Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-10-2017, 19:56   #1
 
Mimi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputacjęMimi ma wspaniałą reputację
[Wiedźmin/Storytelling] Z czystym sumieniem [18+]

Byli wyrzutkami. Byli dziwną zbieraniną stworzoną przez nieszczęście i pogardę. Nieszczęście i pogarda połączyły ich i wyrzuciły na jeden brzeg, tak jak wezbrana rzeka wyrzuca i osadza na plażach dryfujące, czarne, wygładzone o kamienie kawałki drewna.
Andrzej Sapkowski


8 lat temu
Rinde


Na moście łączącym oba brzegi Pontaru rozległ się leniwy stuk podkutych kopyt. Jeździec zbliżał się do miasteczka od strony południowej bramy. Rinde zdawało się być uśpione panującym od kilku dni upałem. Minął strażnicę. Żołnierz pełniący wartę zdjął z siebie kolczugę i siedział na krześle w rozpiętym kubraku.

Harken odetchnął, wjechawszy w cień rzucany przez wznoszące się dokoła niego budynki. Zatrzymał się przed pierwszą napotkaną karczmą. Mógł myśleć tylko o kegach pełnych chłodnego piwa, leżakującego w piwniczce pod jego stopami.


Harken

Zapadł zmrok. Nagrzane kamienie budujące miasto z ulgą oddawały chłodnej nocy zgromadzone w ciągu dnia ciepło. Harken narzucił na głowę kaptur swojego czarnego płaszcza, przykrywając brązowe włosy spięte w kucyk. Wędrował do północnej części Rinde, tej bogatszej, gdzie na uboczu miasta stała willa, do której zmierzał.
Mężczyzna obszedł budynek dokoła, rozglądnął się, po czym wskoczył do pokoju przez uchylone okno. Nie spiesząc się, ściągnął płaszcz i zlustrował pomieszczenie oświetlone słabym blaskiem księżyca. Odwiesił płaszcz na oparcie krzesła.

Domostwo spało. Bezszelestnie wszedł po gładko oszlifowanych schodach prowadzących na piętro.
Hrabia Roddgard od tygodni nie opuszczał miasta, być może domyślał się, co czyha na niego poza jego murami. Ingward zaczynał się niecierpliwić, Roddgard musiał zniknąć. Kazał Harkenowi zająć się tym dzisiejszej nocy.
Harken zajrzał do pierwszego pokoju przez szparę w uchylonych drzwiach i zobaczył przykryty satynową pościelą brzuch starego hrabii, unoszony regularnym, sennym oddechem.
Ostrożnie popchnął drzwi, wszedł do sypialni, w dłoni obracając sztylet. Postąpił parę kroków naprzód, w myślach łapał już resztki włosów Roddgarda, odchylał mu głowę i podrzynał gardło.
Postać, do tej pory stojąca nieruchomo za drzwiami, uniosła drewniany kij i zamachnęła się. Harken usłyszał za sobą nagły ruch powietrza, odwrócił się, unosząc ramię, było jednak już za późno. Przed jego oczami zapanowała ciemność. Bezwiednie osunął się na podłogę. Ostatnie, co poczuł, to zapach zwierzęcej skóry, na którą upadł.


Wóz podskakiwał na wybojach, ukształtowanych przez wyschnięte niedawno błoto. Harken uniósł głowę i otworzył oczy, natychmiast jednak je zamknął, z jęknięciem bólu. Miał związane ręce, słońce świeciło niemożliwie. Zmrużył oczy i rozglądnął się. Pryszczaty strażnik w łuskowej zbroi bez słowa podsunął mu pod usta bukłak z wodą. Harken pił łapczywie, woda spływała mu po brodzie i moczyła koszulę. Zauważył zaschniętą krew. Nie pamiętał... Chciał zapytać strażnika, ten jednak uprzedził go, wyciągając z torby pergamin. Rozłożył go przed oczami pojmanego.

Harken,
Jedyne, co udało mi się do tej pory ustalić to fakt, że zostałeś zdradzony. Z bólem serca informuję, że osobą za to odpowiedzialną była Filianore. Zleciłem już odszukanie jej. Nie należę do ludzi, którzy lubują się w naganie, ostrzegałem Cię jednak, jak może się skończyć Twój romans. Żałuję, że nie posłuchałeś. Działamy w zbyt delikatnej sferze...

Harken wściekle wciągnął powietrze przez nos i zacisnął zęby. Nie wierzył. Nie chciał wierzyć.
Czytał dalej.

... aby się spoufalać i pozwalać sobie na niedociągnięcia.
Nie mam wpływu na dalszy przebieg Twojego aresztowania. Zrobię jednak wszystko, żeby wyciągnąć Cię z lochów Cidaris, gdy sprawa ucichnie i wszyscy o Tobie zapomną. Ale nie ja, Harken. Nie ja.

I.

Obecnie

Piąty dzień Velen, wieczór


Olgierd i Benedict
Trakt kupiecki na południe od Vildheim


Skromna karawana wolno przetaczała się przez ciemniejący las. Na samym przodzie, na siwej klaczy jechał młody wojak w błyszczącym półzbrojku. Z ręką opartą na głowicy przyczepionego do pasa miecza, rozglądał się, wypatrując możliwych zasadzek zastawionych przez raubritterów. Jak dotąd jednak, podróż przebiegała bez większych problemów. Byli już za Gors Velen, przed nimi była ostatnia prosta do Novigradu.

Za konnym toczyły się dwie kupieckie furmanki. Jedna załadowana była po brzegi towarami wiezionymi aż z Cidaris, druga przygotowana była do ładunku anatłków wina z Vildheim. Drewniane koła mlaskały w błocie.
Za wozami szedł brodaty, wysoki mężczyzna. Spojrzenie jego niebieskich oczu wbite było w kręcące się koła powozu przed nim.

Obok mężczyzny, na dorodnej kobyłce, siedziała młoda kobieta o nieprzeciętnej urodzie. Patrząc na korony drzew nad nimi, próbowała dosłyszeć rozmowę odbywającą się w szlacheckiej landarze w tyle karawany. Nie mogła rozróżnić poszczególnych słów, słyszała jedynie przyciągający ton opowieści mężczyzny, przerywanej głośnym chichotem młódki. Kobieta ściągnęła wodze i zwolniła konia. Chciała usłyszeć. Mężczyzna kroczący obok rzucił jej pytające spojrzenie, nie odezwał się jednak. Jego myśli skupione były na nadciągającej pełni księżyca.

- ... skóra panienki dłoni, jak najszlachetniejszy jedwab... o przeszłości, jak i przyszłości. Chociaż nie widzę tej urodziwej twarzy... panienki duszę, szczególnie ta linia... – głos mężczyzny był ciepły i przyjemny dla ucha. Bazując na podsłyszanych strzępkach rozmowy, kobieta zmiarkowała, że starzec czyta z dłoni młodej szlachciance.

- Irys.
Kobieta spojrzała się w dół i na widok strapionej twarzy, pochyliła się w siodle i pocałowała czubek głowy mężczyzny.
- Nie martw się, przygotuję dla Ciebie zioła, Olgierd. Czekam tylko postoju na nocleg, potrzebuję ognia do naparu. Wszystko mamy pod kontrolą, pamiętasz? – uspokoiła go łagodnym głosem.

Karawana zatrzymała się niedługo potem. Na polanie rozpalono ognisko, dym wzniósł się do nocnego jesiennego nieba. Irys szczelniej opatuliła się zielonym płaszczem i nabrała wrzątku z bulgocącego kociołka. Olgierd rozkładał mały namiot. Kobieta usiadła przy ognisku, wyjęła z torby lniany mieszek i wsypała jego zawartość do wody parującej z kubka.




- Nie chciałbyś posłuchać, co ma do powiedzenia o nas ten gawędziarz? – zapytała, wręczając kubek siedzącemu obok Olgierdowi. Skinął w podzięce i spojrzał w jej wielkie kasztanowe oczy. Uśmiechnęła się i wróciła do obserwacji starszego mężczyzny, który właśnie wyszedł z powozu. Zgarbiony, sprawdzał drogę przed sobą drewnianym kosturem.
Irys zdziwiła się jak bardzo jego głos nie pasował do zubożałego wyglądu. Dopiero gdy usiadł przy ognisku nieopodal, w blasku płomieni, mogła przyjrzeć mu się lepiej. Starzec o aparycji żebraka zwrócił twarz ku dwójce podróżnych, zupełnie jakby z daleka usłyszał pytanie Irys. A była to twarz szlachetna, nosząca znamiona wielu historii, na których wysłuchanie nie wystarczyłoby nocy .

Senną ciszę panującą przy ognisku przerwał młody wojak, dokładając gałęzie do paleniska.
- Jutro z rana, drodzy współpodróżnicy, dotrzemy do Vildheim. Polecam skosztować tamtejszego wina.


Moira
Okolice Vildheim


Młoda czarodziejka spojrzała na horyzont i jeszcze raz oszacowała odległość dzielącą ją od błyskających w dali świateł Vildheim. Przez ostatnie tygodnie zdążyła zmęczyć się ludźmi i ich prośbami, zdecydowanie za dużo pracowała.
Miarka się przebrała, gdy żona młynarza przyszła do niej pod osłoną nocy i poprosiła o rzucenie uroku na przyrodzenie jej męża. Żeby pomyślał, że nabawił się rzeżączki, hulając na boku i zaczął wracać do domu na noc. Bo jej na sienniku smutno i zimno samej. Zdenerwowana Moira wykrzyczała, że jest szanowaną czarodziejką, a nie starą wiedźmą, a jak ten głupi dziad faktycznie hula, to w końcu sam się nabawi choróbstwa, jej cenny czas nie jest do niczego potrzebny.

Opuściła wynajmowany pokój i udała się na obrzeża miasteczka. Potrzebowała odpoczynku. Przymknęła oczy i wyobraziła sobie siebie kroczącą boso na brzegu rozwścieczonego morza. Ruda grzywa szarpana morskim wiatrem, krzyk mew... Owoce morza, najprawdziwsze, nie wyczarowane iluzją. Tak. Moirze marzyły się wakacje.

Czarodziejka poprawiła pozłacane zapięcia swojego szkarłatnego płaszcza i przygotowała się do otwarcia portalu. Spokojnym głosem wypowiedziała formułę, wykonała skomplikowany gest obiema dłońmi, na koniec wykreśliła w powietrzu okrąg. Na pobielanej ścianie domostwa pojawił się świetlisty punkcik, który zaczął rozrastać się do rozmiaru drzwi. Moira wyciągnęła drobną dłoń w stronę fosforyzującej mleczności. Ręka przeszła na wylot, poczuła nagłe ukłucie zimna. Wiedziała, czego się spodziewać po zaklęciu teleportacji, Antonietta włożyła wiele pracy, aby przyzwyczaić ją do tego rodzaju podróży. Czarodziejka wzięła głęboki oddech i wkroczyła w świetlisty krąg.
Wydarzeń, które nastąpiły w kolejnych sekundach nie przewidziała.


Mężczyzna wydał z siebie cichy pomruk i złapał oburącz głowę pokrytą czarnymi włosami, która właśnie wynurzyła się spod wody.
- Jestem pewien, że możesz wytrzymać tam dłużej, Syrenko. Twoje imię powinno zobowiązywać.
Pozwolił kobiecie nabrać powietrza i wepchnął ją na powrót pod wodę. Rozparł się wygodnie w drewnianej bali i odchylił głowę w tył, wydając kolejny pomruk przyjemności.


Nagły trzask przeszył pokój zamtuza, a ze światłości, nowopowstałej na suficie tuż nad mężczyzną, spadła postać. Z chlupotem wylądowała w gorącej wodzie, nakrywając się płaszczem. Tuż spod niej, jak oparzona wyskoczyła czarnowłosa dziewka i z krzykiem wybiegła z pokoju.

Postać szamotała się przez chwilę, w końcu mężczyzna zlitował się i wyłowił kobietę za ramiona. Odgarnął rude włosy z jej twarzy. Moira ujrzała przed sobą przystojnego aż do bólu mężczyznę. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, ani co się dzieje.
- Pchanie się do mojego łóżka drzwiami i oknami nie wystarcza? Trzeba jeszcze magiczne portale z sufitu? – zapytał łagodnym głosem, wpatrując się w urodziwe oblicze Moiry. Jego uwagę przykuło niecodzienne ubrawienie jej tęczówek. Przenosił wzrok z jednego oka na drugie.
- Fredrik Elkhorne, na usługach miłości, piękna i sztuki – skłonił głowę, mocząc końcówki blond włosów w wodzie. Milczenie wstrząśniętej Moiry wydawało mu się nie przeszkadzać.

- Nie chcę brzmieć niegrzecznie, czcigodna czarodziejko, ale muszę przyznać... Spierdoliła mi przez panią opłacona na całą noc dziewka. Jak to załatawimy?
Rozwarł usta z rozbrajającym uśmiechu i przejechał czubkiem języka po górnym rzędzie zębów, nie przestając wyczekująco obserwować czarodziejki.



Edan i Hamdir
Wody u wybrzeży Vildheim


Edan tonął. No może nie do końca tonął. Szczękając zębami, kurczowo trzymał się deski. Jednej z wielu desek, które jeszcze przed chwilą składały się na jego łódź. Na desce umiejscowił skórzaną torbę, swój jedyny dobytek, starając się uchronić jej zawartość przed zamoczeniem. Energicznie machał nogami, płynąwszy w stronę lądu. Szczęściem dla niego, Wielkie Morze tego poranka było spokojne; jakby wyczekująco przyglądało się walczącemu z nim młodemu mężczyźnie.
Mijały minuty, a Edan tracił siły. Nie należał do najwytrwalszych. Położył głowę na mokrej desce i przymknął oczy, oddychając głęboko.



- Hej! Człowiek za burtą! Dawać tutaj, wiosłować!
Kuter z czterema rybakami powoli podpłynął do unoszącego się na powierzchni wody mężczyzny.
- Na ogon kerguleny, Hamdir, żywy jest?
Pełen tężyzny blondwłosy mężczyzna stanął w rozkroku dla złapania równowagi, wychylił się za burtę i szturchnął nieprzytomnego rozbitka końcem wiosła. Głowa zsunęła mu się z deski, co skutkowało zanurzeniem jej w lodowatej wodzie i natychmiastowym wybudzeniem.
Edan wydawał się być w szoku, zarówno termicznym, jak i psychicznym. Bez słowa ujął wyciągniętą w jego stronę wielką dłoń brodatego rybaka i został wciągnięty na pokład.
- Torba... – wymamrotał przez zsiniałe wargi. – Torba, dobrzy ludzie...
Hamdir raz jeszcze wyciągnął wiosło i nadział na nie pas dryfującej torby.
- Ściągaj te mokre ciuchy, młody – rzucił kapitan kutra i podał Edanowi wełniany koc. - Wracamy na brzeg, chłopaki. Trzeba nam naszego rozbitka miodem rozgrzać!

Edan skulił się pod kocem i trzęsąc się cały, obserwował swoich wybawicieli. Skupił wzrok na mężczyźnie zwanym Hamdirem. Na zicher nie wyglądał mu rybaka. Bardziej na pirata z łupieżczych wypraw. Do jego długiej aż po pierś brody i mocarnych ramion lepiej pasowałby wielki topór, nie wędka i wiosło. Hamdir odwzajemnił badawcze spojrzenie, jak dotąd jednak nie odezwał się słowem. Odwrócił się i wpatrywał się w zbliżający się do nich brzeg Vildheim.
 

Ostatnio edytowane przez Mimi : 04-10-2017 o 13:08.
Mimi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172