Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-04-2017, 04:05   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
THE END[Neuroshima - warsztaty] Senne Południe

Południe. Senne Południe u progu najgorętszej pory roku. Nagrzane przez cały dzień powietrze, ściany, podłogi, kamienie, stoły promieniowały leniwym, usypiającym ciepłem oddając nagromadzone ciepło. Wraz z ciepłem osiadał gdzie się dało pył i kurz. Przykrywał też cienką membranę głośnika radiowego, które o dziwo działało i w tej chwili puszczało klasyczne kawałki lubiane bo znane i znane bo lubiane.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=ye5BuYf8q4o[/MEDIA]

- Tak moi kochani to był klasyk, który wszyscy lubimy, jeden z wielu z naszej tradycji, a mojej skromnej kolekcji. Powoli żegnamy się z tym pięknym dniem i szykujemy się do kolejnej nocy. Przypominam, że jeśli ktoś ma jakieś utwory muzyczne na kasecie zapraszam serdecznie, bardzo chętnie powiększę moją muzyczną kolekcję w zamian wymieniam takiego wspaniałego darczyńcę w swoim programie, lub za darmo wrzucam jego ogłoszenie! Sami powiedzcie kto by nie chciał przesłać pozdrowień dla swoich bliskich? - głośnik radia zatrzeszczał eterem nieco deformując wesoły o swobody głos spikera ze swadą opowiadający o kolejnych sprawach.


- Tak właśnie jak to ostatnio uczynił darczyńca tej puszczanej przed chwilą kasety. Niestety podziękować imiennie mu nie mogę bo zostawił tą kasetę przed moimi drzwiami. W każdym razie dziękuję ci kimkolwiek jesteś drogi darczyńco. - uśmiech był wyraźnie słyszalny nawet przez sam głośnik radia i bez widoczności twarzy samego mówiącego.

- Tak samo dziękujemy wszyscy za ten piękny i słoneczny dzień. Dla tych niezorientowanych co są w naszej okolicy pierwszy raz przypominam lub informuję o wysokim stanie wody. Wszystkie przeprawy mają mniejsze lub większe kłopoty, na szczęście nasze dzielne załogi promów w Pendelton wciąż utrzymują posterunki zapewniając transport przez i po rzece. Na koniec jeszcze dwa słowa o prognozie pogody. Było ładnie w dzień miejmy na dzieję że będzie równie ładnie i w nocy. Ja u siebie na termometrze mam 23*C, czyli zrobiło się chłodniej i przyjemniej. Wszyscy życzymy sobie spokojnej nocy i zapraszam na dalszy przerywnik muzyczny! A na razie żegna się z wami DJ DeVitt, jedyny, najpopularniejszy i niepowtarzalny DJ w całym Arkansas! - głośnik coś pstryknął, trzasnął i popłynęła kolejna dawka muzyki.




Południe. Senne Południe. Senne i przytłoczone upałem, a przecież był gdzieś ten moment, gdy późna wiosna przechodziła we wczesne lato. Za miesiąc - dwa to dopiero się zaczną upały. Chyba, że znów przyjdzie jakaś anomalia pogodowa czy inna plaga, czego przecież nikt nie mógł wykluczyć. Przewidzieć raczej też nie, więc tak samo jak tym rakiem na którego podobno w końcu mieli zdechnąć wszyscy - popromiennym blaskiem pozostawionym w spadku po śmierci dawnego świata - nie było właściwie sensu się przejmować. Kto by się przejmował bajaniem dziadków, że rak każdego w końcu zabije? Kiedy? Za dwie czy trzy dekady? Dzisiaj jeśli człowiek dożył do kolejnych świąt, albo dożynek, przecież miał się z czego cieszyć.

No właśnie. Nikt nie spoglądał daleko przed siebie. Właściwie każdy myślał o tym co tu i teraz. Czasem planował kilka najbliższych dni, bądź mógł sobie pozwolić na luksus tygodni, albo jak z rozmachem to i parę miesięcy. Na razie wszyscy byli tu i teraz, czyli nad rzeką Arkansas, rzut beretem od Pasa Śmierci*. W tym Pendelton, gdzie chyba wszyscy albo zeszli z promu, albo czekali na prom lub kurs po rzece, albo obsługiwali jakoś powyższą grupę. No i teraz, czyli wieczorem. Wreszcie zmierzchało, słońce już właściwie prawie zaszło robiąc ładne widoki, bo podobne uwieczniali kiedyś ludzie na pocztówkach i reklamówkach, które dotąd walały się tu i tam. Sensu w tym nie było, więc pewnie było ładne. Pewnie tak. Ale oni przecież mieli inne Słońce, inną noc i inny świat - mogli sobie pozwolić na podobne numery. Słońce było od robienia ładnej pogody i wyznaczało pracującą część doby u większości populacji. Noc była na odpoczynek, wieczór taki jak teraz na zabawę, no i była to ta bezpieczna, rozświetlona światłami noc w której co najwyżej, jak się człowiek postarał, dostał od innego po gębie. Bądź nożem lub postrzał, a nawet jak miał pecha to go bliźni ukatrupił. Wtedy jednak działały telefony, wezwana karetka albo policja przyjeżdżały w minutach. Sprawcę ścigał cały system, a i tak podobno trzeba było się postarać i wleźć gdzie nie trzeba, czy zadrzeć z tymi co nie trzeba, by tak skończyć. A dziś? Dziś broń miał każdy. Nie każdy nosił przy sobie, ale mieć to pewnie jakąś miał. I nie wahał się użyć w obronie i potrzebie skoro rola ofiary, napastnika, policji, sądu i więzienia przepływała w stresowej sytuacji przez jego ręce. Zwłaszcza na Pustkowiach. I w nocy.

Noc jeszcze w jednym aspekcie zasadniczo różniła się od dawnych czasów. W nocy budziły się potwory. Tylko nie tak w przenośni i w bajaniu, tylko dosłownie. Potwory z kłami i pazurami. Te w ludzkiej skórze, i te z cyberwszczepami, całe z metalu i kto wie jeszcze jakie. Tak, było całkiem sporo powodów by wzorem dawnych jaskiniowców nie opuszczać po zmroku rozświetlonej światłem i ogrzanej ogniem jaskini czy tej naturalnej czy jakiejś kanciastej pozostawionej w spadku po dawnym świecie, albo wybudowanej już po jego upadku. Teraz też ludzka fala zaczynała swój przypływ do oświetlonych okruchów cywilizacji. Mrok i półmrok na rozświetlonych światłem enklawach wydawał się być ucywilizowany, zupełnie jak dawniej. Ślady butów, podków, kopyt, opon, kuchenne zapachy niesione bryzą od rzeki, brzęk silników maszyn, trzask otwieranych i zamykanych drzwi. Gwar ludzkich głosów, śmiechów, kłótni, czasem nawet muzyki znaczył ten teren ludzką bytnością nawet o zmroku. Jeszcze kilka godzin i światła pogasną głosy ucichnął. Mrok i dźwięki ciemności otulą to miejsce tak samo jak resztę świata. Zacznie się kolejna noc. Kolejna próba sił i szczęścia. Kto z niej wyjdzie zwycięsko, czyli na własnych nogach okaże się jak zwykle co rano.

Na razie jednak panował nawet na dworze półmrok. Słońce jeszcze wyglądało znad linii horyzontu, jeszcze dzień się odznaczał, widać było plamy twarzy i blednące kolory. Upał zelżał, odpuścił i zrobiło się całkiem przyjemnie. Życie zdawało się wreszcie złapać oddech w tym krótkim momencie między środkiem dnia, gdzie upał wydawał się tłamsić wszelakie istnienie, jak i nocą w której dominowało kompletne inne, nocne życie. Przez te dwie czy trzy godziny robiło się całkiem przyjemnie. Podobnie jak rano, nim blask i upał w pełni się rozpanoszyły. Był dobry moment na wieczorny relaks, zabawę i złapanie oddechu.


Wieczorny relaks, zabawę i złapanie oddechu, co niektórzy goście lokalu potraktowali chyba jednak zbyt dosłownie. Zwłaszcza ten kawałek o trzaskaniu drzwiami, wrzaskach i kłótniach. W standardowy szum barowych rozmów, śmiechów, szurania krzeseł, chodzących za potrzebą gości, roznoszących zamówienia kelnerek, gości wchodzących, gości wychodzących wdarł się nagle właśnie trzask hukniętych z impetem drzwi. Nawet jeśli ktoś przez moment słyszał jakieś odgłosów wrzasków, to zbyt krótko, by je zlokalizować czy zorientować się o co właściwie chodzi. Jednak czy coś ktoś usłyszał czy nie, trzaśnięcie drzwi od razu przykuło uwagę wszystkich, tak samo jak trójka osób która w nich się pojawiła. Zwłaszcza, że dwójka z nich była kompletnie goła.




- Wypierdalaj! - wrzasnęła z furią młoda kobieta. Akurat ta która z całej trójki była całkowicie ubrana. Zapewne adresatką tego stanowczego wyproszenia była druga kobieta, ta całkowicie naga, którą ta ubrana dotąd pewnie wytargała za włosy. Ponieważ zaraz za tą dwójką kobiet wybiegł również całkowicie goły facet z przepaską na oku to okoliczności wzajemnych relacji tej trójki dla chyba wszystkich w barze stały się dość czytelne. Przynajmniej te z ostatnich sekund. Obecnie ta ubrana kobieta cisnęła tą nagą tak, że ta z impetu poleciała kilka kroków póki nie zatrzymała się na jakimś przypadkowym stoliku.

- Ależ kotku! To nie jest tak jak myślisz! - facet z przepaską jak mógł zasłaniał swoje klejnoty kawałkiem materiału, jakąś czapką, a drugą wykonał stopujący gest dłonią w stronę ubranej. Wyglądał jakby właśnie zorientował się, że ich drobna prawie rodzinna wymiana zdań nagle znalazła się na forum publicznym.

- Masz mnie za kretynkę?! - ubrana furia z furią odwróciła się do faceta przez co zostawiła gołą oponentkę za swoimi plecami. Teraz jej oczy skupione były na tym facecie z przepaską i gdyby ten miał słabe serce, pewnie właśnie powinien mieć zawał czy jak to się kiedyś nazywało. Serca słabego chyba nie miał, ale instynkt samozachowawczy i ocena sytuacji działały mu prawidłowo, bo przejechał językiem po wargach w nerwowym grymasie nim odpowiedział.

- Kotku, chodź do środka, porozmawiajmy, wszystko ci wyjaśnię. - facet zaczął ostrożne negocjacje od wskazania wolną ręką kciukiem za wciąż rozwalone na oścież drzwi przez które właśnie wypadli.

- Tak, wyjaśnij jej! Powiedz gdzie jej miejsce i co nas łączy! Powiedz o niej co mi mówiłeś! Co mówiłeś o nas! - naga pozbierała się już ze stołu i wcale nie zamierzała pozostać tą cichą, bierną i biedną ofiarą włączając się do wymiany zdań.

- Ooo…. A co takiego mówiłeś o mnie? I co was kurwa łączy? - ubrana stanęła bokiem tak by widzieć oboje golasów po swoich obu stronach. Teraz mówiła jakoś ciszej, ale bardziej zjadliwie niż najsroższa żmija, szpilując morderczymi spojrzeniami oboje po swoich stronach. W oczach faceta pojawiła się panika i zaczął wykonywać przeczące ruchy dłonią, lecz ta druga też chyba przeszła jakiś punkt krytyczny, bo nie zamierzała chować swoich myśli dla siebie.

- Mówił, że jesteś sztywna jak decha i tylko ze mną mu dobrze! Że jestem najlepsza ze wszystkich jakie miał, a ty jesteś żałosną, zakompleksioną rurą! Rżniemy się… - naguska wrzeszczała z taką samą furią jak przed chwilą ta ubrana i zbliżała się wskazując oskarżycielsko palcem na rywalkę. Cała trójka była już czerwona ze złości i wstydu, a przez zebranych gości i obsługę nadal chyba przemawiał głównie szok do tej nagłej sceny. No i wścibska, ludzka ciekawość, nakazująca w ekscytacji czekać na pikantne szczegóły. Tych co prawda się nie doczekali, ale większość i tak chyba nie narzekała.

- Zamknij się! - wrzasnęła w odpowiedzi ta ubrana i bez ostrzeżenia zdzieliła tą nagą w twarz. Nie tak po babsku, z wolnej ręki w policzek, tylko solidnie, jak przeciwnika w walce - pięścią. Trafioną przeciwniczką zachwiało jak nie od ciosu to z zaskoczenia. Zamrugała i cofnęła się o jakieś pół kroku w zdumieniu przykładając dłoń do rozbitej wargi. Przez widownię widowiska gromadzoną w barze przeszedł jęk ekstazy. Krew! Przemoc! Seks! Bo w końcu dwa kociaki się okładają, nie? - Co?! Jeszcze chcesz coś dodać?! - wrzasnęła agresywnie ta w ubraniu.

- Tyyy szmaatoo! - odwrzasnęła naga kobieta gdy najwyraźniej zaskoczenie jej przeszło i ból wymieszany z gniewem i adrenaliną przełączył ją w tryb agresji. Wyglądało na to, że przyjęła wezwanie i zaczęła unosić swoje ramiona i dłonie do ataku na rywalkę, ale ta jednak była szybsza albo bardziej zdecydowana. Dwa kolejne szybkie ciosy pięścią w twarz powaliły nagą dziewczynę na dechy podłogi.

- A ty palancie! - ubrana z furią nagle odwróciła się do faceta w przepasce dla którego całe zdarzenie chyba przybrało zdecydowanie zbyt szybki i niekorzystny obrót. Gdy jednak ubrana furia skierowała się ponownie centralnie ku niemu robiąc krok i kolejny w jego stronę z takim impetem, że wyglądało, że chce mu też przylać to cofnął się o krok. - Koniec z nami! - ubrana wywrzeszczała mu w twarz koniec czegokolwiek co ich do parunastu sekund temu łączyło.

- Ależ kotku! Nie działajmy pochopnie! Tyle nas przecież łączy! - facet zaczął próbować mimo wszystko jakoś udobruchać kobietę. Ale czy zależało mu na załagodzeniu sytuacji na tyle by nie oberwać czy coś jeszcze tego nie szło zgadnąć.

- Nie ma żadnych nas! Odchodzę! I to zabieram ze sobą! - rozzłoszczona kobieta dźgała palcem w nagą pierś mężczyzny przy każdym zdaniu. A na końcu z kieszeni wyjęła kluczyki od samochodu pobrzęczała nimi triumfalnie jak jakimś dzwoneczkiem i odwróciła się napięcie kierując się ku wyjściu z lokalu.

- Wracaj! To mój samochód! Oddawaj moje kluczyki złodziejko! - przez faceta nagle też przemówiła i złość i zdecydowanie. Zrobił krok jakby chciał ścigać ubraną i wycelował w nią oskarżycielski palec.

- Twój?! - ubrana znów obróciła się napięcie wracając ponownie twarzą do faceta. - Masz go dzięki mnie! Chcesz go to mi go spłać! Koniec taryfy ulgowej! - wrzasnęła przez większą już część baru pokazując mu środkowy palec po czym znów odwróciła się i znów trzasnęła drzwiami. Tym razem na zewnątrz.

- Wracaj! Tam jest mój towar! - wydarł się już całkiem zdenerwowanym i nawet desperackim tonem, ruszając biegiem za kobietą znikającą już za oknami lokalu.

- Ty chamie! - leżąca na podłodze naga kobieta doszła do siebie na tyle by akurat kopnąć plaskającego bosymi stopami po dechach faceta i ten się wywrócił. - Miałeś jej się dawno pozbyć! Czemu nic nie zrobiłeś?! Czemu nigdy nic nie robisz?! Tylko gadasz! Zawsze! - wrzeszczała naguska z każdym kopnięciem bosej stopy chyba coraz bardziej odzyskując siły. Facet wrzeszczał na nią próbując się jednocześnie i zasłonić i odskoczyć i powstać na nogi w efekcie nic sensownego z tego mu nie wychodziło. Z zewnątrz za to dał się słyszeć dźwięk odpalanego silnika pojazdu.





Motocyklistka siedziała przy barze. Przyjechała akurat na tyle wcześnie, że mogła wejść do wnętrza i nie tylko otrzepać kurz z drogi, ale i wyprostować kości i nogi. Odpocząć po tej podróży w tym cholernym upale, zwilżyć gardło. Lokal wyglądał mniej więcej tak samo jak pamiętała z ostatniej wizyty. Tylko szafa grająca była coś zbyt cicho. Barmanka i kierownik nie znali jej, a ona nie znała ich. Naturalnie nie przeszkadzało to w wynajmie pokoju czy zamówienia posiłku. Ale chyba coś jednak musieli kojarzyć chociaż kurtkę lub naszywki Vex i przeszłość ich szefowej, bo odnosili się do gościa przyjaźnie. Sama Woe miała być “później” i faktycznie dokuśtykała się później. Na widok dawno nie widzianej przyjaciółki z dawnych mniej statecznych czasów rozpromieniła się jakby zawitało pod dach drugie Słońce.


A ile opowieści! Nie i nonsens, by kumpela z jednej paczki płaciła za pokój czy jedzenie czy podobne bzdury, prawda? No pewnie, że nonsens, nie ma o czym gadać. A ile emocji, słów, wspomnień, opowieści i z dawnych czasów i obecnych! Jak Doc się zakładał, że przeskoczy przez Wielki Kanion? Choć przecież wcale nie wiedział gdzie on jest! Właściwie chyba nikt wtedy z nich nie wiedział, ale co to przeszkadzało Docowi pobić się z chłopakami o to? No pewnie, że nic! Albo jak zwiewali przez pościgiem Huronów z Det jak się coś dziwnie szybko skapnęli w przekręcie? Ledwo się udało! Albo jak utknęli na środku Pustkowi i to takich dosłownych Ruin i Pustkowi bez kropli benzyny i groziła im śmierć z pragnienia. I jak cała paczka zlała resztki ze swoich baków dla nich dwóch i właśnie one dwie znalazły cudem skitrany w jakimś wraku dwa kanistry benzyny i wróciły do paczki jak bohaterki. Starczyło by dojechać do najbliższej wiochy z tej cholernej patelni. Oj tak działo się, było co wspominać. Ale i przecież było jeszcze dzisiaj i jutro!

Woe miała niezły ubaw z Doca. Okazało się, że zaczęła nazywać go dentystą. Czemu? No wyrywał czasem ludziom bolące zęby. Obcęgami czy co on tam używał do tego. Raz przyszedł jakiś koleś, chyba pomylił, ksywę Doca z zawodem, ale uparł się i prosił, bo wytrzymać nie mógł, więc Doc się zlitował i jakoś tam mu wyrwał. Wieść się rozniosła i co jakiś czas teraz trafiali się “pacjenci” do tego improwizowanego dentysty. Woe śmiała się, że może Doc powinien w ogóle się przebranżowić jak już i tak ma medyczną ksywę, a teraz jeszcze w dentystę się bawi.

Puzzle? Tak był. Nawet tutaj często bywał. Puzzle nie był z ich paczki, dlatego Woe od razu traktowała go jak wszystkich spoza paczki, czyli kogoś z zewnątrz. Ponadto handlarz zaczął rozszerzać działalność i “wypływać na głębokie wody handlu międzynarodowego” jak to mówił, bo coś sporo osób do niego ostatnio przyjeżdżało, a i on całkiem często gdzieś wyjeżdżał. Przy czym był chorobliwie tajemniczy, albo starał się na takiego zgrywać. Woe nie wydawała się tym jakoś specjalnie zainteresowana ani przejęta, lecz chyba nie miała o nim zbyt dobrego mniemania. Nie podpadł jej jednak niczym, skoro mówiła o nim dość obojętnym tonem. I tak ostatnio był w Pendelton i widziała go nawet dzisiaj i całkiem często przychodził także tutaj. Suchar był dość żartopodobny bo w końcu poza lokalem Woe za dużo innych rozrywkowych konkurencji raczej nie miała.

Co jeszcze? No rzeka. Rzeka miała bardzo wysoki poziom, dawno takiego nie było. Całą wiosnę lało. Jak nie tutaj to w górze rzeki, do tego roztopy wiosenne. Sporo terenów było podtopionych, gdzieniegdzie szalała regularna powódź. Ale i tak wszyscy obawiali się fali. W górze rzeki znajdowała się tama, lecz uszkodzona. Pewnie od wojny jak jeszcze było czym rozwalać takie kolosy. Tama była taką stałą bombą zegarową okolicy ale obecnie z tym wysokim stanem wód tej wiosny Woe wydawała się brać sprawę bardzo poważnie. Ostatecznie chyba jak u wszystkich zwyciężyło nastawienie, że “jakoś to będzie”.

Mimo, że obie kobiety z byłej detroickiej paczki, miały okazję się nagadać, to jednak w końcu właścicielkę wezwały obowiązki. Upewniwszy się, że jej gość honorowy ma wszystko co tylko możliwe by czuć się wygodnie i komfortowo, musiała się pożegnać by “zrobić biznesa”. Ale obiecała jeszcze przyjść pod wieczór, choć późno.

Po odejściu właścicielki Vex miała u obsługi taką rekomendację i przyjazny odbiór, że ciężko było porównać. Swoje pewnie zrobiła swoboda i swada z jaką obie opowiadały i rozmawiały o dawnych i obecnych czasach co się w naturalny sposób słuchało jak barwnej opowieści i niesamowitych przygodach jakichś bohaterów. A może swoje robiło i nie dające się przegapić kalectwo Woe, która wydawała się być kompletnie kimś innym, niż dziewczyna na motocyklu z tych opowieści, zwłaszcza jak ktoś jej wtedy nie znał. Teraz widać było starszą, panią i i bizneswoman o doczepionej protezie, kumpeli lokalnego mechanika o którym też pewnie było wiadomo, że trzymali się kiedyś i teraz razem należąc do jakiejś bandy czy paczki.


Sama Vex została zaskoczona wybuchem drzwi i wtargnięcie całej awanturującej się trójki do sali głównej chyba tak samo jak i reszta gości. W przeciwieństwie jednak pewnie do większości z nich rozpoznała nagiego mężczyznę uczestniczącego w scysji. To był Puzzle! Tych dwóch kobiet jednak nie znała kompletnie. O tej gołej jak była goła nie dało się zgadnąć kim jest. Ta ubrana zaś wyglądała jakby właśnie wróciła skądeś, po nielekkim dniu na zewnątrz, choć nie była zapylona, więc prawie na pewno nie podróżowała ani motocyklem, ani żadnym innym odkrytym pojazdem. Za to na pewno była bardzo wściekła, tak bardzo jak tylko zdradzona kobieta wściekła być mogła.

Vex wyczuwała, że tamta działa pod wpływem impulsu i skrajnie silnych emocji, zdecydowanie negatywnych. Była wściekła i na Puzzle'a i na tą drugą, ale chyba głównie na Puzzle'a. Za to ta druga najwyraźniej miała się za tą lepszą, ale publicznie upokorzona też dążyła do zniszczenia oponentki. Tyle, że akurat ta druga była trochę bardziej zdecydowana i szybsza lub ta goła zwyczajnie przeceniła swoje siły, lub nie doceniła możliwości i wściekłości przeciwniczki. Dziewczyna z Det była prawie pewna, że Puzzle'owi było na rękę, że gniew tych dwóch skierował się na siebie nawzajem i on pozostał w cieniu. Tak samo jak była pewna, że najbardziej zaczęło mu zależeć na samochodzie lub czymś co w nim jest. Obydwie kobiety mówiły też do gołego obecnie handlarza jakby łączył ich z nim jakiś interes i to nie tylko ten jaki obecnie ten próbował żałośnie zasłonić swoją czapką. Teraz jednak przynajmniej ta ubrana wydawała się być zdecydowana zakończyć z nim i współpracę i znajomość.






Wysoki przybysz osłonięty długim płaszczem nie przebył zbyt dalekiej drogi. W końcu od przystani przy rzece do jedynej sensownej tawerny przy tej rzece w tej osadzie nie było tak daleko. Właściwie w dzień to dało się z niej zobaczyć budynek tawerny, a z okien tawerny widać było przystań i rzekę. Dzień, rejs i służba na “Adelaide” zbliżały się ku końcowi.

Wysoki mężczyzna pokonując wieczorny mrok był zdecydowany “zeszczurzyć się”, jak to nazywał jego niedawny szef, który przestał nim być kilka chwil temu. Zostawił za sobą jego, kapitana Szczękościska i jego łajbę “Adelade”. Kuter rzeczny ledwo zipał. Pływanie po Pasie Śmierci, jak często nazywano Mississippi, mu nie służyło. Żadnej jednostce ani załodze właściwie nie służyło. Ale jakoś pływały i łajby i obsadzające je załogi. Rononn też dotąd pływał. Ale na tą chwilę miał dość i próbował znaleźć sobie coś lepszego.

Rzeki były kapryśne i kłopotliwe tej wiosny. Deszcze musiały być obfite na północy albo zimą tyle śniegu napadało, że miało się co topić i topiło się bez końca zasilając wody płynące na południe. Nawet kpt. Chuck był trochę jakby zaskoczony gdyż wiele szlaków i rejonów stało się otwartych i spławnych które jak twierdził od lat nie były do przepłynięcia. To otwierało nowe możliwości dla “Adelaide” i innych jednostek. Ale też i pojawiły się nowe trudności związane silniejszym niż zwykle prądem rzecznym. Nawet tutaj, w Pendelton, pierwszej mieścinie na Arkansas o której można było już mówić, że leży na pograniczu Pasa Śmierci a nie wewnątrz woda była tak wysoka jakiej Rononn jeszcze tu nie widział. Północny brzeg, i tak dość podmokły i pół-bagnisty w zależności od odległości od rzeki zmienił się w małe przyrzeczne jeziorko albo pełnoprawne bagno. Choć tu musiał zdać się na opinię Szczękościska bo sam przez burtę widział tylko zalane krzaki i drzewa z tych które sąsiadowały z północnym brzegiem.

Znał Pendelton na tyle by wiedzieć gdzie się kierować. Do lokalu Woe. Przynajmniej zaś ona była właścicielką gdy był tu ostatnio. Jakby nie było z prawami własności im bliżej podchodził tym dokładniej widział, że lokal nadal spełnia te funkcje jakie pełnił ostatnio co zapowiadało, że powinno tam się znaleźć jakiś kąt do spania, coś dobrego do napełnienia żołądka a i do zwilżenia gardła. Wewnątrz przez okna widział już sylwetki gości.

Gdy podchodził już pod drzwi wejściowe ze środka jak burza wypadła jakaś kobieta. Wypadła bo nie wyszła kompletnie nie przejmując się takimi detalami jak zamykanie drzwi. Właściwie to chyba była wściekła sądząc po tym jak zamaszyście szła i jak trzasnęły o ścianę trzaśnięte przez nią drzwi. Rononn obserwował jak tamta kieruje się ku błękitnemu chyba kombiakowi. W wieczornej szarówce kolory już się trochę rozmywały. W każdym razie pojazd musiał być jakiś jasny.

Przeszedł przez drzwi i mało kto zwrócił na niego uwagę. Część osób zerkała za okna jakby było zainteresowana tą kobietą co dopiero minęła Rononna. Sądząc z odgłosów z zewnątrz właśnie odpalała pojazd. Część zerknęła na niego samego. Ale sporo wlepiało wzrok i śmiechy na jakąś kotłowaninę na podłodze w głębi sali. Prawie od razu dotarły do niego dwa detale. Pierwsze to, że kotłowali się mężczyzna i kobieta co takim całkiem standardem w końcu nie było. A już na pewno nie to, że kotłowali się chyba kompletnie nadzy. Mężczyzna próbował się chyba wycofać spoza zasięgu kopiących nóg kobiety. Ale wstawanie szło mu tak samo sprawnie jak jej kopanie.

- Przestań mnie kopać do cholery! Trzeba ją złapać! Puszczaj! - krzyknął wyraźnie zdenerwowany nagus z równie silnym stężeniem frustracji w głosie. Ich zmagania obserwowała zdecydowana większość gości na sali i najwyraźniej byli obecnie główną atrakcją lokalu. Ludzie chichrali się uciesznie widząc nieszczęście i kłopoty bliźniego. Do tego w strojach Adama i Ewy. Było z czego nacieszyć oko. Rononn dostrzegł, że zmagający się z kobietą mężczyzna ma przepaskę na jednym oku.

- Jesteś beznadziejny! Czemu nic nie zrobiłeś!? Widzisz co mi zrobiła z twarzą?! - w głosie kobiety brzmiała taka sama frustracja i złość jak w głosie mężczyzny. Ale Ronanna zelektryzowało co innego. Znał ten głos! Czyżby to była ona?! Czy tylko jakaś laska z podobnym głosem?!

- Puszczaj mówię! - wrzasnął facet z opaską i w końcu też trzymając się rantu najbliższego stołu dla równowagi kopnął też kobietę w brzuch tak, że ją na moment przewaliło na wznak. Dzięki temu on miał wreszcie okazję wstać na nogi. A Rononn miał wreszcie okazję zobaczyć choć na chwilę nieruchomą twarz kobiety. Tak. To była ona. Jego siostra! Nie miał pojęcia co ona tu robi ale to była ona! Twarz miała wyraźnie zalaną krwią choć nie widział by ten facet ją zdzielił teraz odkąd marynarz tu wszedł, więc musiała jakoś oberwać wcześniej. Facet z opaską gdy podniósł się do pionu zaczął biec kompletnie nagi przez salę ku drzwiom wyjściowym a więc i ku exmarynarzowi. Ten był o wiele wyższy od niego choć co do masy to już mogli obydwaj mieć całkiem podobną. Z parkingu doszedł ich odgłos odjeżdżającego samochodu.

- Niee! Wracaj złodziejska szmato! - zawył wściekle golas dodatkowo pewnie widząc już oddalający się pojazd.





Angina siedziała przy stole. Nie sama tylko Maczetą. We dwójkę stanowili jakby swoje przeciwieństwo. Ona blada a on opalony, ona drobna a on postawny, ona z włosami i oczami jak węgiel on blondas o błękitnych oczach. Razem też uzupełniali się w tworzeniu rezerwy wokół siebie. Jego mięśnie i mrukliwa osobowość współgrała świetnie z jej czernią bezdennego spojrzenia. Działało na tyle dobrze, że właściwie do ich stolika podchodziły co najwyżej kolejne kelnerki.


Przyjechali już dobre parę godzin temu ale jak chyba rzadko kto z zebranych tu ludzi nie czekali na prom ani nie mieli na nim żadnego interesu. Choć jednak jak pewnie i co niektórzy z zebranych tu ludzi czekali na kogoś kto przypłynie tym promem. Jak często się zdarzało w takich ustawkach nie do końca wiedzieli na kogo dokładnie ale wiedzieli jakie powinien mieć barwy. Na razie nikogo takiego nie dostrzegli. Ale termin był na albo dziś albo jutro. A różne “nieprzewidziane okoliczności” i tak potrafiły modyfikować po swojemu takie terminy. Jednym słowem skoro tamtych jeszcze nie było nie mieli się z czym ani gdzie spieszyć. Tamtych czyli Synów Kaina. Hunter co prawda jak to przyznał uważał tą nazwę za pretensjonalną a gang z północy za może trochę ulepszonych wsioków z prowincji. Angina miała wrażenie, że może i nie zawracałby sobie nimi głowy ale jednak było pewne ale. Prochy. Zaskakująco dobre i zaskakująco tanie. Ale z syfem na tyle poważnym by trzeba było się z nim liczyć co było kolejnym ale. I z tym właśnie ale Hunter postanowił coś zrobić.

Szef “dowiedział się”, że z tym ale sprawa śmierdzi choć jeszcze nie mógł wywęszyć w którym miejscu dokładnie. Czy ktoś próbuję kręcić na boku jego kosztem syfiąc towar czy to ci cali Synowie robią od początku wałek. Tym razem więc wysłał więc swoją trójkę zaufanych ludzi by osobiście sprawdzili towar u samego źródełka. Tym właśnie miała się zająć Angina na której zdaniu i fachowości Hunter polegał w tej ocenie. Maczeta był od zapewniania bezpieczeństwa i ich główną siłą uderzeniową z czego sprawdzał się wyśmienicie. Trzeci z ich trio czyli chwilowo nieobecny przy ich stoliku Petarda był szeroko pojętym cwaniakiem o całym spektrum uniwersalnych umiejętności od pogody ducha zaczynając po “organizowanie transportu w razie potrzeby” kończąc. Petarda siedział parę stolików dalej gdzie znalazł towarzystwo do pokera i młócił z nimi zawzięcie. Poza tym Petarda jako jedyny z ich trójki widział wcześniej człowieka z tych Synów z jakimi się mieli spotkać no i w ogóle ich widział.


Samo trzaśnięcie drzwiami i cała scenka z trójką, wrzeszczących i okładających się nawzajem ludzi przykuwała uwagę w naturalny sposób także Anginy i Maczety. Długowłosy blondas zwłaszcza obydwiema kobietami uczestniczącymi w tej scysji wydawał się wręcz zafascynowany. Gdy obydwie kicie wzięły się za łby podobnie jak większość gości na sali zaczął kibicować, drzeć się i zachęcać obydwie zawodniczki do rozkręcenia imprezy. Był więc chyba skrajnie rozczarowany, że te kompletnie się nie posłuchały głosów z widowni i impreza się skończyła tak szybko jak się zaczęła.

- Hej! No co jest? To koniec? Juużż?! Ale będzie jakaś dogrywka co? - Angina nie do końca była pewna czy mówi do niej czy tak na głos wyrzuca swoją frustrację takim niefortunnym rozwojem sytuacji. Zaczepił swoje skarżące się niemo spojrzenie o czarną parę węgielków Anginy, by nie umknęło jej uwagi jak bardzo jest rozczarowany i skrzywdzony.

- Nawet zakładu nie zdążyłem zrobić. - poskarżył się już na pewno wprost do czarnowłosej sąsiadki. Coś wyglądało, że ta ubrana wypadła na zewnątrz i jakoś nie zapowiadało się by miała zamiar wracać na drugą turę po takim pożegnaniu.


- O kurwa! To ona! - zanim dziewczyna z Południa zdążyła coś odpowiedzieć doszedł ich alarmujący okrzyk Petardy. Zerwał się ze swojego stolika i błyskawicznie podbiegł do stolika zajmowanego przez pozostałą dwójkę. Wskazywał na znikającą właśnie za oknem ubraną uczestniczkę właśnie zakończonej awantury.

- Jaka “ona”? - Maczeta spojrzał znowu z kumpla na obcą kobietę ale widać już było tylko pustą ramę okna. No i do drzwi od ulicy pochodził jakiś wysoki facet.

- No ona! Ta od Synów! Właśnie na nich czekamy! - w głosie wygadanego brodacza pojawiło się zniecierpliwienie i ponaglenie wsparte gestem ręki.

- A nie mieliśmy spotkać się z jakimś Synem? Ona coś mi na Córkę wygląda. Mam nadzieję, że nie tylko wygląda. - Maczeta dał się na tyle przekonać do pośpiechu, że wstał ale w ruchach i głosie nie dało się w ogóle zauważyć pośpiechu. Jeszcze.

- Tak ale to jego dupa! Pewnie wie gdzie on jest! - na tą rewelację blond brwi Maczety w zdziwieniu skoczyły do góry a głowa obróciła się w stronę pary golasów kotłujących się na podłodze gdzie facet z opaską na oku zdołał jakoś powstać na nogi i jakoś ruszyć w stronę drzwi. Za to ten wysoki wpakował się do środka a z zewnątrz dało się słyszeć dźwięk uruchamianego i odjeżdżającego silnika. Obydwaj kumple spojrzeli na kumpelę. Na ich trójkę to się rozdzielać tak było ni w pięć ni w dziewięć bo zawsze zostawał ktoś sam.




____________________________________

*Pas Śmierci - jedna z nazw rzeki i okolic Mississippi ze względu na ich toksyczność i zatrucie, wieczne trujące mgły i chmury, wycieki szlamu i bezustanne podtruwane z północy przez Molocha. (Podręcznik Podstawowy str. 315)
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 14-04-2017 o 06:55. Powód: przypisy
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172