Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-01-2015, 19:12   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Strefa Wojny: Pakistan 2017 - sesja

Islamabad; Lotnisko; 2017.06.02 godz 12.35; 34*C







Jeremy Newport



- Już czas Jeremy. - rzekła ciepło smukła, ładna brunetka dotykając go w ramię. Monica. Ale pozwalała do siebie mówić Mona. Miała posadę menager'a biura a w praktyce miała fuchę uniwersalnej asystenki bez której ciężko było zorganizować jakiekolwiek spotkanie czy w samej ambasadzie czy poza nią. Prócz widocznych dla kazdego atrybutów fizycznych miała też i umysłowe przede wszystkim wprost fenomenalną pamięć. Potrafiła od ręki podać znany jej grafik jakiegokolwiek ważniaka z ambasady na co najmniej tydzień naprzód. Co więcej kazde spotkanie pamiętała prawie "na wieki, wieków" więc nosiła ksywę "Niezapominajka". Prywatnie zaś była zaręczona z lekarzem z Nowego Orleanu. No ale on własnie był w Orleanie a ona tu. Już trzeci rok.

Ale faktycznie był już czas. jeremy wyszedł dziarsko na rozpaloną płytę lotniska witając się z wychodzącym z wnetrza samolotu dowódcą właśnie przybyłego kontyngentu, majorem Ralph'em Coleman'em. Rozmowa szła całkiem składnie. Okazało się, że ktoś w górze poszedł po rozum do głowy i wysłał wreszcie na dowódcę kogoś kto nie tylko umiał pozować do zdjęcia z marsem na twarzy. Coleman i usmiechnąć się umiał i nie gubił języka, i zartem sypnął i nawet do zdjęcia się nieźle nastawiał.

Jego żołnierze byli caly czas pod nieustającym błyskiem fleszy aparatów, kamer, telefonów a także po prostu gapiów którzy korzystając z okazji przygladali się przylotowi amerykańskich żołnierzy. Oddział zaczynał właśnie przepakunek z samolotu na podstawione ciężarówki. Czekali jeszcze aż wyląduje druga maszyna. Widzieli już jak schodzi ciężko z wystawionym podwoziem i zadartym nosem by kuperkiem posadzić się na pasie lotniska. I wówczas się zaczęło.

Okrzyki zdziwienia i grozy ze strony widzów i żołnierzy zaczęły się chyba jeszcza zanim huknęły pierwsze strzały. Lądujący samolot przykuwał uwagę więc wszyscy widzieli jak gdzies z ziemi odrywa się smużka dymu i pędzi w stronę ladującej maszyny. Rakieta! To słowo przeszło przez tłum jak błyskawica. Wygladało na to, że ktoś odpalił jakiegoś Stingera czy inny badziew w stronę ladującej maszyny. I teraz ta rakieta pędziła w jej stronę.

Pilot nie miał szans tak wielką cieżką i już prawie uziemioną maszyną zrobić jakikolwiek manewr. Ale załoga widać miała głowy na karku bo prawie od razu odpalił zestaw flar. Odległość pomiędzy pociskiem i celem malała błyskawicznie. Wszyscy widzowie zdawali sobie sprawę, że nie mogą zrobić nic prócz patrzenia by pomóc ostrzelanej maszynie. Obserowawli więc jak błyskające światła i flary zostawiają ślad za lądującą maszyną. Pocisk jednak sunął dalej i w końcu eksplodował. Czy dzięki wabikom eksplodował za wcześnie czy też strzelec chybił czy też było dokładnie jak planował tego nie było wiadomo. Widać było, że eksplozja wybuchła niebezpiecznie blisko maszyny wstrząsając nawet wielotonowym, czterosilnikowym lotniczym monstrum. Na moment fragment płata i silniki zniknęły w chmurze eksplozji i szczątków pocisku ale prawie od razu wyłoniły się z niej z powrotem. Ale z oba silniki ciagnęły za sobą zmugi dymu.

Okazało się, że jedna rakieta to za mało by zniszczyć tak potężną konstrukcję, zwłaszcza przy braku bezposredniego trafienia. Jednak widać było, że lądującym kolosem zachwiało i zaczął się przechylać. Najwidoczniej jednak napastnicy chcieli miec pewność, że dopną cel bo z pobocza lotniska dało się słyszeć strzały oraz widać było serie smugowych pocisków przecinających niebo w ślad za maszyną. Któryś z pocisków musiał trafić bo w pewnym momencie jeden ze skrajnych silników błysnął światłem a następnie objął go płomień, jeszcze przyduszany przez pęd będącej już na ziemi maszyny ale jednak chyba nie mający zamiaru zgasnąć samoistnie.

Rozpędzona i rozbujana maszyna w końcu straciła stabilność i zamiast ladować elegancko wzdłuż przeznaczonego, równiótkiego pasa zboczyła z niego i zaczęła sunąć po poboczu. W końcu bezwładność zrobiła swoje i ten olbrzym zaczął się ocieżale przekręcać jakby robił potwornie powolnego bączka. Zwalniał jednak aż w końcu zatrzymał się bezwładnie z dala od pasa z wciąż płonącym silnikiem. Strzały jednak nie ustawały i okaleczona maszyna najwyraźniej jak magnes ściagała na siebie ogień napastników.



kpr. Ronny Rose



Komunikat majora żołnierze przyjęli po żołniersku: chwili skupionego milczenia ktore w końću przeszło w marudzenie, przekleństwa i niezadowolone potrząsanie głową. Było to zrozumiałe i akceptowalne o ile się nie przekroczyło pewnego poziomu. Gdy ten się zbliżał sierżanci zaczęli zaprowadzać porządek w postaci "podoficerskich uwag motywacyjnych" co było na tyle skuteczne i znane, że wkrótce zapanował spokój. Zresztą i tak już lądowali.

Tak naprawdę słowa głównodowodzącego operacją nie były aż takim zaskoczeniem. No może o tym śmigłowcu to się nikt nie spodziewał ale o konsekwencjach mówili jeszcze przed odlotem. Wszyscy znali ryzyko godząc się na udział w misji. I tak naprawdę każdy pisząc się na nią miał nadzieję, że nie przerodzi się w kolejny Wietnam czy Afganistan. Obecnie jednak nie wyglądało to zbyt ciekawie.

Gdy samolot w końcu stanął i rampa się otworzyła zobaczyli aż wirującą od rozgrzanego powietrza, jasno oświetloną płytę lotniska. Napadło ich też suche, gorące powietrze wdzeirające się do klimatyzowanego do tej pory wnętrza maszyny. Major ruszył żwawo na spotkanie z czekającymi na nich przedstawicielami ambasady. Nawet pasowali do siebie i wyglądało, że major czuje się jak ryba w wodzie.

Tymczasem zołnierze mijali ich oraz zebranych dziennikarzy i gapiów na galeryjce powyżej. Niektórzy rewanżowali się tej pstrokatej zbieraninie robieniem własnych filmików i fotek z telefonów czy podręcznych kamer. No i od razu stanęli przed poważnym problemem: Rosjanin czy Amerykanin?

Dwie pierwsze z brzegu podstawione ciężarówki reprezentowały dwa wspomniane kraje. Wsród pierwszej fali pocacych się w betonowym skwarze żołnierzy zapanował rogardiasz. "Patrioci" bowiem pokładali zaufanie kaiserowskim amerykańcu a "turyści" chcieli zażyć przygody jadąć egzotycznym dla nich postradzieckim uralu. Była to właściwie czcza dywagacja bowiem pod względem wygody czy załadunku obie były bardzo podobne.

Tę fascunująco zapowiadajacą się motoryzacyjną dyskusję przerwały okrzyki i moment później widok lecącej ku drugiej maszynie rakiecie. Kierowała się widocznie ciepłem skoro leciała wprost na silniki. Wyrzucane przez samolot wabiki miały realną szansę ją zmylić ale jak widzieli nie do końca to wyszło. Sprawę do reszty załatwił jakiś wkm. Pewnie posradziecka 14.5 albo nawet "ich" browningowa półcalówka. Tak możnabyło sądzić po dość wolnym tempie ognia i ciężkim odgłosie. Potęzne pociski nie na darmo nazywano antysprzętowymi, do zdemolowania silnika czy nawet całej maszyny nadawały się wyśmienicie. Prócz jednego Strykera w środku mogły przeszyć całą maszynę na wylot.

W końcu widzieli jak okaleczona maszyna zsuwa się z pasa aż w końcu nieruchomieje z płonącym silnikiem. Atak jednak nie ustawał. Maszyna już po zatrzymaniu się nadal była celem ataku. Najwyraźniej napastnicy chcieli zniszczyć ją calkowicie wraz z cała zawartością. Los i stan załogi był nikomu nieznany ale jesli tam ktoś przeżył to przecież mieli tylko przy sobie broń krótką do obrony. Nikt przecież nie uznawał personelu latajacego za stricte bojowy więc ich jakoś specjalnie nie dozbrajał.

- Brać broń, rzucać plecaki i na ciężarówki! Jazda! - zakomenderował sierżant Martinez pod którego podlegała sekcja saperska kpr. Rose'a. Rozkaz wydał major a pośrednio poprzez oficerów i podoficerów rozlał się na cąły kontyngent. Jeden pluton miał pozostać na miejscu, chronić pierwszą maszynę i okolicę, drugi, właśnie wraz z sekcją saperską ruszał na odsiecz ostrzeliwanej maszynie.



Costance Morneau



Nie mogła tego przegapić. Przybycie amerykańskiego kontyngentu do Islamabadu szykowało się na news dnia. Ponadto chyba każda szanująca albo i nawet nie, gazeta czy stacja radiowa czy telewizyjna przysłała kogoś na miejsce. Ba! Zauważyła nawet ze dwóch czy trzech wolnych strzelców którzy prowadzili własne blogi w necie woląc wolność elektorniczną i rozgłos w sieci niż realne pieniądze i oficjalne media. Genralnie tej całej psiarni zrobiło się całkiem sporo. A co mniej lub bardziej przypadkowych gapi się naschodziło to inna drogą.

Sytuacja była pełna oczekiwania. Nerwowego oczekiwania. Nie dało się zauważyć polcjantów i ochroniarzy wewnątrz i na zewnątrz budynku, sprawdzających dokumenty i akredytacje całkiem solidnie. Chodziły plotki, że terroryści podłożą bombę albo co to i widać władze wzięly sobie to do serca. Choć na zewnątrz i tak się zebrał tłum demontrantów. Kumulował się przed głównym wejściem do terminalu oraz przed bramą spod której miał wyjeżdżać konwój z żołnierzami. Sądząc po napisach, okrzyach i gestach a nawet przygotowanych do spalenia kukłach w dziwnie ametkańskopodbnych uniformach wcale nie zamierzali witać ich z otwartymi ramionami. Służby porządkowe na razie panowały nad sytuacją ale jak długo to potrwa to nikt nie wiedział.

Swoją drogą udało jej się wywiedzieć, że numer z bramą to podpucha na gorace głowy. Konwój miał przejechać przez lotnisko i wyjechać w ogóle inną bramą parę kilometrów dalej. A tak dokladniej to pomógł jej Ramiz który miał wujka a ten kuzyna a jego ciotka... No w kazdym razie dowiedział się.

Ciekawie wyglądało od początku bo o dziwo nie stawił się sam ambasador a na czele przedstawicielstwa ambasady najwyraźniej stał Jeremy Newport, atachee prasowy. To z miejsca wywołało wśród "psiarni" całe morze spekulacji. W takich momentach socjaliści, prawicowcy, skośnoocy, cemnoskorzy czy aryjczycy z dziennikarskiej braci prawie łączyli się w jedną jaźń która nadawała na tych samych falach bez względu na pleć, rasę, kolor czy długość stażu.

Ciekawskie i czujne oczka reporterki NYT zwróciły uwagę jak "Niezapominajka" o moment za długo trzymała dłoń na ramieniu Jeremy'ego. Widziała, że pełniący rolę dyplomatycznych ochroniarzy marines są niby obojętni ale w gruncie rzeczy spięci i czujni. Widziała też zaskoczenie na twarzach i dyplomatów i żołnierzy gdy zauważyli atak rakietowy na ladującą maszynę.

Będąc na galeryjce dziennikarze, w tym i ona, miała lepszy widok na całę wydarzenie niż ludzie na płycie lotniska. Któraś z fotek musiała wyjść przy tylu strzałach. Atak na lądujący amerykański kontyngent! Na misję pokojową! Atak rakietowy na bezbronny samolot! Tak! To się na pewno sprzeda i nada na główną stronę! Przynajmniej w Ameryce i jej zwierciadle duszy jaką był NYT. Fotki już miała jeszcze tylko tekst...

Ale to jeszcze nie był koniec! Uszkodzona i efektownie płonąca maszyna stała przechylona na poboczu lotniska wciąż ostrzeliwana przez napastników. Z odsieczą pędzili już ku niej żołnierze na ciężarówkach na których mieli pierwotnie jechać do koszar. Niestety jeśli to tam było centrum wydarzeń to było to dobre kilkaset metrów od jej pozycji w tej chwili. Miała obecnie świetny punkt widokowy na pierwszą maszynę i pozostałych żołnierzy ale to co się działo przy drugiej było widoczne tylko ogólnie i z daleka.



Lance "Styx" Vernon i Marek Kwiatkowski




Podjeżdżali już pod lotnisko. Te było na skraju wielomilionowego miejskiego molocha a jednak kręciło się tu sporo ludzi. Przynajmniej dzisiaj. Przejazd przez miasto w ogóle nie należał ani do łatwych ani przyjemnych. Co chwila albo natykali się na policyjne barykady i kontrole, albo na podejrzane grupki czy wręcz tłumy ludzi albo na ich rozpędzaniu przez polcjantów z prewencji. Conajmniej kilkukrotnie słyszeli odgłosy strzelaniny choć niezbyt blisko ich przejazdu. Ogólnie przejazd minął im w atmosferze napięcia i czujności bowiem praktycznie kazdy napotkany tubylec mógł wyciągnąć z kieszeni gnata, rzucić kamieniem czy czymś gorszym. A przynajmniej tego się można było spodziewać.

Mimo to, powoli ale nieustepliwie pokonali cała trasę choć zeszło im znacznie dłużej niż pierwotnie przypuszczali. Ogolnie atmosfera na zewnątrz sklaniala bialasów wszelakich do pozostania w domach, ambasadach i hotelach. Zwłaszcza jak się miało obywatelstwo spod marki gwiaździstego sztandaru.

Jadąc już w pobliżu lotniska widzieli ladującego Globemaster'a w barwach amerykańskich. Jak wszyscy zainteresowani wiedzieli, że dziś ma przybyć kontngent amerykański na misję. Choć nie wiedzieli jeszcze czy to pierwsza czy druga maszyna. Wyglądało więc na to, że nie zdążą pogadać z tym Newport'em zanim zacznie witać i ściskać się z mundurowymi i pozowac do zdjęć.

Wjeżdżali już w drogę bezpośrednio okalajacą lotnisko i prowadzącą prosto do terminalu. Widzieli ladującą maszynę tę drugą jak się okazało. Gdy wyjechali zza rogu budynków zobaczyli tylko wybuch przy płacie C - 17 a zaraz potem z jednej z równoległych do nich uliczki posypała się lawina ognia. Mieli do niej nie więcej niż 100 m. W międzyczasie uszkodzony transportowiec sunął ciężko i bezłwadnie po ziemi prosto na nich zupełnie jakby pilot się uparł zaparkować na ich bryce.

Ogień z uliczki nie ustawał. Trwał nawet gdy maszyna znieruchomiała tuż przy plocie okalajacym lotnisko. Dominował ciężki, tępy odgłos jakiegoś wkm-u. Prawie zaraz potem ich zobaczyli. Cała gromadka brodatych facetów w luźnych ubraniach. Jakby zostali tylko przy tym niczym nie różniliby się od tysięcy jakich dziś mijali. Ci jednak mieli automaty, głównie jakieś nieśmiertelne klony Kałasznikowa. Rzucał się jednak w oczy jakiś stojący tyłem do lotniska pick up z zamontowanym radzieckim wkm z którgo nieprzerwanie strzelał ogniem i ogłuszał hałasem. Na balkonie piętra jednego z budynków zauważyli też faceta ktory wraz z pomocnikiem przeładowywał jakąś wyrzutnię. Łącznie napastników było z kilkunastu ale koncentrowali swoją uwagę i ostrzał ku płonącej maszynie.
 
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172