Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-10-2019, 11:43   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
[spellsinger&path;18+] Kroniki New Heaven


New Heaven... Miało być nowym początkiem. Czymś lepszym od miast starego kontynentu. Stało się jednak czymś gorszym. Zbudowane na wschodnim wybrzeżu miasto, rozrastało się błyskawicznie pochłaniając dziesiątki uchodźców z ogarniętego wojną starego kontynentu. Tu, w Terrze Incognicie zwanej częściej po prostu Terrą, postawiono miasto z którego zaczęto kolonizować Dziki Zachód, ale Wschód wcale nie stał się ostoją nowej wspanialszej cywilizacji. Miasto ogarniał mrok korupcji, nierówność społeczna, wyzysk i inne choroby cywilizacji. Technologia się rozwijała bujnie, magia wtajemniczeń zwana sztuką arcanum też, ale... Im słabsza była wiara w bogów tym słabsza była moc kapłanów w ich imieniu czyniących cuda. Im silniejszy był rozwój technologii, tym słabsza była potęga natury druidów.

Zanikała moc u jednych i u drugich. Teraz jedynie niektórzy z nich dysponują ledwie ułamkiem dawnej potęgi.

Królował rozum, umierało serce.


Magia stała się sztuką dostępną tylko tym, którzy mieli dość rozumu by ją opanować i wystarczająco pieniędzy by studiować sztuki magiczne na uniwersytecie.
Bycie arkanistą stało się przywilejem dostępnym jedynie wybranym. I dlatego arkaniści stanowili elitę miasta pomiatając słabszymi. Rada miejskich magów stanowiła całkowitą władzę w New Heaven likwidując wszystkich, których potęga mogła zagrozić ich rządów i trzymając pod kontrolą uczniów uniwersyteckich.
Nieliczni, którzy z natury mieli potencjał magiczny mogący zagrozić arkanistom, byli wyszukiwani i zamykani do “resocjalizacji” w Devil’s Island, zakładzie psychiatrycznym dla utalentowanych magicznie.
Jeśli wracali, to całkowicie wyrugowani z mocy i jako psychiczne wraki.

Niemniej, magia przebijała się w postaci czarowników o niewielkim potencjalne mocy zwanych ulicznymi magikami. Ale ci akurat nie interesowali rady, byli szczurkami kryjącymi się w cieniu.

Byli zbyt słabi by im zagrozić.

New Heaven pod rządami arkanistów się rozwijało i rozrastało... głównie w górę. Nad starym miastem, na olbrzymich słupach zbudowano drugie miasto, przeznaczone dla elity.


Nowe świetliste miasto, nazwano Uptown, dolne zaś zostawiono biedocie i robotnikom. I ochrzczono Downtown.
W Downton szybko rozprzestrzeniła się przemoc i gangi. Ale rady miasta to niepokoiło tak bardzo, dopóki w Uptown był spokój, a wojny gangów nie przeszkadzały za bardzo w interesach bogatych właścicielach miasta.
Downtown pozostawiono samemu sobie nie przejmując się rozrastającemu w nim półświatkowi przestępczemu i anarchii, Straż miasta zamiast chronić i służyć pilnowała jedynie spokoju

Takoż i narodziły się familie mafijne rządzące miastem. Pierwsza z nich mafia Cycione, pod przewodnictwem rodu Cycione powstała z rodu gnomich rusznikarzy i wynalazców, zagarniając produkcję i sprzedaż broni, palnej oraz alkoholu dla siebie. Krasnoludy i półorki o korzeniach z Green Island za morzem stworzyły własną rodzinę która trzęsła dokami. Od decyzji krasnoludzkiego rodu O’Maleyów zależało, który statek zostanie wpierw załadowany, jakie towary zostaną oclone... a o których się zapomni. Owa rodzina przyjęła dość zabawne przezwisko “Związki zawodowe dokerów”.

Rejony miasta opanowane przez uchodźców z dalekiego wschodu nigdy nie podporządkowały rodziny rządzone z poza ich dzielnicy. Niemniej samo Azjatown, jest rządzone przez dziesiątki mały gangów zwanych Triadami, pod przywództwem słynnego rodu Yakuzaou. Tam częściej niż broni palnej i kuszy, używa się szurikenów i katan.

Uchodźcy z centrum Starej Terry mieszkający w małej Slavii zajmują się pędzeniem bimbru, szamanizem i walką szablami. Tu jednak kryje się magiczne serce Downtown, tu zbudowała sobie małe imperium gildia alchemiczna pędząca eliksiry po okazyjnych cenach. I tu ukrywają się czarownicy ścigani przez Czarną Gwardię, łowców magów na usługach arkanistów.

Wreszcie najnowszym i najgroźniejszym gangiem jest Czarna Ręka. Terrorystyczna grupa uważająca, że za wszelkie nieszczęścia w Downtown odpowiadają magowie, nie tylko arkaniści z Uptown, ale i czarownicy oraz alchemicy w Downtown. Idąc pod hasłem “Zabić wszelkich magów” popełniają morderstwa i zamachy terrorystyczne. Aby sfinansować swą działalność, produkują i sprzedają narkotyki oraz zioła odurzające.

Ale tam gdzie jest Niebo musi być i Piekło. A pod New Heaven istniało Old Hell i to dosłownie. Pod New Heaven rozciągały się jaskinie zarówno sztuczne jak i naturalne. New Heaven istniało bowiem na ruinach prastarej cywilizacji z którą osadnicy nie musieli konkurować, gdyż znikła przed ich przybyciem.
Pod ciągami kanalizacyjnymi, w podziemnym mieście zwanym Purgatory, żyły “ludzkie szczury”. Ci którzy uciekali przed prawem miasta i zemstą gangów gnieździli się w drugim poziomie podziemi tuż pod kanałami, tworząc zdegenerowaną, acz niebezpieczną społeczność rządzoną swoim prawami nie mniej okrutnymi od tych na powierzchni.
Tu jeszcze czasem docierało prawo z powierzchni, gdy Rada Miasta wysyłała jednostki policyjne wzmocnione Czarną Gwardią oraz arkanistami oraz by zrobić obławę na uciekinierów.
Ale rzadko... głównie odbywał się tu handel artefaktami z głębi tajemniczych tuneli i zakazanymi towarami powierzchni.
Pod pierwszym poziomem kanałów i drugim poziomem Purgatory, znajdowały się cztery inne... Ale o piątym i szóstym krążyły legendy. Bowiem przebicie się przez trzeci i czwarty poziom, opanowane przez gobliny i szczurołaki, było niezwykle ciężko.
Do piątego i szóstego mało kto docierał i jeszcze mniej osób wracało...

Te kwestie jednakże nie dotyczyły panny Morgan. Elizabeth Adelaide Morgan była pannicą z porządnego domu. Córką rzemieślników z Downtown. Rodziny prowadzącą uczciwie i proste życie.
Tyle że proste życie nie jest takie łatwe w Downtown. Proste życie wymaga odpowiednich kontaktów i płacenia łapówek rządzącemu daną dzielnicą gangowi, który był z kolei pod kontrolą którejś z mafijnych rodzin. Proste życie w Uptown oznaczało, by drobniutką i mało znaczącą cząstką organizacji przestępczej.
Gdyby to był jedyny sekret panny Morgan, jej życie byłoby łatwe. Ale było inaczej.
Był jeszcze jeden sekret. Związany z ciężkim tonem okutym żelazem, z literami zapisanymi w tajemniczym języku. W księdze z zaklęciami należącymi do jej wuja. Księdze którą zdążył ukryć zanim dopadli do dwaj rycerze w czarnych runicznych zbrojach i towarzyszący im mag w czarnej szacie.
Oddział uderzeniowy Gwardii zgarnął regenackiego czarodzieja. I to był ostatni raz kiedy Elizabeth widziała swojego wuja. Proces jego został z jakichś powodów utajony. Kara którą było dwadzieścia lat w więzienia i pełna izolacja, była wyjątkowo surowa.
Panna Morgan została więc powiernicą owej księgi, co narażało ją z jednej strony na zainteresowanie Czarną Gwardią, z drugiej zaś... była czarodziejką której nienawidzili członkowie Czarnej Ręki. A choć terroryści woleli swój gniew kierować przeciw arkanistom z Uptown, to chętnie robili żywe pochodnie z renegackich magów których udało im się złapać.


Gorset był gotów.


Nie tak dobry jak mateczki i z pewnością nie tak piękny jak cudeńka z Uptown. Niemniej Elizabeth była z siebie dumna. Włożyła wiele czasu i wysiłku w jego zrobienie i wyglądał ślicznie. Przyglądając się mu była pewna, że ma w ręku kartę przetargową. Towar który mogła wykorzystać w wymianie handlowej. Teraz go ładnie zapakować i… w drogę.
Celem był “Słodki Pączek”.

O tej porze karczma odsłaniała swoją mniej oczywistą stronę stając się zamtuzem, dla tych z odpowiednio dużą sakiewką i odpowiednią klasą. Duże wymagania jak na przybytek leżący w Downtown, ale… znajdował się on w odpowiedniej części Downtown. Zapewniającej względny spokój i w miarę zasobną klientelę.
Elizabeth dobrze znała to miejsce, jak pracowników. Był to jej ulubiony lokal, prawie drugi dom (ku niezadowoleniu swojej matki). Zaraz po wejściu kiwnęła głową przyjaźnie Karlowi stojącemu za kontuarem, na co ten odpowiedział podobnym kiwnięciem, i rozejrzała się po sali jadalnej. Pełnej okrągłych stoliczków, każdy ze świecą pośrodku. Dostrzegła kilkunastu klientów. I suknię Melody, gdy ta udawała się pewnie z jakimś szczęśliwcem po schodach na pięterko. Jasnowłosa i drobniutka Amelia siedziała właśnie na kolanach jakiegoś innego mężczyzny, który rozkoszował się jej obecnością i szeptał jej coś żarliwie do uszka. Najwyraźniej jego sakiewka nie była wystarczająco zasobna by skusić króliczka do potruptania na górę po schodkach.
Ostatnia z dam… Czarna Dalia, z egzotycznego i niespotykanego w tej części miasta ludu przesiadywała właśnie przy kontuarze gromiąc zimnym spojrzeniem każdego, kto nie był wart jej uwagi. A wielu nie było. Dalia była kosztownym smakołykiem.
Chudy jak szczapa i wysoki jak elf Bernard Lequre również tu był. Ubrany na czarno i przywodzący na myśl czarnego bociana. I wiecznie załamany swoim ciężkim losem. Tym razem nie obchodził Elizabeth. Niczego od niego nie potrzebowała.
Poza tym był…
- Parszywce jedne ! - … pieklący się głośno krasnolud o czarnej brodzie i w bordowej kamizelce. Popijający piwo z chudym jak szczapa niziołkiem, o rudej czuprynie i bokobrodach. Obaj wyglądali jak rzemieślnicy z Downtown. Ale Elizabeth ciężko było stwierdzić w jakiej to branży pracują.
- Wstrzymują nam dostawy, na złość. Przeklęta gildia. Jeśli czegoś nie zrobimy, to nas uduszą i przejmą nasz rynek. Uptown już nie wystarcza tym pijawkom. A my się mamy im dać? Umrzeć z głodu?! - to musiało być coś poważnego, bo krasnolud był na skraju wybuchu. A niziołek na skraju przygnębienia. Były to jednak sprawy mało obchodzące samą pannę Morgan. Tak jak i innych bywalców tego lokalu. Jak pary kryjące się w kątach, pijaczków obserwujących zmysłową w każdych ruchach i zgrabną Dalię, która rzadko ukrywała przed innymi swoje długie i zgrabne nogi… potrafią się poruszać z nieludzką niemal gracją i uderzać z nieludzką skutecznością. Ten kto myślałby, że tylko półork za kontuarem pilnuje tu porządku miałby niespodziankę.
Poza nim ktoś jeszcze tu był… starszy dżentelmen w meloniku, siedział z boku i raczył się trunkami. Ktoś mógłby go wziąć za zwykłego kupca, gdyby nie dwaj ochroniarze siedzący po obu jego stronach. Półork i człowiek. Masywni, muskularni, łysi i z bliznami na twarzach. Wciśnięci w garnitury i z melonikami na głowach. Dowód na to, że samo wystrojenie niedźwiedzia w garnitur nie zmieni go w misia. Tym bardziej jeśli ten garnitur zdawał się pękać w szwach.
Zwykle Elizabeth nie musiała się przejmować obecnością tego mężczyzny. Był stałym bywalcem tego przybytku. Tym razem jednak… tym razem miała wrażenie, że jest przez niego obserwowana.
El starała się nie zerkać w jego kierunku gdy podchodziła do Dalii. Nie wiedziała jak zacząć temat, choć na wymianę umówiła się dawno temu. Co jednak gdy Karl zdradzi tą rozmowę Mel? Przystanęła przy ladzie z zarzuconą na ramię torbą i poprosiła półorka o piwo uśmiechając się przy tym do Dalii.
- Cześć… jak tam? - obróciła się w stronę sali szukając wzrokiem Luciusa, który ją mniej lub bardziej dyskretnie obserwował, wyraźnie zamyślony.
- Spokojny dzień.- odparła egzotyczna piękność uśmiechając się delikatnie. - Melody akurat… właśnie wyszła z klientem. Pewnie zabawi godzinkę, może mniej… młodzik wyglądał na mały kaliberek.
Elisabeth zamilkła zerkając na Karla. Podziwiała dziewczyny za to z jaką swobodą mówiły o swojej pracy.
- Tak… - Zaczekała aż Karl zacznie polewać komuś piwo nim odezwała się ponownie do azjatki. - Mam coś dla ciebie.
- Mmm… prezent. Zwykle dostaję je od swoich wielbicieli. Jesteś moją wielbicielką El? - wymruczała Dalia zmysłowo i przybliżając swoją twarz ku obliczu Elizabeth. Lubiła się droczyć tymi dwuznacznymi sugestiami z ambitną czarodziejką.- Mel nie będzie zazdrosna o mnie?
Morgan cofnęła się nieco nie wiedząc jak ma się zachować. Jednak.. była kobietą. Niby Dalia zajmowała się także klientami tej samej płci ale… czemu… co w tym było ciekawego?
- Raczej karta przetargowa. - Szepnęła starając się jakoś wybrnąć z tej dwuznacznej sytuacji.
- Ach no tak… nasza mała umowa. Jakoś nigdy nie sprecyzowałaś co chcesz w zamian. - odparła z uśmiechem Dalia i oblizała czubkiem języka swoją wargę leniwie odchylając się do tyłu.- Teraz co prawda, powinnam ci zaoferować moją uwagę i moje wdzięki. Niemniej nie o to chodzi, prawda?
El westchnęła.
- Chciałabym się dowiedzieć czemu Mel tak bardzo nie chce bym z tobą rozmawiała… tylko… to chyba nie najlepsze miejsce. - Czarodziejka zerknęła na Karla zajętego czyszczeniem kufli, a potem na salę, znów starając się kątem oka złapać postać mężczyzny z melonikiem. Nadal wgapionego w nią jak sroka w gnat.
- Nie martw się o niego. Lucius nic ci złego nie zrobi. Nie pozwolę mu.- odparła cicho Dalia i dodała z uśmiechem.- Melody uważa, że mogłabym mieć zły wpływ na ciebie. Pokazać ci rzeczy, które dziewczyna z dobrego domu poznawać nie powinna.
Założyła nogę na nogę i uśmiechnęła się łobuzersko.- I mooooże… mieć rację.
- Chciałabym to sama ocenić. - El poklepała przewieszoną przez ramię torbę. Jej wzrok mimo woli przesunał się po nogach azjatki. - Pokażesz mi… w zamian za ten prezent?
- Jesteś pewna? - zapytała poważnie Dalia ujmując podbródek El, by ta patrzyła jej prosto w oczy.
- Moja matka do tej pory marudzi, że tu przychodzę, ja jednak nie żałuję. Jesteście wspaniałymi osobami. Nie chcę by Mel mnie broniła. - Dziewczyna poczuła dziwne ciepło rozchodzące się od palca azjatki. - Chcę sama ocenić czy to dla mnie czy nie.
- Dobrze. Jeśli tak bardzo zależy, to chodźmy.- Dalia zsunęła się z barowego stołka i ruszyła przodem kołysząc biodrami.- Postaram się żebyś była usatysfakcjonowana, acz nie gwarantuję ci tego.
Morgan nie była pewna czym miałaby być usatysfakcjonowana bądź nie. Za to gdy skrył ją cień korytarza prowadzącego do pokojów dziewczyn jeszcze raz zerknęła w kierunku sali. Czemu Lucius ją obserwował… rodzice zapłacili ostatnio.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-11-2021 o 19:25.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172