Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2010, 16:46   #1
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Tysiąc Tronów


Historycznie Marienburg był kiedyś częścią wspaniałego Imperium. To jednakże tylko karty historii mogły pamiętać, po tym, jak miasto uzyskało niepodległość i niezależność, dzięki potężnemu zasileniu złotem cesarskiej kasy. A wszystko działo się podczas zepsutych czasów podczas panowania Imperatora Dietera IV. Późniejsze próby odzyskania kontroli były nieporadne i ostatecznie miasto-państwo urosło w siłę, teraz stanowiąc najważniejszy port w północnej części kontynentu, a kontrola handlu zapewnia bogactwo. Bogactwo zaś: stabilność. Klejnot pośród niczego, otoczony paskudnymi bagnami od strony Bretonii i wcale niczym lepszym od Imperium, i żyjący z morza, które dzień w dzień przemierzała wielka kupiecka flotylla, ochraniana przez zatrudnianych nawet przez władze najemników oraz statki patrolowe.

Miejsce to wypełnione jest ludźmi, którzy właśnie w tym miejscu pragną wykorzystać swoją przedsiębiorczość i zbić majątek, albo tymi, którzy uciekając zewsząd indziej, chcą wreszcie odbić się od dna. Wszelakie gildie rzemieślnicze współzawodniczą z kupcami, których kolorowe stroje raz za razem przewijając się gdzieś po ulicach, najczęściej widywane tylko w bogatych karocach, ciągniętych przez zaprzęgi pięknych koni i ochraniane przez najemnych. Bo nikt nie ukrywa, że toczy się tam wojna. Cicha, polityczna i zakulisowa, ale jednak wojna, w której stawką od zawsze była władza i pieniądze. A przegrani kończyli ze sztyletami wbitymi w plecy, lub w swoim łóżku, zmożeni zabójczą trucizną. Bo to było piękne miasto. Idealne dla ambitnych.

Oczywiście są też inni. Rycerze, tutaj nie posiadający takich przywilejów jak gdzie indziej, ale wciąż dumnych ze swego urodzenia. I kapłani. Nigdy nie wolno lekceważyć kapłanów. Najpiękniejsze, największe świątynie i Wielka Katedra poświęcone są nikomu innemu jak Mannanowi, bogowi morza, z którego Marienburg żyje. Kapłani-nawigatorzy są tu na wagę złota i tak samo traktowani zyskują coraz wyższą pozycję. Arcy-kapłan zasiada w radzie. Ale to nie jedyny kult, bo przecież jest też handel. Wielka świątynia Handrich, lub Haendryka jak nazywają go miejscowi, stanowi tego jasny dowód. A bóg handlu to przepych i bogactwo i tak właśnie to wygląda.
Na nieuwagę tych powyżej czekają zaś ci, których wielbią Ranalda.

Bo Marienburg to niezwykle piękne miasto. Złote Miasto.
Ale nie należące do Imperium.
Obce.

Nikt zatem nie wiedział, dlaczego właśnie tu objawił się Sigmar Odrodzony.





CZĘŚĆ I: Zew Chaosu

Marienburg był niesamowitym miastem, zwłaszcza dla tych, którzy widzieli jego wspaniałość po raz pierwszy. Niezmierzony ocean ludzi i domów, krętych uliczek przypominających istne labirynty i kanałów, przecinających je we wszystkich kierunkach. Miasto niezliczonych mostów i dzielnic, chociaż te ostatnie podliczono i oznajmiono, że jest ich dwadzieścia, a każda mogłaby być osobnym, dużym miastem. Ludzie mieszkali tu dosłownie wszędzie, czy to był zaułek czy most, na których to stawiano kolejne koślawe budyneczki i kotłowano się w ilościach zdecydowanie przekraczających wszelkie normy. Ale to było i piękne miasto. Ten, który zobaczył bogate świątynie i wille zamożnych kupców miał co do tego pewność, ale i galeony powoli przesuwające się po tafli wód robiły wrażenie, zwłaszcza gdy porównywało się je z małymi łódeczkami pływającymi we wszystkie strony. Statków i łodzi było tu najpewniej więcej niż powozów w każdym innym mieście, wliczając w to imperialną stolicę - Altdorf. I jeśli chciało się dostać gdzieś dalej, wynajęcie przewoźnika było jedyną szansą. Inaczej labirynt mógł pochłonąć każdego po kilku tylko kolejnych przecznicach. I nie mogły zmienić tego nawet partole Czarnych Kapeluszy, tutejszej straży, dzięki której całe to mrowisko jeszcze nie wybuchło.

Chwilowo nie trapiło to szóstki obcych sobie osób, którzy gwar miasta słyszeli niezbyt dokładnie, stłumiony szybami wytwornego gabinetu, w którym to czekali na przybycie gospodarza. Budynek był cudowny, wykonany niezwykle starannie, z najlepszych gatunków drewna, dwupiętrowy i z ogrodem, co w zabudowanym niezwykle gęsto Marienburgu samo w sobie stanowiło dowód na niezwykłe bogactwo. A Crispijn van Haagen bogaty był. Mówił, ba, krzyczał wręcz każdy element wystroju, a nawet stroju starszawego i prostego jak struna lokaja czy stojących przy drzwiach dwóch gwardzistów. Karmazynowe liberie, puszyste dywany i mahoniowe meble dopełniały całości, w której nie pasowało tylko jedno.

Goście. Właśnie ta szóstka, z której tylko jedna kobieta czuła się tu całkiem swobodnie, oparta wygodnie na fotelu, z nogą na nodze i nietutejszą urodą, którą podkreślały długie, kręcone kasztanowe włosy i całkiem bogaty, dobrze skrojony strój. Robiła wrażenie pewnej siebie, zupełnie jak druga z kobiet, dziewczyna w zasadzie, chociaż ta druga prócz wysoko zadartego nosa nie przypominała niczym tej pierwszej. Niska, mała i szczupła schowana była wewnątrz kaptura workowatego stroju, który wyglądał, jakby wcześniej chodził w niej ktoś inny i zupełnie nie taki wymiarowo. Nawet ten zadarty nos mógł być tylko pozą, bo palce i oczy nie potrafiły ani przez chwilę pozostać w miejscu, chłonąc każdy element bogatego wystroju. Trzecia z kobiet przyciągała zaś najwięcej uwagi. Nie przez to, że była niesamowicie piękna. Była... dziwna. To znacznie lepsze słowo. Wyglądała jak kolorowy, egzotyczny motyl, ubrany w sandały i kończące się tuż nad kostkami ciemnoszafirowe szarawary. Burza jasnych, kędzierzawych włosów układała się w krótką czuprynkę, spod której spoglądały na świat roziskrzone bladobłękitne oczy. Mówicie, że to nie jest dziwne? A jak dodam, że miała na twarzy wymalowane białe kreski?
Mężczyźni, których także trzech zasiadało w wygodnych fotelach, wydawali się mniej przyciągać uwagę. Ale tak to chyba zawsze było, co by tu nie mówić. Nawet baryłkowaty, siwawy krasnolud o bardzo solidnym cielsku wydawał się tu bardziej na miejscu niż przynajmniej dwie z kobiet. A może to ta imponująca broda, która odstraszała tym, że można było z niej wyczytać co khazad jadł i pił w ostatnich dniach. Dwaj pozostali byli ludźmi, których spokojnie można było umieścić na ulicach gwarnego miasta. Zwłaszcza pierwszego, pasującego do świadka marynarzy, uwielbiających tatuować sobie co popadnie. Ten tutaj także miał niezbyt estetyczne tatuaże na przedramionach. Poza tym? Pewnie coś koło dwudziestki, także jasnowłosy co nie dziwiło tutaj na północy, za to piegowaty i zarośnięty na twarzy, ale nie odpychający, o dziwo. Drugi był starszy, roślejszy chyba, a na pewno bardziej postawny. Z tej postawy to i żołnierski dryg wyczytać można było i kilka osób szybko do tych wniosków właśnie doszło. Jeździec, sądząc po wysokich butach, żołnierz - sądząc po solidnej kolczudze. I na koniec - spękana i ogorzała, wciąż jednak zachowująca młodzieńcze rysy twarz.

Dziwne indywidua, zaproszone w gościnę. Każde z nich oczywiście wiedziało o co w tym chodzi, a i nie wszyscy byli tu z własnej woli. Części po prostu brakowało gotowizny i trafiwszy na okazję nie byliby sobą, gdyby odpuścili. Może ktoś na prawdę chciał pomóc? Reszta miała długi, a długi najłatwiej spłacić przysługą. Trzeba bowiem powiedzieć, że van Haagen to była znana postać. Nie tylko u góry, we władzach, które szukały dowodów na plotki o jego konszachtach z przeróżnymi bandami, zaczynając od przemytników a kończąc na zwyczajnych oprychach, których miał mieć na usługach. Zresztą, skąd indziej znalazłby taką właśnie grupę? Nieszczególnie najwyraźniej polegał na władzy, a plotki na jego temat znikąd także nie powstawały. Także teraz i tak już nie mieli wyboru. Nie jeśli chcieli zostać w Marienburgu przynajmniej jeszcze dzień dłużej. Inna sprawa, że był też zwyczajnym kupcem, o dobrotliwej, uśmiechniętej twarzy, nie takim starym, chociaż siwiejącym już powoli, nawet nie za grubym biorąc pod uwagę jego stan i luksusy. Gdy jednak zasiadł za biurkiem tego małego gabinetu i skierował na nich swoje spojrzenie, wydawał się zmęczony, smutny a może zły? Nie wszyscy znali się na ludzkich emocjach, ale przynajmniej trójka z nich doskonale zdawała sobie sprawę, że to wszystko może być tylko grą.

Gdy odezwał, jego głos był spokojny i opanowany. Nie zdradzał emocji, co było oczywistą, wyuczoną umiejętnością, z jakiej musiał często korzystać załatwiając interesy. Nie był też skory do pogawędek z obcymi, z miejsca przeszedł więc do rzeczy.
- Mówiąc wprost i od razu wyjaśniając waszą bytność w moim domu: zaginęła moja córka. Nie z małżeństwa, ale i tak bardzo mi bliska. Jej matka pochodziła z Imperium, a po tym całym nonsensie z krucjatą. Nie słyszeliście? Ponoć odnaleźli Sigmara Odrodzonego i całą chmarą powędrowali z nim na Altdorf. Bzdura, ale po tym co się w Imperium dzieje, to prostaki we wszystko uwierzą. Podejrzewam, że moja córa i jej matka także dołączyły do tego, co hucznie nazwali Dziecięcą Krucjatą. Ich droga, jeśli pragną... Ale nie pozwolę, by jakaś banda głupich kultystów wciągnęła je w swoją sektę!
Uniósł się nagle i walnął pięścią w stół, z agresją odsuwając krzesło i podchodząc do okna.
- Chciałbym, byście dowiedzieli się, czy ten cały cyrk to nie jest tylko banda fanatyków, którzy zginą rozjechani przez Reiksgwardię. Plotki chodzą różne, ale prawda jest tam, na ulicach. Sprawdźcie, czy ten ruch jest zarejestrowany, czy to w ogóle ma sens! I kim jest ten cholerny bachor. Zapłacę po pięć koron dla każdego za sprawdzenie tego i wrócenie do mnie z wynikami. A jeśli się pospieszycie, dostaniecie po trzy korony dodatkowo a może nawet dodatkową robotę w postaci wydostania mojej córy z tego motłochu. A to oznacza więcej złota.
Usiadł ponownie, tak jakby czekał na ich odpowiedź, chociaż znał ją doskonale. Tu, w tym gabinecie, przecież mu się nie odmawiało!
- Wszystko zaczęło się na Winkelmarkt, kilka dni temu. Tam najlepiej zacząć szukać, ten cholerny plac jeszcze tydzień temu był najbardziej zatłoczonym miejscem w tym mieście.

Był Konistag, 32 Vorgeheim 2522. Lato zbliżało się do swojego końca.
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 19-09-2010 o 15:43.
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172