10-10-2013, 00:40 | #1 |
Reputacja: 1 | [Autorski] Zuchwali KUPIECKIE KŁOPOTY MIĘDZYRZECZE Jesień 874 PE / 987 RC Errden, Ellyria * * * Czasy, kiedy nad Errden powiewał czarny niedźwiedź Soennyru, minęły bezpowrotnie. Teraz, nad zamkiem i na publicznych budynkach dumnie łopotał sztandar ellyriański - biały wilk na niebieskim tle. Obok niego natomiast dostrzec można było jaskółkę w czerwonym polu; Eulass Sturgitis, Margrabia Międzyrzecza, nie zapominał bowiem o swoim rodzinnym symbolu, jakkolwiek blado by nie wypadał w porównaniu z drapieżnikami czy mitycznymi bestiami. Ale w sumie nie herb świadczy o człowieku. Dziadek Eulassa, Oryg, podczas ostatniej wojny o Międzyrzecze wykazał się męstwem i odwagą, ratując życie Króla, tym samym przechylając szalę zwycięstwa na ellyriańską stronę. Sturgitisowie posiadali skromy zamek na wschodnim wybrzeżu, ale kiedy Jego Wysokość mianował swego wybawcę na zarządcę nowo-zdobytych ziem - został zlicytowany i opchnięty po zawyżonej cenie. Pierwszy Margrabia Międzyrzecza nie cieszył się władzą długo, ginąc w podejrzanych okolicznościach rok po wojnie. Jego syn, a ojciec Eulassa, Roskand objął władzę, a śmiercią Oryga obarczono bojowników o niepodległość Soennyru. Szlachta została pozbawiona swoich włości, kopalnie i inne interesy - skonfiskowane. Kiesa Marchii znacznie na tym zyskała i nic dziwnego, że prawdziwych powodów śmierci Margrabiego nikt nie dociekał. Roskand zmarł śmiercią naturalną, śniąc o bogowie wiedzą czym i od tamtego czasu Eulass rządzi ellyriańską częścią Międzyrzecza. Lepsze czasy na rządy chyba nie mogły mu się trafić. Kopalnie przynoszą zyski, spichlerze nie świecą pustkami, a Errden urasta do rangi ważnego ośrodka handlowego. Gdyby nie bandyci i patrioci, prowadzący partyzantkę z licznych lasów, byłoby sielsko. Ale nie było. Było wesoło. * * * W Errden było zimno. Co prawda ciemne, ciężkie chmury, które wisiały na niebie przez parę ostatnich dni, zostały przepędzone przez słońce i światło, ale ciepło im towarzyszące poległo przed zimnym powietrzem z Gór Szarych. Nie zrażało to jednak podróżnych, którzy wlewali się do miasta z każdego niemal kierunku. Czasami byli to zwykli turyści, pragnący zobaczyć nowe miejsce. Czasami wagabundzi i wędrowcy, wiecznie w ruchu. Czasami dostawy z okolicznych wiosek i kopalni. Czasami karawany kupieckie. Czasami... Czasami były to osoby, które przybywały do miasta w interesach. Przybyłe na czyjeś wezwanie, wynajęte do ukrócenia niekorzystnej działalności. * * * Po rezydencji Edvina nie szłoby powiedzieć, że kupiec jest jednym z najbogatszych ludzi na Międzyrzeczu. Może była to kwestia gustu, może charakteru - marmurowy budynek był skromny, przynajmniej jeśli idzie o dekorację wnętrz. Rozmiarowo bowiem, był całkiem spory. Trzy piętra z parterem i piwnicą. Kilkanaście sypialni gościnnych, jadalnia, kuchnia, mała sala balowa i gabinet. Do tego dziedziniec, przybudówka w której były kwatery służących, ogród, stajnie i mur. Edvinowi goście mieli się gdzie przechadzać. Ale na przechadzki już nie było czasu. Zebrani w jednym z pokoi na piętrze, którego centrum zajmował wielki stół, mogli jedynie zerkać po sobie i czekać na gospodarza. Zerkali nieśmiało, w myślach notując sobie pierwsze wrażenia. Jeden miał bliznę na policzku i włosy jak krucze skrzydło. Drugi był młody, o profilu godnym monet. Trzeci wyróżniał się najbardziej; niby Narsain, ale nie do końca. Byli też inni. Pannica o złotych lokach i niebieskich oczętach, z nożami przy zgrabnych biodrach. Jej towarzysz, starszy od niej, z mieczem przy pasie i siwizną w kasztanowych włosach. Młody cyrulik, czy inny alchemik, z pasem pełnym fiolek i piórami wplecionymi we włosy. Już któreś z nich otwierało usta, już któreś chciało przyjaźnie zagaić, ale nie zdążyło. Drzwi otworzyły i do pokoju wkroczył nie tyle gospodarz, co jego wysłannik. Sigurd, blady jak pergaminy w jego dłoniach, stresował się najwyraźniej pod ostrzałem sześciu spojrzeń. Poprawił nerwowo znoszoną tunikę, podrapał się po nosie i odchrząknął. - Panowie, pani. - Skryba skłonił się i gestem zaprosił ich do stołu, samemu zajmując jedno z krzeseł. - Mój pracodawca, mości pan Edvin, pragnie podziękować wam za przybycie i chęć wysłuchania jego oferty. Sigurd sięgnął po jeden ze zwojów i rozwinął go przed ich oczami. Mapa był całkiem dobrej roboty, warta niemałą fortunę, ale z kartografią byli na bakier i dla nich była chuja warta. Jakieś kreski, bazgroły, wymyślone linie. Gdyby nie sigurdowe wyjaśnienia, nie wiedzieliby nic. - W przeciągu ostatnich dwóch miesięcy, konwoje mości Edvina, podróżujące do Easeyr, zostały zaatakowane. Wszystkie cztery, wiozące cenny ładunek i wszystkie cztery na Pograniczu. Tu, tu, tu i tu. - Wskazał palcem odpowiednie miejsca na mapie. - Podejrzewamy zwykłych bandytów lub soennyrski ruch oporu, którego działalność mogła przenieść się z zachodu. Wszystkie ataki miały miejsce w nocy, w terenach zalesionych, wobec czego podejrzewamy o napaść jakąś małą grupę, wykorzystującą element zaskoczenia. Sigurd wyprostował się i rozejrzał po grupie. - Zlecenie jest proste. - Oznajmił. - Znaleźć winowajców i ukrócić o głowy. Mości pana Edvina nie interesują jeńcy. Interesują go natomiast wyniki i bezpieczeństwo następnego transportu. Jeśli będziecie w stanie to zapewnić, mości Edvin odpłaci się za tą przysługę. Hojnie i z nawiązką. Pytania?
__________________ "Information age is the modern joke." Ostatnio edytowane przez Aro : 29-10-2013 o 01:26. |