walczący kosą zaadaptowaną z pola do walki. Oto przed nim kroczył powoli trup o twarzy jego własnego ojca.
- Dopiero co wczoraj go chowałem! To nie może być prawda! - Chłopak opuścił broń w zrezygnowaniu, nie mogąc podnieść ręki na coś, co kiedyś było jego ojcem. Odsłonił się. Od niechybnej śmierci uratował go nadziak wbijający się w czoło żywego trupa.

- To już nie jest twój ojciec i nic z tym nie zrobisz, ale możesz go pomścić - niespodziewanym wybawicielem był mężczyzna wydający wcześniej rozkazy. Dwayne, bo tak się nazywał, nie przewidział jednak jednego. Zombie w przeciwieństwie do ludzi nie zawsze padały od ciosu w głowę. On sam przekonał się o tym dopiero w chwili, gdy jeden z nich rozrywał mu gardło, powalając w konwulsjach na ziemię.
- Dwayne! - Krzyknęła gdzieś z tyłu kobieta wymachująca dwuręcznym mieczem. Czym prędzej odcięła łeb najbliższemu truposzowi i pobiegła do rannego, którego ciało powoli przestawało już drgać. Rzuciła ostrze na ziemię i złapała go za kołnierz.
- Nie umieraj, nie możesz teraz umrz... - urwała w pół zdania, gdy brunet złapał ją z całych sił za gardło. Jego niegdyś piwne oczy teraz lśniły wyblakłą żółcią, zaś twarz przybrała wyraz wściekłości.

- Gdzie jest kurwa ten pierdolony klecha!? - Krzyknął w końcu krasnolud z Żelaznej Kuli waląc dwuręcznym młotem w klatkę kolejnego nieboszczka i posyłając go lotem kilka metrów w tył.
- Tarantiel wyłaź, my tutaj naprawdę się nie nudzimy! - Krzyknął mężczyzna osłaniający krasnoluda. Nagle drzwi pobliskiego domostwa otwarły się z trzaskiem, a wylewająca się z nich jasność sprawiła, że nawet żywi przystanęli na moment podziwiając moc Pana Poranka. Martwi płonęli żywcem.
- Przepadnijcie sługi zła! Lathander nie pozwoli ani jednemu dziecku i ani jednemu mężowi umrzeć tej nocy! Odejdźcie, zanim wasza plugawość zostanie obrócona w proch! - Krzyczał, tak naprawdę zastanawiając się, czy starczy mu mocy do rana. Święte inskrypcje, którymi pokrył zbroję wystarczą najwyżej na kilka godzin, a on sam nie odeśle nawału trupów.

Odkrywka Archeologiczna, 1. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Odkrycie zapomnianej przez czas świątyni niedaleko Telflamm było odkryciem, na jakie Craven Sigs czekał całe życie. Jego kariera naukowa była śledzona przez wielu władców, zaś teorie historyczne mimo odwagi, były bardzo często trafne. Zwieńczeniem lat badań i poszukiwań miała być zawartość starożytnej budowli, wedle wszelkich jego spostrzeżeń, pochodzenia jhaamdathańskiego. Ziggurat był fascynujący! W górnej części przypominał coś w rodzaju obserwatorium nieba, jednak działające wciąż pułapki i zabezpieczenia wymuszały pokonanie setek metrów labiryntów wewnątrz piramidy do osiągnięcia perełki znajdującej się wewnątrz.

- Rysuje ktoś mapę? Aż ciarki mnie przechodzą na myśl, że moglibyśmy się tutaj zgubić. Ile to może mieć lat? - Zapytał idący jako drugi młodzik, adept sztuki historycznej własnoręcznie wybrany przez Sigsa. W chwili obecnej jego jedynym zadaniem było niesienie pochodni.
- Cicho bądź Seamus. Burzysz harmonię tego miejsca, pomyśl sobie! Jesteśmy tu prawdopodobnie pierwszymi gośćmi od ponad dwóch tysięcy lat! - Odpowiedział lider ekspedycji zdając sobie sprawę, że zbytnio się podekscytował.

- I jak nikt nie będzie rysował mapy, to zostaniemy tu na kolejne dwa... - odburknął adept pod nosem.
- Słyszycie to? Coś co chwila do mnie szepcze, chyba nie powinienem wam tego mówić... - odezwał się drugi, jednak inni zaraz go zrugali za bycie idiotą. Sigs zbeształ go jako pierwszy, jednak on też słyszał głosy odkąd tu weszli. Niepokojące podszepty mówiły o przerażających rzeczach, o zjedzeniu swoich studentów żywcem i ucztowaniu na ich mięsie. Badacz słyszał o takich zabezpieczeniach w starożytnych budowlach, a raczej wmawiał sobie, że gdzieś, kiedyś o czymś takim słyszał. Trzeba było mieć po prostu silną wolę, trzeba było mieć po prostu silną wolę, silną wolę, wolę, słabą wolę, poddać się szaleńczym głosom i posłuchać ich! W końcu to starożytni szepczą bezpośrednio do jego umysłu, wybrali go na swego herolda!

Pochodnia upadła nagle na ziemię, Seamus stał tak wpatrzony w swojego nauczyciela czując, jak życie opuszcza go przez rozciętą tętnicę szyjną. Pozostała dwójka zerwała się do ucieczki, jednak jeden z nich zatrzymał się w miejscu. Ten od podszeptów złapał swojego kolegę i rozwalił mu głowę na ścianie, po czym stanął nieruchomo patrząc się na Cravena. Sigs podszedł do niego spokojnie i skręcił mu kark, po czym spokojnie pochylił się nad jego ciałem i nożem zaczął odkrawać sobie kawałki twarzy swojego studenta.

Gdzieś dalej w mroku, poza zasięgiem pochodni lśniły dwa złowieszcze punkciki.

Telflamm, 2. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Knelier szedł zadowolony przez środek Placu Szemszarr zastanawiając się, jak mało uwagi ludzie poświęcają swoim towarom. Przecież ktoś, nie żeby on, mógł okraść ich w biały dzień i nawet by się o tym nie dowiedzieli. W zasadzie to miecznik podrzucał w ręce jabłko zawinięte sklepikarzowi w czasie, w którym ten wciskał bzdury klientowi o wyższości jabłek z zachodu nad lokalnymi. Zgrzyt był myślami gdzieś indziej, konkretnie zastanawiał się skąd wziąć pieniądze na te wszystkie cuda w Telflamm. Adamantowe ostrza i mithralowe zbroje, gdzieś śmignęła mu koło oczu smocza kość i łuska, kolejne doskonałe materiały do rzadkich broni. No a podobno w enklawie Czerwonych Czarodziejów magiczne artefakty wręcz walały się po podłodze, chociaż tam raczej nie miał zamiaru próbować nic kraść.

W pewnym momencie zorientował się, że podrzucone jabłko nie upadło mu z powrotem do dłoni. Szybko rozejrzał się dookoła i dostrzegł chłopczyka biegnącego z jego podwieczorkiem do jednej z bocznych uliczek placu. Knelier nie wiedział czy była to zwykła walka o jedzenie, czy zasadzka. Tak szybko go odnaleźli? Tutaj? Na drugim końcu świata? No i nie mógł pozwolić swojej reputacji ucierpieć przez bycie okradzionym przez dziecko.

Zgrzyt położył teraz już wolne dłonie na rękojeści miecza i wymacał pod płaszczem sztylet. Wszedł do zaułka rozglądając się, ale poza biegającymi tu i ówdzie kotami oraz ogólnym rozpierdzielem nie zauważył nic szczególnego. Nie zauważył, no przecież! Dopiero po dobrych kilku sekundach dostrzegł, że mimo walącego w południe słońca wokół niego robi się ciemno. Bez zastanowienia dobył obu ostrzy i stanął w gardzie. Wzrok zaczynał go zawodzić, oczekiwał ataku. Usłyszał odgłos ostrza wbijanego w coś tuż przed nim. Usłyszał, bo nie widział już nic. Nagle ciemność zniknęła i z powrotem zrobiło się jasno. Jedyne co zmieniło się w zaułku to sztylet wbity przed stopami Kneliera w ziemię. Do rękojeści przyczepiona była karteczka.

Cytat:
Witaj przyjacielu naszych wrogów!

Wieść szybko się niesie i może przynieść zarówno szkodę, jak i korzyść. Pomóż naszemu cichemu przyjacielowi. Skontaktuj się z Mavisem Cromwellem, a zostaniesz odpowiednio nagrodzony.

Przyjaciele
Biorąc pod uwagę, że Knelier przebywał w Telflamm dopiero od kilku dni, nie oczekiwał rozpoznania przez kogokolwiek. Czy to jego oprawcy się z nim bawili? Może ktoś go szantażował? A może faktycznie ktoś tutaj miał wobec niego jakieś plany?

Telflamm, 2. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Telfamm było głośne, jednak nie tak jak jedna z bocznych alejek niedaleko dzielnicy Shou. Piątka mieczników na zmianę wymieniała się uderzeniami, przy czym podział sił zdecydowanie wskazywał samotnego nożownika jako przegranego. Pozostała czwórka otoczyła pół-shou i nacierała zgranymi w czasie, szybkimi pchnięciami. Jagan musiał sporo się gimnastykować w czasie każdego takiego natarcia tym bardziej, że zaraz po nim nadchodziło kolejne z drugiej strony.

Yakuza w Telflamm odnalazła go bardzo szybko, chociaż nie sądził że rodzina ogłosi nagrodę za jego głowę. Jeżeli to ukradziona Księga Dziewięciu Mieczy była powodem takiego, a nie innego powitania to Po nie wiedział czy cieszyć się, czy żałować z powodu tego że ją wykradł. Z jednej strony nauki wolumenu właśnie ratowały mu życie, z drugiej to on sam postawił go w sytuacji jego zagrożenia. Mężczyzna wykonał efektowny unik połączony z saltem, przeskakując za plecy jednego z napastników. Zabójca stał się zbyt pewny siebie wiedząc, że przewaga liczebna jest po jego stronie. Odsłonił się, a Jagan ten błąd wykorzystał bezlitośnie wbijając zakrzywione ostrze pod żebro i szybko sięgając serca. Skrytobójca osunął się na ziemię szybko i bez żadnego dźwięku, zassane płuco uniemożliwiało mu wydanie z siebie czegokolwiek.

Pozostała trójka zmieniła formację, jeden z nich krzyknął coś po wschodniemu. Jagan długo już nie używał języka shou, ale słowo "posiłki" rozpoznał od razu. Cudem uniknął wystrzelonej zza pleców strzały, a kątem oka dostrzegł kolejnych dwóch łuczników, niestety również na dachach budynków. Nożownik nie miał szans wejść gdziekolwiek nie odsłaniając się przed zabójcami na dole. To już koniec? Ledwo przybył do Telflamm z drużyną awanturników spotkanych w trakcie rejsu i już miał umierać?

W chwili zwątpienia pojawił się jednak ktoś, kogo Jagan w ogóle nie spodziewał się spotkać w tej chwili. Masywne, umięśnione cielsko łysego półorka władowało się w trójkę mieczników niczym czołg, rozrzucając ich po bokach jak strącone kręgle. Pół-shou nie mógł się nadziwić z jaką prędkością Blodwyn dobywa topora będącego podobnego wzrostu, co on sam i wbija go w klatkę piersiową jednego z zabójców. W chwili w której drugi chciał wstać, berserker zakręcił się na pięcie uderzając poziomo na odlew i w efekcie strącając głowę asasyna z karku. Wymowne spojrzenie uświadomiło Jaganowi, że na dachach ciągle czają się łucznicy.

Nożownik czym prędzej wbiegł na górę, wyposażeni w łuki zabójcy nawet nie mieli czym parować ciosów. Ich przedwczesna śmierć była kwestią kilku sekund.

Jagan zeskoczył z powrotem z dachu dziękując półorkowi za niespodziewany ratunek. Ostatni skrytobójca miał najmniej szczęścia. Rana była paskudna, a krew aż buchnęła na ścianę za nim, ale żył. Żył i pożyje jeszcze kilkanaście minut. Nożownik nie wiedział czy berserker uderzył tak specjanie, czy po prostu chybił. Pochylił się nad niedoszłym napastnikiem i włożył mu rękę pod kurtkę w poszukiwaniu kontraktu. Nie próbował go przesłuchiwać, wiedział że ten prawdopodobnie zaraz odgryzie sobie język. Znalazł zwinięty rulonik papieru w wewnętrznej kieszeni kurtki. Z niedowierzaniem zaklął pod nosem czytając...

Cytat:
Ogłasza się krwawe łowy!

Za pogwałcenie honoru i wiele zbrodni wymierzonych własnej rodzinie oraz urodzenie z bękarciego łoża, niedawno przyjęta w szeregi Dziewięciu Złotych Mieczy rodzina Po ogłasza krwawe łowy na swojego pół-syna, Jagana Po.

Zabicie Jagana Po powinno być dla każdego Złotego Miecza sprawą honoru.

Li-Mu Po
Sytuacja stała się bardzo, bardzo nieprzyjemna. Jagan musiał czym prędzej ulotnić się z miasta gdzieś poza zasięg yakuzy.

Telflamm, 3. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Cała ósemka awanturników zebrała się w dokach o ustalonej porze. Większości z nich nie łączyło może wiele, ale Telflamm było niebezpiecznym miejscem. Na tyle niebezpiecznym, by trzymać się poznanych niedawno poszukiwaczy przygód, zamiast maszerować samotnie prosto w sidła kogoś czekającego na okazję.

Wiadomo było, że awanturnik nie ma miesięcznej pensji ani emerytury. Nie posiadał też renty ani ubezpieczenia od bezrobocia. Rejs kosztował, a jeżeli niektórzy z ósemki chcieli coś jeść, musieli zarobić. Opcji jak zawsze było kilka i jak zawsze, jedna z nich wydawała się być jakby bardziej korzystna od pozostałych.

Pierwsze kilka koncentrowało się wokół sprzątania świątyń, handlwania czym się da lub swoim ciałem. Kolejna zakładała wyruszenie jako ochrona karawany na pustkowia lub robienie za marne grosze jako wykidajło. Ostatnia, o której po knajpach było dość głośno (w zasadzie to wisiała na każdym słupie) zakładała najęcie się u lokalnego kupca i właścicieli kopalni żelaza na wyspie niedaleko Telflamm. Z wszystkiego złego, to wydawało się najmniej upokarzające i całkiem nieźle płatne, tak więc trzymająca się razem ósemka awanturników postanowiła zapukać pod drzwi Mavisa Cromwella.

W drodze przez przystań Vade poczuł ruch w jednej ze swoich kieszeni. Błyskawicznie odwrócił się żeby złapać kieszonkowca za rękę, ale nikogo nie było. W kieszeni za to miał włożoną karteczkę.

Cytat:
Mavis Cromwell to dobry człowiek, tylko trochę zagubiony. Kochał żonę jak nikogo na świecie, ale bidulka zmarła jakiś czas temu.

Jeżeli jeszcze tego nie wiesz, to razem z twoim towarzyszem Karnaxem mamy wspólnych przyjaciół, chociaż Karnax kiepsko kłamie wymawiając swoje imię.

C. B.
Szlachcic rozejrzał się jeszcze raz otępiale dookoła, jednak nikogo nie dostrzegł. Życie portowe dalej szło naprzód swoim tempem.

Biuro Mavisa Cromwella było w samym sercu doków. Niewielki, parterowy budynek w całości zawalony był papierami, zaś jego zewnętrze stanowiły w większości pokaźnych rozmiarów skrzynie. Zanim ktokolwiek zapukał lub zdążył otworzyć drzwi, z wewnątrz dało się słyszeć rozmowę. Jeden z rozmówców miał wyraźnie podniesione ciśnienie i prawie krzyczał.
- Nie! Cholera jeszcze raz nie! Nie poślę ciebie i twoich rzeźników do moich ludzi! Chcę dowiedzieć się dlaczego zabarykadowali się w wiosce, a nie wyrżnąć ich co do nogi za nieposłuszeństwo! - Nie trzeba było nawet specjalnie się przysłuchiwać rozmowie, żeby ją usłyszeć. Przechodnie na moment zatrzymywali się słuchając wściekłego Cromwella.

- Panie Cromwell, zapewniam że moje rozwiązania...
- W dupie mam twoje rozwiązania! Chcę tylko wznowienia transportu przez ludzi, którym dobrze i uczciwie płacę! Już jednych straciłem i tyle mi wystarczy! Wynoś się stąd!
W międzyczasie drugi, spokojny rozmówca podszedł do drzwi zanim ktokolwiek zdążył od nich odejść. Szybkim ruchem otworzył wejście ukazując się zebranej grupie awanturników. Wyglądał bardzo niezwykle, odziany w całości w czerń za wyjątkiem kołnierza białej koszuli wystającej z pod zbroi. Intensywnie zielone oczy praktycznie przewiercały na wylot, a płomienno rude włosy były czymś niespotykanym u elfów, bo ów niepokojąco wyglądający człowiek z ciemnymi obwódkami wokół oczu był elfem.
- Pan Cromwell jak słychać nie przyjmuje dziś małych armii - odrzekł elf pustym głosem wypranym z emocji. W międzyczasie cała grupa zwaliła się do środka ciasnego biura, co więksi musieli uważać by nie przewrócić stosów papierów.

- Nie słyszeliście? Przypuszczam, że cała dzielnica słyszała. Nie potrzebuję zabijaków, tylko kogoś z głową na karku, co przy okazji potrafi trzymać miecz na wszelki wypadek - powiedział w rezygnacji Cromwell pochylając się nad papierami. Coś jednak przykuło jego uwagę.
- Czekaj, czekaj, podejdź bliżej... - siwiejący mężczyzna zwrócił uwagę na Algowa. Zmarszczki na czole kilka razy mocniej się uwydatniły w trakcie procesu myślenia.
- Powiedz mi chłopcze, twój ojciec nie zasiada w Radzie Kupieckiej? Usiądźcie, może znalazłem tego, kogo tyle dni bezowocnie szukałem.

Reakcja elfa na ostatnie słowa Cromwella była na swój sposób przerażająca. Rudzielec nie powiedział ani słowa, po prostu patrzył na każdego po kolei tym swoim przebijającym na wylot wzrokiem. Patrzył i nic nie mówił, a można było przysiąc, że cienie wewnątrz zatańczyły przez moment.
- W takim razie żegnam, Panie Cromwell. Nie wątpię, że niebawem przyjdzie nam rozliczyć te i inne interesy - powiedział ostrzegawczo na odchodne, po czym zamknął drzwi.

W pomieszczeniu zapadła niewygodna cisza.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172