Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-02-2016, 19:52   #1
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
[FR/Sarnaut] Nekropolis

Szkarłatna łuna zachodu powoli znikała ustępując bezchmurnej nocy. Chłodna bryza wdarła się do komnat pałacu. Cichy szum wiatru i milknące powoli cykady były jedynymi dźwiękami zakłócającymi spokój. Przez ogromne okna sączyło się srebrzyście światło gwiazd i księżyca.


Avaliye Nethiira

Przebudzenie było czymś niezwykłym dla rasy która nie zna snu. Lecz jakże miłym i odświeżającym. Oczy Avaliye przenikały cienie i rozbłysły tęskną iskra kiedy dostrzegła symbol swego rodu. Pierścień spoczywał nienaruszony na niewielkiej poduszeczce, zupełnie jakby ktoś pragnął aby dostrzegła go natychmiast po przebudzeniu. Prócz niego gospodarz przygotował dla swego gościa prostą suknie z ciężkiego złotego jedwabiu. To jednak były wszystkie ślady świadczące o tym, że ktokolwiek prócz niej był w pokoju.

Zamrugała i przymrużyła oczy, które powoli dostosowywały się do patrzenia. Rozejrzała się i wpierw zauważyła symbol swego rodu, po który wyciągnęła rękę, po czym pochwyciwszy go obejrzała ze wszystkich stron, jakby w obawie, że został uszkodzony i założyła go na palec. Tak, połowa sukcesu na dziś została osiągnięta. Następnie jej wzrok spoczął na sukni, co sprawiło iż zerknęła z pewną irytacją na siebie samą.
Ktoś zapłaci za sycenie swoich oczu obrazem nagiej elfki, oj zapłaci…
Wstała z łóżka na chwiejnych nogach, wciąż podpierając się o nie, a dopiero kiedy była pewna, że nie upadnie zerknęła jeszcze raz na pierścień na swoim palcu, jakby w obawie, że został on bardziej uszkodzony niż byłaby w stanie przeboleć. Z pewną nieufnością uniosła suknię, która, prócz koloru, niekoniecznie przypadała jej do gustu, ale cóż było począć? Nałożyła ją na siebie, z przyjemnością i jednocześnie wściekłością odkryła, że suknia pasuje na nią idealnie zupełnie jakby ktoś uszył ja specjalnie dla niej. Co oznaczało, że wcześniej ktoś musiał wziąć miarę! Kiedy już jedno poniżenie odeszło i myśli trochę się uspokoiły podeszła bliżej balkonu szepcząc do siebie i mając zamiar sprawdzić gdzie się znajduje zanim podejmie kolejne kroki. Chłód niczym tysiące lodowych igieł przeszył jej ciało a w skroniach poczuła ostry ból. Na chwilę wstrzymała oddech i mogła by przysiąc, że również jej serce się zatrzymało w tamtym momencie. Jednak po chwili gdy wszystko wróciło do normy poczuła znajomą obecność.

Nie zauważyła nawet kiedy dotarła aż do balustrady o którą teraz się opierała. Wcześniej skupiona na odnowieniu więzi dopiero teraz spostrzegła, że pałac w którego wieży się znajdowała zbudowany jest wokół szczytu samotnej góry, strzelistej niczym iglica. W dole zaś roztaczał się zapierający dech w piersiach widok. Spływające z góry potoki tworzyły jedno z architekturą pałacu a odbijające się w wodzie gwiazdy dodawały wszystkiemu majestatycznego uroku.
Poniżej pałacu rozciągało się miasto, a przynajmniej tyle mogła stwierdzić widząc liczne iskierki świateł w domach. Wiatr zaś przyniósł jej zapach drzew owocowych co niezbicie dowodziło, że las który widziała za miastem musiał być w istocie wielkim sadem.
Prychnęła poirytowana całokształtem sytuacji. Zastanowiła się przez chwilę, po czym prychnęła ponownie i postanowiła obrać inny plan działania. Rozejrzała się po pomieszczeniu zapamiętując ułożenie każdej możliwej "broni", po czym ostrożnie, z chorobliwą nieufnością podeszła do drzwi i otworzyła je lekko żeby móc wyjrzeć na zewnątrz… mając ustawiony nieopodal pogrzebacz.
Długi korytarz tonął w ciemnościach lecz kiedy wyjrzała ciemności nieznacznie ustąpiły, mimo tej jasności nie potrafiła zlokalizować źródła światła.
Skrzywiła się i pozostawiając swoją "broń" na razie na miejscu ruszyła powoli wzdłuż korytarza rozglądając się za czymkolwiek… co mogłoby jej dopomóc. Lub za kimkolwiek, chociaż tego na razie wolałaby uniknąć.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo?*


Ylvaan

Można było powiedzieć, że miał niejakie doświadczenie w kwestii tego co go właśnie spotkało a mimo to przebudzenie było niezwykłym doświadczeniem. Zwłaszcza, iż do tej pory nigdy nie śnił. Czarna niczym noc jedwabna pościel skrywała jego nagie ciało. Łóżko było miękkie, trochę zbyt miękkie jak dla wojownika przyzwyczajonego raczej do twardej ziemi niż wygodny pałaców. Za oknem widział pierwsze gwiazdy a wiatr przyniósł zapach drzew i szum wody. W pierwszym odruchu rozejrzał się i niemal natychmiast spostrzegł przedmiot znajomy ale jednocześnie coś się w nim nie zgadzało.
Jak dotąd jego przebudzenia nigdy nie były tak… Delikatne. Otoczenie tak idylliczne, ta wygoda zdawało się palić jego zmysły. W umyśle kołatała mu się tylko jedna myśl. Zagrożenie. Niczym oparzony zerwał się z łóżka, odrzucając przy tym pościel i sięgnął dłonią po swoją własność. Była to niezwykła adamantowa broń, niewątpliwie dzieło jakiegoś zdolnego zbrojmistrza. Dwa lekko zakrzywione ostrza wystawały po obydwu stronach rękojeści i choć na pierwszy rzut oka wydawały się identyczne, to wprawne oko zauważyłoby że runy je pokrywające są zupełnie inne. Jeden koniec podpisany był “Cisza” w gigancim alfabecie, a drugi “Krzyk” symbolami elfów. Chwycił broń i zamarł w konsternacji. Ktoś rozdzielił jego własność na dwa oddzielne ostrza! Gniew wypełnił jego umysł. - KTO ŚMIAŁ TO ZROBIĆ?! - ryknął.
Lecz odpowiedzią było jedynie echo jego własnych słów i… Poczuł jakby w dłoniach miast rękojeści sejmitarów trzymał dwa jadowite węże. Wyginały się i próbowały wyrwać. Szarpały się i mógłby przysiąc, że się wydłużają. Wszystko po to by w jednej chwili, jednym potężny szarpnięciem połączyć się ze sobą. Jak zahipnotyzowany patrzył na zlewające się rękojeści których oplot niczym szalone wije zwierał się w uścisku by po chwili stanowić jedność, zupełnie jakby nigdy nie zostały rozdzielone.
Za oknem przeleciał nietoperz polując na owada, zapewne komara skoro woda była tak blisko, że można było poczuć jej zapach. Chłodna bryza wleciała przez wielkie otwarte na oścież okno i rozwiała włosy elfa orzeźwiając go i wytracając z chwilowego zauroczenia niecodziennym zjawiskiem. Rzucił okiem na pomieszczenie i od razu zauważył złożone w nogach łoża tunikę i spodnie z zielonego, niemal szmaragdowego jedwabiu oraz diadem ze srebrzystego metalu. Wystarczyła chwila by stwierdzić, że obręcz stylizowana na splatane pnącza bluszczu wykonana jest z mitrilu. Znalazł również miękkie trzewiki ze skóry jakiegoś gada, lecz nie potrafił odgadnąć jakiego.

Samo pomieszczenie wykonano w dziwnym stylu, zupełnie jakby osoba je urządzająca widziała elfią sztukę i studiowała ją z uwagą lecz nigdy nie zrozumiała jej sensu. Wszystkie meble miały miły orzechowy kolor i zdobienia typowe dla elfich wyrobów lecz były zbyt toporne, zbyt ludzkie. Po chwili uświadomił sobie, że to mylne wrażenie, były masywne lecz brakowało im przyziemnej praktyczności jaką ludzie obdarzali podobne wyposażenie. W komnacie znalazło się również miejsce dla niewielkiego kominka teraz jednak wygaszonego.

Furia którą jeszcze chwilę temu czuł zmieniła się w zaciekawienie. Przywdział ubrania oraz obuwie, niemal nie zwracając na nie uwagi i podniósł mitrylową obręcz. Przez krótką chwilę się nią bawił, po czym ją odłożył. Nie potrzebował błyskotek, ani marnej podróbki marnej elfiej sztuki. Potrzebował odpowiedzi. Skupił się, wprowadzając się w stan idealnej równowagi i zajrzał do swego wnętrza, wiedząc że w ten sposób może dowiedzieć się nieco na temat tutejszej magii i jego związku z nią. Po czym ruszył na zewnątrz w poszukiwaniu kogoś kogo mógłby wypytać.

Czuł się pusty, wypalony magia którą normalnie dysponował była w tej chwili nieosiągalna. Szybko zrozumiał przyczynę takiego stanu rzeczy, jego umysł był roztrzęsiony i niespokojny. Analizował ten stan rzeczy jak przystało na zdyscyplinowanego wojownik i w końcu zrozumiał… Wskrzeszenie którego doświadczył było inne od poprzednich. Wcześniej wiedział kto go wskrzesza tym razem nie miał bladego pojęcia, wcześniej mógł się opierać, teraz nie dano mu takiej możliwości. Czuł się jak wyrwany z grobu siłą nie zaś przebudzony z finezją jaka cechowała elfy.
Opuścił pokój w pospiechu żądny informacji, wskazówek lub czegokolwiek co mogło by rozjaśnić obecna sytuację. Opuszczając komnatę nie spodziewał się wiele i dzięki temu nie zawiódł się, długi tonący w ciemnościach korytarz był wszystkim co tam znalazł. Jednak już po chwili zorientował się, że nie wszystko jest w porządku z tą drogą, choć ciemność niemal nieprzenikniona skrywała drogę to w miejscu gdzie stawiał stopy panowała jasność, jasność bez żadnego widocznego jej źródła. Bardziej przypominało to brak ciemności niż prawdziwe światło.

Idąc korytarzem usłyszał w pewnym momencie słowa wypowiedziane miłym kobiecym głosem.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo?* - Słowa zdecydowanie nie były kierowane do niego lecz nie to było najciekawsze lecz fakt, że słowa wypowiedziano w czystym smoczym bez śladu obcego akcentu.
Furia znowu go opanowała. Smoki! Jak on nienawidził smoków!
- Tenamalo?! Wux xoal'si ekess svadri sia pobon stoda ve huena!** - krzyknął w głąb korytarza, gotując swoją broń do boju.


Revalion Artemir

Ciepły wiatr smagał jego twarz. Choć leżał w łożu z baldachimem, podmuchom jakimś sposobem udało się go sięgnąć. Wysunął się do pasa spod czarnej jedwabnej pościeli. Od dawna nie doświadczył takiego luksusu. Woda w dzbanku była przyjemnie zimna, na granicy zamarznięcia, taka jaką najbardziej lubił. W świetle gwiazd i księżyca widział kiepsko, a może to skutek długiego snu? W tym momencie rzeczywistość spadła na niego niczym wiadro bardzo zimnej wody. To z czego się obudził nie było snem, a przynajmniej nie zwykłym. Pamięć podsunęła ostatnie obrazy, odruchowo pomacał szyję. Nie było śladów tego co z nim zrobiono. Chwilę zajęło nim doszedł do siebie po szoku jakim było wspomnienie własnej śmierci. Teraz jednak żył i miał się dobrze, zadziwiająco dobrze. W nogach łoża dostrzegł złożoną szatę, zaś na podłodze trzewiki z miękkiej skóry. Coś jednak nie dawało spokoju, coś dręczyło. Rozejrzał się gnany nagłym impulsem i dostrzegł to co jego umysł do tej pory starał się ignorować. Na szafce obok dzbanka z wodą stała lodowa figurka pięknie rzeźbiona w kształt lodowego mefita.

Instynktownie pstryknął palcami i wykonał prosty gest, wskazując na środek pokoju:
- X’sentyf. - Powiedział, chcąc powołać do życia swojego żywiołaka lodu. Pustka, pustka jakiej nie czuł już od dawna i nie spodziewał się poczuć zbyt szybko. Magia go otaczała lecz umysł miał pusty i zbyt rozproszony by móc ją splatać, nawet przy tak znajomych i prostych czynnościach jak wezwanie.
Siedział jeszcze przez dłuższą chwilę z wyciągniętą ręką.
- X’sentyf. - Powtórzył. - X’sentyf! Cholera jasna!
Wstał z łóżka i podszedł do dzbanka i lodowej figurki. Upił kilka łyków. Potem jeszcze kilka, gdyż suszyło go niemożebnie. Następnie wylał nieco wody na lodową figurkę i obserwował ewentualną reakcję. Woda niemal natychmiast zamarzła pokrywając figurkę dodatkową warstwą lodu. To jednak co zwróciło jego uwagę to wrażenie, że oczy figurki podążały w ślad za ręką wylewającą na nią wodę.
- Paskud, cholero jedna, koniec drzemki. - Uśmiechnął się rozbawiony mag, odkładając dzbanek na miejsce i trącając palcem mefita. Figurka natychmiast straciła równowagę spadając na ziemię a wierzchnia warstwa lodu rozpadła się uwalniając chowańca.
- Ups. - Mag pochylił się, by go chwycić, jednak tamten rozpostarł skrzydełka i wzbił się w powietrze, zanim Revalionowi udało się schylić.
- Ta, wielkie dzięki za uwolnienie! - Zaskrzeczał mefit. - Może teraz ja ci wyleję na łeb trochę zimnej wody, hę?!
- Dobra, dobra, przepraszam. - Odparł czarodziej rozbawiony. - A teraz serio, co się tu dzieje i co to za miejsce?
- A skąd ja mam wiedzieć? Nie wiem! Pierwsze co wiem, to że jakiś ciul mi wodę na łeb wylewa! - Stworek cały czas latał po pokoju, rozglądając się intensywnie po jego wnętrzu

Pokój był niemal pusty jeśli nie liczyć łoża i szafki. Niewielki za to z ogromnym oknem będącym jednocześnie drzwiami na balkon z którego roztaczał się przepiękny widok na całą okolicę. Znajdowali się bowiem w najwyższej wieży na szczycie góry na której zboczach zbudowano niezwykły ogromny pałac. Można stąd było dostrzec światełka w domach u podnóża góry, bez wątpienia znajdowało się tam jakieś miasto jednak z tej wysokości nie był w stanie dostrzec szczegółów. Zapach podpowiedział mu, że drzewa za miastem są w istocie wielkim sadem owocowym w dodatku w pełni sezonu. Nieoczekiwanym odkryciem zaś okazało się, że drzwi - jedyne wejście do pomieszczenia, jeśli nie miało się skrzydeł - zamykają się tylko od wewnątrz komnaty.
- Zjadłbym jabłko. - Mruczał pod nosem czarodziej, ubierając się w szatę. - Jestem pewien, że ktokolwiek tu to zrobił… znaczy sprowadził nas z powrotem będzie miał… można wiedzieć co ty wyprawiasz?
- Hę? - Paskud odwrócił się nagle, wyciągając głowę spod łóżka. - Szukam fantów.
- Pod łóżkiem? - Odparł mag z rezygnacją, po czym wyciągnął niesfornego chowańca za ogon i usadził sobie na ramieniu. - Chodź. Jestem pewien, że ktokolwiek nas sprowadził i był na tyle miły, że nie tylko odnowił mi szatę, ale też pozbył się śladów z szyi… - Revalion raz jeszcze przejechał palcami po gardle, upewniwszy się, że faktycznie nic tam nie ma. - ... będzie czegoś chciał. A przecież wszyscy wiedzą, że jestem człowiekiem rozsądnym i rozumnym, więc dojdziemy do pewnego konsensusu.
- Że jakim? - Mefit parsknął śmiechem, za co został pstryknięty w nos. Wyszli z pokoju.

Korytarz tonął w ciemności a jedynie w miejscach gdzie stali było jasno. Szybko zrozumiał, że jasno to niewłaściwe słowo, jego więź ze sztuką była zbyt głęboka by mogło to ujść jego uwadze, coś w tym miejscu dosłownie pochłaniało ciemność. W dodatku sam korytarz był dziwny, uczucia jakie towarzyszyły przejściu przezeń były zdumiewająco podobne po przechodzenia przez portal lecz bez tego mrowienia które odczuwało się w przestrzeni astralnej.
Idąc dalej usłyszał słowa w znanym mu bardzo dobrze smoczym języku.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo?* - Pozdrowienie wypowiedziała bez wątpienia kobieta o przyjemnym głosie. Zaś jedno uderzenie serca później rozległ się krzyk mężczyzny. - Tenamalo?! Wux xoal'si ekess svadri sia pobon stoda ve huena!** -
-Svanoa zahae batobot…*** - Zamruczał pod nosem Revalion, po czym złożył razem kciuk i palec środkowy i gwizdnął ile sił w płucach.


Jin Liang

Przebudzenie nie było miłe. Zimna, lepka i mętna ciecz otaczała go ze wszystkich stron. W panice instynktownie szukał zaczepienia dla rąk i nóg, wstrzymywał oddech i walczył by wydostać się na powierzchnię. W końcu poczuł chłód na twarzy i zaczerpnął powietrza. Organizm natychmiast się zbuntował, zwymiotował resztki cieczy zalegające w żołądku i płucach. Ohydna maź w nieprzyjemnym szarożółtym kolorze o smaku zgniłych jaj. Jedynie wewnętrzna dyscyplina pozwoliła mu pozbierać się do kupy po tak nieprzyjemnym przebudzeniu i pierwszym co spostrzegł była wysoka kobieta w czarnej, prostej, jedwabnej sukni patrząca na niego niesamowicie błękitnymi oczami.
- Oczyść się i ubierz. - Rzekła nie znoszącym sprzeciwu tonem, ale głos miała bardzo przyjemny dla ucha. Zauważył też, że na rękach trzyma czarny jedwabny, lecz bez charakterystycznego połysku, strój jakiego używał kiedy jeszcze wykonywał każde zadanie osobiście. Jednak to co przykuło jego uwagę najbardziej leżało na ubraniu, jego Twarz!
Ciało początkowo odmawiało współpracy, ciągłe spazmy jakie nim targały nie ułatwiały ruchów lecz kilka szybkich uderzeń jakie sobie zaaplikował pozwoliło mięśniom wrócić do stanu używalności. Balia z wodą okazała się wszystkim co miał do dyspozycji by usunąć z siebie plugastwo. Nie narzekał, bywały znacznie gorsze momenty w jego życiu i wiedział, że tylko go wzmocnią.
W miarę usuwania brudu z ciała oczyszczał się jego umysł i wracały wspomnienia. Kontrakt, zawarł kontrakt, tego był pewien. Lecz…
Mgliście przypominał sobie słowa i własną zgodę. Nie wiedział kiedy to było i coraz mocniej podejrzewał, że zawarł go już po śmierci. Smierć, tak pamiętał ją, pamiętał jak uchodziło z niego życie. Przywdział strój który kobieta mu przyniosła, założył swą Twarz i poczuł, że jest kompletny.
- Weź to. - Podała mu broń, nie taką jakiej zwykł używać lecz mimo to była to broń. - Chodź, będziesz potrzebny za chwilę. - Rzekła i ruszyła w mrok korytarza.

- Zostaniesz w cieniu czekając na właściwy moment. Będziesz wiedział co masz robić. - Poinstruowała go kiedy zbliżyli się do większego pomieszczenia. Posłuchał i skrył się w ciemności.
Nie musiał czekać długo, kobieta która go przyprowadziła odezwała się ponownie lecz tym razem nie do niego.
-Aldoer Avdwarathileya, wux vdri algbo? - Tym razem ton kobiety nie był tak zimny jak w momencie gdy zwracała się do niego. Nie rozumiał słów lecz bez problemu odgadł iż osoba do której zwracała się Błękotnooka jest tu gościem nie zaś narzędziem jakim on był.
Z ciemności korytarza za nim wyłonił się elf w zielonych jedwabiach i z dziwnym podwójnym sejmitarem w dłoni, a gdy tylko usłyszał słowa kobiety natychmiast przyjął postawę do ataku i odkrzyknął z wściekłością.
- Tenamalo?! Wux xoal'si ekess svadri sia pobon stoda ve huena! -
W tym momencie Jin miał pewność, że to właśnie z jego powodu kobieta w czerni kazała mu pozostać w cieniu. Przypomniał sobie warunki kontraktu. Szybko wrócił wspomnieniami do swych dawnych kontraktów, ten będzie musiał zadziałać podobnie. W jednym momencie pozwolił, aby ciemność owinęła jego ciało i uczyniła je niewidzialnym. Cichym krokiem zaszedł elfa od tyłu, jedną ręką chwycił dłoń elfa, zmuszając go żeby opuścił broń, drugą przyłożył ostrze do krtani długouchego gościa.
- Jesteś gościem, traktuj gospodarza z szacunkiem…

***
Czas wydawał się zwalniać swój bieg kiedy czworo zapomnianych bohaterów spotkało się po raz pierwszy. I jedynie tajemnicza kobieta w czarnej sukni stała nieporuszona z zagadkowym lekkim uśmiechem na ustach.
[MEDIA]http://oi64.tinypic.com/qobsex.jpg[/MEDIA]
Ona jedna wiedziała, że wszystkie karty w tej grze są znaczone...

_________________________________
*Witaj Avdwarathileya, dobrze spałaś?
**Znowu?! Już raz próbowaliście zerwać ze mnie znak!
***No coś takiego...
 
Googolplex jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172