Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2020, 16:27   #1
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
[Afterbomb Madness 2.5] Dajcie mi głowę Williama Vanhoose (18+)

Nevada, Amerykańska Rubież


RITA, TRUPOSZ

Pięść uzbrojona w naszpikowany kolcami kastet wylądowała na szczęce osadnika, trysnęła gęsta jucha, jedna z kobiet trzymanych na muszce wrzasnęła przerażona po czym mocniej wtuliła do piersi niemowlę szczelnie owinięte pieluchami. Widząc co zostało z przystojnej twarzy jej męża, leżącego teraz na rozgrzanym asfalcie załkała żałośnie.
Morderca nazywał się William Vanhoose. Podobnie jak bandyci, z którymi przybył do Nowej Nadziei, część jego twarzy zasłaniała czarna bandana z symbolem żuchwy, zębów i nozdrzy kościotrupa. Rozebrany do pasa, odziany w skórzane ćwiekowane spodnie i ciężkie buciory sprawiał wrażenie solidnego wojownika co symbolizować miały szramy i blizny na korpusie oraz wyraźnie zarysowane bicepsy. To co jeszcze wyróżniało Vanhoose’a to dziwna aparatura wyrastająca z pleców, trzema przewodami podłączona do potylicy, pokrytej metalową płytką. Tylko strzykawka mógłby się domyślić, że w ten sposób owiany złą sławą przywódca jednego z odłamów Syndykatu Czaszek aplikuje bezpośrednio do mózgu stymulanty.
- Zapytam jeszcze raz – głos Vanhoose’a był nieprzyjemny, zgrzytliwy, dudniący. Łupieżca powolnym krokiem przechadzał się między klęczącymi pod lufami karabinów ludźmi, ręce założył za plecy – Szukam informacji na temat kobiety na która wołają Rita i jej towarzysza imieniem Truposz. Widziano ich ostatnio w tej okolicy. Mają coś co do nich nie należy i bardzo chcę to odzyskać.
Rity i Truposza nie było wśród dwudziestu czterech, teraz już dwudziestu trzech osadników Nowej Nadziei klęczących na szosie z rękami uniesionymi w górze. Ukrywali się w jednym z baraków i przez wybite w blasze otwory obserwowali co dzieje się na ulicy. U ich stóp leżało dwóch martwych drabów, szeregowych żołnierzy Syndykatu. Wchodząc do budynku bandyci zupełnie się nie spodziewali, że ludzie, których mieli w środku nocy wywlec na zewnątrz stawią im opór. Zanim zdążyli zaalarmować kompanów, skończyli z poderżniętymi gardłami.
Gdyby nie burza piaskowa, która zatrzymała łowczynię skarbów i strzykawkę w zaprzyjaźnionej osadzie na dłużej, uniknęliby spotkania z Syndykatem i nie musieli patrzeć na koszmar, jaki rozgrywał się na ich oczach. Caroline jak i Caleba trudno było zaskoczyć. Razem czy osobno wychodzili z wielu opresji, lecz tym razem, wydawało się, że wpadli w nieliche tarapaty. Gdy w środku nocy, opancerzone pół-wraki, pół-samochody wjechały do malutkiej osady założonej przez Azylantów wśród piasków pustyni, spali twardym snem.
Nowa Nadzieja była kolonią blaszanych baraków zbudowanych po obu stronach jezdni przecinającej pustkowie. Na Amerykańskich Rubieżach spotkać można dziesiątki takich miejsc, lecz to tutaj doświadczeni przez życie wędrowcy znaleźli swój przyczółek. Tutejsi mieszkańcy traktowali ich jak swoich. Każdy jeden wiedział, że drobna, zadziorna żyleta i pokryty zmyślnymi tatuażami drab to Rita i Truposz, ale pytani o nich milczeli. Nie tylko dlatego, że zwyczajnie ich lubili. Wiedzieli, że kiedy przesłuchanie się skończy a oprawca dostanie czego chce, nie będą mu już do niczego potrzebni.
- Jak możemy znaleźć Ritę i Truposza? Dokąd zmierzają, kiedy byli tu ostatnio?
Vanhoose zatrzymał się przy świeżo upieczonej wdowie, tulącej do siebie dopiero co osierocone niemowlę.
- To był twój mężczyzna, mam rację? – łupieżca wskazał palcem na parujące zwłoki Azylanta. – Wystarczająco wiele przeszłaś tej nocy niewiasto. Masz dla kogo żyć.
Mówiąc to William Vanhoose wyciągnął urękawicznioną dłoń a potem palcem przejechał po maleńkiej główce śpiącego dziecka. Kobieta zakwiliła jeszcze głośniej, ciałem próbowała zasłonić maleństwo. Przywódca Syndykatu Czaszek powolnym ruchem ściągnął bandanę z twarzy. Wyglądał w niej przerażająco, lecz to co kryło się za materiałem było jeszcze gorsze. Ani Caroline ani Caleb patrząc na jego nieruchome, wyglądające jak ulepione z wosku usta nie mieli wątpliwości na jaką chorobę cierpi maruder i skąd się wzięła. Spiłowane na modłę rekina zęby idealnie nadawały się do spożywania mięsa.
- Małe dzieci smakują jak jagnięcina – stwierdził Vanhoose a gdy się uśmiechnął wydawało się, że naprawdę patrzą na żarłacza białego, zamieszkującego dawno temu ciepłe wody oceanów.
- Wystarczy! – stary Ross Damon, niegdyś przywódca podziemnego Azylu a dziś burmistrz Nowej Nadziei, próbował podnieść się z kolan, lecz jeden z bandziorów Vanhoose’a ciężko lufą karabinu docisnął go z powrotem do ziemi - Nie wiemy kim są ludzie, których szukacie! Nie znamy żadnej Rity ani Truposza. Bierzcie co chcecie, ale błagam, zostawcie nas w spokoju!
W zamieszaniu Caroline i Calebowi ciężko było określić liczbę napastników, lecz teraz w świetle reflektorów samochodów skierowanych na zakładników naliczyli dwunastu drabów. Pozostali czatowali na dachach opancerzonych pół-wraków ustawionych w poprzek drogi przy wjazdach do osady. Każdy jeden uzbrojony w karabin maszynowy. Dobrze zorganizowana banda, bez dwóch zdań.
Vanhoose podszedł do Rossa, w skórzane spodnie wytarł ociekający krwią kastet. Pochylił się nad staruszkiem i pociągnął nosem.
- Łżesz.
Uniósł palce, wskazujący i środkowy a potem rozległy się strzały, z luf błysnął ogień, huk rozniósł echem pośród wzgórz. Albinos imieniem Henry i skórzak, na którego przyjaciele wołali Oz padli rozszarpani serią z karabinów. Czcicielowi Apokalipsy widocznie było za mało, bo odbezpieczył pistolet i wycelował w niemowlę, które na dźwięk wystrzałów obudziło się z głośnym krzykiem. Palec już dociskał spust gdy do Williama podszedł jeden z pomagierów.
- Szefie, nigdzie nie widzę Uwe ani Littlejacka.
Vanhoose rozejrzał się uważnie dookoła, opuścił pistolet, zza paska spodni wyciągnął krótkofalówkę.
Rita i Truposz za plecami usłyszeli charakterystyczny trzask zakłóceń fal radiowych a potem przez głośnik krótkofalówki trzymanej w ręku przez jednego z martwych zakapiorów podpłynął głos przywódcy Syndykatu Czaszek.
- Littlejack, Uwe, zgłoście się.


COLTOWIE, JOHN RIDD

Leżeli na piaszczystej wydmie i mimo, że słońce zaszło kilka godzin temu to piasek wciąż parzył a parne, suche powietrze drażniło płuca i gardło. Ze szczytu wzgórza mieli doskonały widok na osadę. W ciemnościach pustyni, niewiele by zobaczyli, ale teraz szosę biegnącą wzdłuż blaszanych baraków oświetlały reflektory prowizorycznie opancerzonych terenówek. Widzieli ludzi klęczących na ulicy i uzbrojonych drabów celujących do nich z broni maszynowej. Na pustkowiu echo niosło się kilometrami, więc i bez mikrofonu kierunkowego słyszeli dudniący głos przywódcy Syndykatu Czaszek. Dzięki goglom termowizyjnym Bożydarowi udało się też wypatrzeć w mroku czterech wartowników. Dwóch stało na dachu auta blokującego wjazd od wschodu, dwóch pozostałych, z przeciwnej strony od zachodu. Nowa Nadzieja była jednym z tych miejsc, którym pomagali dostarczając cysterny z wodą, żywność i leki. Znali część mieszkańców, widok Maxa Dixa, któremu łupieżca kastetem rozwalił twarz a potem zaczął grozić jego żonie i dziecku na pewno bolał, chociaż trochę.
Docierając do Nowej Nadziei mieli jasno sprecyzowane zadanie. Okazało się jednak, że nie tylko Alternatywa dla Ameryki interesuje się Ritą i Truposzem. Kiedy pół godziny temu zbliżali się do granic miasteczka, zauważyli wyjeżdżający z bocznej drogi sznur pojazdów podążających w tym samym kierunku. Zgasili światła, zatrzymali auto, zabrali sprzęt a resztę drogi pokonali piechotą. Choć minęły już czasy radia i gazet a informacje wymieniano głównie pocztą pantoflową doskonale wiedzieli kim jest William Vanhoose. Poszukiwany listem gończym przez Antykryzysową Agencje Dozoru, jego podobizna wisiała na każdym spróchniałym słupie telefonicznym w byłym stanie Nevada. Martwy kosztował 1000 sztuk amunicji, żywy dziesięć razy więcej. Banda Vanhoose’a napadała na Azyle i osady takie jak Nowa Nadzieja, kradła paliwo, żarcie, wodę i sprzęt, młode żylety sprzedawała Kartelowi, białe niezmutowane dzieci Klanowi Orląt, zdrowych silnych drabów wywożono na targi niewolników. Dla Alternatywy dla Ameryki Vanhoose stanowił wyjątkowy problem. Osady, którym pomagali wolontariusze, w niedługim czasie zawsze padały ofiarą Syndykatu. Teraz, tej parnej nocy rodzeństwo Colt i John Ridd po raz pierwszy odkąd zdecydowali się pracować na rzecz odbudowy amerykańskiej społeczności spotkali owianego złą sławą anarchistę. Pytanie co z tym zrobią? I kto pierwszy znajdzie Ritę oraz Truposza?
 

Ostatnio edytowane przez Arthur Fleck : 23-07-2020 o 11:36.
Arthur Fleck jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172