10-11-2006, 11:35 | #1 |
Banned Reputacja: 1 | Zaklęta Miłość Zaklęta Miłość Scena 1: Koncert Piątek 13.10.2006 Jak zwykle padało... O tej porze roku to normalne. Na ulicach był wciąż spory ruch. Czarne parasole przeciskały się na szerokich chodnikach Miasta X. Śmietniki pełne były pustych papierowych kubków po kawie. W czarnych błyszczących od deszczu ulicach odbijały się kolorowe neony sklepów i klubów. Zaczęła się kolejna noc... ... podobno ta wyjątkowa. Już tydzień temu Arcybiskup rozesłał informację o koncercie organizowanym przez klan Torreador w miejskiej spelunie The Cave. Klub ten to typowa pieczara Sabatu. Nie znajdziesz tam żadnego przypadkowego śmiertelnika, wszyscy, którzy tam pracują i przebywają w jakiś sposób zaskarbili sobie zaufanie Sekty. Większość z nich to Ghule lub członkowie świty wysoko postawionych Kainitów. Klub słynie z tego, że zawsze niesie pomoc wygłodniałym. W ten właśnie sposób klan Torreador wkupił się w łaski Sabatników. Dzisiejszego wieczora na scenie miała pojawić się Diva z klanu Cór Kakofonii. Doprawdy największe wydarzenie w tym miesiącu w mieście. Już odkąd wszyscy dostali zaproszenia, po mieście zaczęły krążyć plotki, że Arcybiskup chce się jej szybko pozbyć z miasta, dlatego tak mocno stara się aby na koncercie byli dosłownie wszyscy. Oczywiście Biskup Jean-Marc D'Urbban dokładał wszelkich starań przez ostatni tydzień, aby wszystko zapiąć na ostatni guzik. Chodzą słuchy, że nawet Beniamin Kraken pojawi się w The Cave, mimo, że niezbyt z niego towarzyski gość. Zapowiadała się wielka uczta z krwiożerczą muzyką w tle. * * * Włochy 1678 - Francesca! Franceska! - młodziutka dziewczyna zbiegała właśnie po schodach do części domu swojego ojca przeznaczonego dla służby. Kobiece kształty odznaczały się na jej zwiewnej sypialnej sukience. - Panno Lori? - stara kucharka ucieszyła się na jej widok. Właśnie przygotowywała obiad, na stole leżały świeże pomidory i dużo pachnących przypraw. Słońce świeciło przez otwarte na podwórko szerokie drewniane drzwi i w pomieszczeniu panował przyjemny chłód. - Francescka! Podobno przepowiadasz przyszłość! - Lori wpadła jak burza do kuchni opierając się o stół. Pukle ciemnych kręconych włosów niezgrabnie opadły na jej jasne ramiona. - Nie słyszałam twojego wołania, byłam w ogrodzie - Francesca poprawiła szarą chustkę zawiązaną na włosach. Była już naprawdę stara, twarz miała pooraną bruzdami, lecz oczy wciąż zdawały się wyraziste i młode. Teraz na sam widok Lori uśmiechały się do niej - Czy ojciec wie, że tu jesteś? - Nie wiem i mało mnie to obchodzi! - Dziewczyna siadła na stołek przy stole i z młodzieńczą radością zaczęła chrupać marchewkę - Francesca! Zakochałam się! Dasz wiarę? Zakochałam się! - wstała z krzesła i zaczęła wirować dookoła na środku sporej kuchni. Promyki słońca co chwila oświetlały jej radosną twarz - Powróż mi proszę Francesca, musze wiedzieć czy On jest mi pisany! - Nie tak szybko Lori, poczekaj chwile - Stara cieszyła się szczęściem Lori. Z półki sięgnęła karty i odsunęła ręką warzywa leżące na stole. Lori spoważniała nagle i złapała starą na ręce. - A jeśli odczytasz coś złego? - zapytała z lekką obawą, lecz jej oczy niecierpliwiły się. - Udam, że nie widziałam tego - Francesca zaczęła tasować karty, zręcznym ruchem pomarszczonych dłoni rozłożyła je w łuk - Tylko pięć kart. Lori gryzła paznokcie w podnieceniu, wybrała karty i patrzyła z ufnością w starą twarz Francesci, która ułożyła karty w kwadrat. - Powiedz wszystko - powiedziała nagle Lori, zanim odsłoniła się pierwsza karta. Francesca tylko kiwnęła głową. - Księżyc - powiedziała, gdy zniszczona karta odsłoniła obrazek, uśmiechnęła się do Lori i zaczęła mówić - Twój żywot będzie długi... pełny i dostatni - zamyśliła się chwile marszcząc posiwiałe brwi - Widzę... czeka Cię podróż, długa podróż. * * * |