ROZDZIAŁ DRUGI
“WOJNA W CHERNASARDO”
50 dni temu, podczas Święta Targu w Phaendar, miasteczko zostało zaatakowane przez Legion Żelaznych Kłów - armię hobgoblińskich najemników. Atak nastąpił kompletnie niespodziewanie, wojska napastnika wylały się z czarnej wieży, która w jednym momencie wyrosła na rynku. Mieszkańcy, a także tłumy przybyłych na święto gości, nie mieli szans - w ciągu zaledwie paru godzin hobgobliny spacyfikowały, mordując lub biorąc w niewolę wszystkich z wyjątkiem niewielkiej grupki, która prowadzona przez kilku niezłomnych, lub szalonych, śmiałków, wyprowadziła ich w głąb puszczy Fangwood. Przed zapadnięciem w nieprzeniknione ostępy lasu, wysadzili oni most na rwącej rzece Maredith, opóźniając pościg i dając sobie czas na ucieczkę przed nieuniknioną pogonią.
Przez prawie miesiąc ostatni wolni phaendarczycy błąkali się, szukając bezpiecznego miejsca dla siebie, dającego ochronę przed żywiołami i ukrycie przed patrolami Żelaznych Kłów. Gdy już udało im się odnaleźć i zdobyć odpowiednio rozległe jaskinie, zajęte wcześniej przez plemię morderczych troglodytów, okazało się, że Żelazne Kły wysłały do Fangwood oddział, którego głównym celem było wyłapanie i wyeliminowanie właśnie ich. Jeśli mieli przetrwać w lesie, musieli uderzyć pierwsi i pozbyć się tego zagrożenia - na szczęście tym razem śmiałkowie nie byli sami, mogli liczyć na pomoc tych, których życia już raz uratowali. Bitwa była długa i mordercza, lecz ostatecznie phaendarczycy zwyciężyli.
Teraz, po zlikwidowaniu obozu hobgoblińskich zwiadowców w Fangwood, bezpośrednie zagrożenie zostało zażegnane, a wnioskując z pism znalezionych w obozie, Legion Żelaznych Kłów przynajmniej przez kilka tygodni nie powinien interesować się tymi okolicami. Dzięki temu wszyscy mogli w końcu pozwolić sobie na chwilę odpoczynku, a także zajęcie się tymi mniej naglącymi sprawami - przygotowaniem zapasów na zbliżające się chłodne miesiące, zadbaniem o wyposażenie i cudem odratowany żywy inwentarz, dalszymi treningami, a także zwiadem i sprawdzeniem sytuacji w Phaendar i jego okolicy. Nastroje były wyjątkowo pozytywne, a tym bardziej poprawiło je przyniesienie zrabowanych przez hobgobliny bibelotów - wiele znalazło swoich prawowitych właścicieli wśród uciekinierów, zaś nad pozostałymi Rhyna odprawiła długą i wzruszającą ceremonię, symbolicznie grzebiąc je oraz prosząc Desnę i innych bogów, by łaskawie spojrzeli na tych, którzy zginęli lub cierpieli z rąk hobgoblinów. Choć były to tylko drobiazgi, dały one phaendarczykom ogromny zastrzyk nadziei - bo skoro mogli odzyskać nawet coś tak małego, to przecież istniała szansa na odzyskanie domu, prawda?
XX dzień miesiąca Rova, Fangwood, 50 dni po ucieczce z Phaendar, 24 dni po dotarciu do jaskiń
Kilka następnych dni minęło nowym mieszkańcom jaskiń na spokojnej pracy, treningach i przygotowaniach - choć nie mieli jednoznacznego celu, brak presji czasu i wiszącego nad głową zagrożenia poprawiał morale. W końcu nadszedł dzień, w którym Klara i Yan mieli wrócić z dłuższego zwiadu, na który wyruszyli zaraz po powrocie do jaskiń. Mimo chłodu i nieprzyjemnego, siąpiącego od rana deszczu, zniecierpliwiony Sulim z samego rana wzbił się w powietrze i pod postacią orła upewnił się, że cała trójka wróciła w jednym kawałku. Gdy dotarli już do jaskiń, Aubrin zwołała zebranie, by mogli usłyszeć wieści.
- Nie będę owijał w bawełnę - zaczął poważnie Yan
- Nie wrócimy szybko do Phaendar. Miasteczko to teraz istna forteca, wyłażą z niej jakieś niestworzone ilości żołnierzy. Zajęli pewnie większość równin… - dodał z niechęcią, a siostra gładko kontynuowała wypowiedź
- Widać też, że postanowili odbudować most - na razie to tylko drewniana konstrukcja, ale są już w stanie przeprowadzać po niej wozy, które wysyłają drogą w stronę Tamran, pod obstawą. Najpewniej mają w nich zapasy albo broń, ale nie wiemy, po co.- po tych słowach pałeczkę przejął Yan
- W każdym razie, chociaż hobosy nie zapuszczają się głębiej, to okolice drogi aż roją się od patroli, ciężko było przedostać się niezauważenie. Musieliśmy trochę zaryzykować - obydwoje uśmiechnęli się drapieżnie. Jace zauważył, że na ich łukach przybyło przynajmniej kilka karbów. Z początku odpowiedziała im grobowa cisza -
- No to chuj strzelił odbijanie Phaendar - westchnęła Aubrin
- Albo będziemy się tu kisić, albo ruszymy dalej. Pamiętacie, jak rozmawialiśmy o skontaktowaniu się z Łowcami z Chernasardo? Nie podoba mi się, że nie natrafiliśmy dotąd na żadnego z nich, ale chyba wciąż warto spróbować? - dodała pytającym tonem.