|
Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
05-04-2008, 14:52 | #1 |
Reputacja: 1 | [DnD 3.5 FR]"Cormyr - rana Splotu" ROZDZIAŁ I Eleint roku 1374, Cormyr, Wheloon Lathandis Słońce świeciło wysoko na niebie, po którym przepływały, żeglując na północ, nieliczne białe chmury. Było ciepło, aczkolwiek wiejący chłodny wiatr wyraźnie oświadczał, że ciepłe letnie miesiące odeszły już do przeszłości. Ludzie krzątali się po ulicy pędząc to tu, to tam w sobie jedynie znanych celach, załatwiając sprawy, rozmawiając z towarzyszącymi ich osobami, bądź też po prostu idąc przed siebie bez celu. Gdzieniegdzie stały kramy, a szyldy sklepów, tawern oraz okna prywatnych domów dopełniały tego miejskiego krajobrazu. Maszerowałeś pośród tego zgiełku ubrany w skromny strój leśnika, okryty brązowo-zielonym płaszczem z kapturem zrzuconym w tej chwili na plecy. Praca jako jeden z leśniczych miasta wymuszała na Tobie (choć w Twoim wypadku raczej nie jest to trafne określenie) rzadkie bywanie w mieście i powodowała, że zamieszkujesz głównie w okolicznych lasach a do miasta przyjeżdżasz sporadycznie, aby uzupełnić zapasy, albo załatwić jakąś sprawę. Twe nogi przyzwyczajone do szybkich i długich wędrówek niosły Cię do sklepu Amnica Basulta, starego znajomego człowieka, eks-tropiciela, którego wiek zmusił już do ustatkowanego życia w 'miejskim kotle'. Człowiek ten prowadził sklep myśliwski na przedmieściach Wheloon i posiadał wszelkie rzeczy potrzebne do życia osobom Twojego pokroju, może oprócz jedzenia. Zaledwie parę dni temu skończyły Cie się strzały i potrzebowałeś odrobinę żelaza, bądź gotowych już grotów by móc uzupełnić zapas [...] Sklep nie był tak duży, jak te znajdujące się w centrum miasta, ani nie był na tyle imponujący by ściągać klientelę, ale nie musiał takim być - odpowiedni ludzie sami go odnajdywali, a był to ten typ ludzi, który nie wymagał raczej wielkiego przepychu i luksusu. Małe, czworodzielne okienka wyglądały na ulicę ponad niskim płotkiem chroniącym trawę przed zadeptaniem przez przechodniów, a mały szyld nad drzwiami wykonanymi z grubo ciosanych desek zbitych razem i zawieszonych na ciężkich zawiasach, mówił po prostu 'Sklep Mysliwski Amnica Basulta'. Podszedłeś do drzwi i nacisnąłeś klamkę, jednak drzwi okazały się zamknięte. Dopiero wtedy dojrzałeś tabliczkę wiszącą na drzwiach 'Zamknięte do odwołania' oraz przypieczętowany do krawędzi drzwi i framugi papier z pieczęcią dużego, stojącego na tylnich kończynach smoka - oficjalna pieczęć królestwa. Informacja zapisana na karcie mówiła jednoznacznie, dlaczego sklep jest nieczynny: "Śledztwo w toku. Wstęp wzbroniony". Podszedłeś do okna, by zajrzeć do środka jednak nie dostrzegłeś tam nic, co mogłoby wyjaśnić powód prowadzonego przez Purpurowe Smoki dochodzenia, tedy pomyślałeś, iż może sam Amnic mógłby mu wyjaśnić co się stało. Stary sklepikarz mieszkał wraz ze swoją żoną nad sklepem, a drzwi do jego mieszkania znajdowały się na tyłach sklepiku... ~*~ Galed Wczoraj po powrocie z Arabel, do którego pojechałeś wraz z karawaną i handlarzem haftowanych ręcznie dywanów z dalekiego południa, wraz z kilkoma innymi najemnymi mieczami, aby dopilnować by ktoś nie położył łapy na towarze nie płacąc za niego dosłownie padłeś na pysk. Przejażdżka na grzbiecie nawet niewielkiego kuca, nie wspominając już o normalnego wzrostu koniu, nie należy do czynności, którą każdy krasnolud robiłby z uśmiechem na ustach. I to w dodatku spadając z grzbietu dwa razy. Ale cóż począć - pieniądz to pieniądz, a ktoś musiał to zrobić i pomimo, że nie wydarzyło się nic co wymagałoby interwencji ochroniarzy, to jednak podróż w obie strony odcisnęła swoje piętno na ciele Galada. Zmęczony jak wół po całodniowym oraniu pola wtoczyłeś się wczorajszego wieczora do tawerny Błękitny Wyvern, wynająłeś pokój i nie prosząc nawet o piwo padłeś na łóżko nie ściągając z siebie nawet swojej kolczugi. Na szczęście perfekcja z jaką wykonano kolczugę oszczędziła Ci bolesnych otarć i przyszczypnięć, jakie z pewnością wynikłyby po spaniu w zwykłym kawałku żelastwa, choć wygodne łóżko zapewne również miało w tym swój zbawienny udział. Obudziłeś się dopiero w południe, kiedy to słońce okrążyło gospodę i zaświeciło przez okno Twojego pokoju prosto w Twoje jedyne oko. Z oślinioną brodą i osmaloną od kurzu z gościńca twarzą przejrzałeś się w lustrze przemywając twarz w stojącej obok małej balii z zimną wodą. Rozejrzałeś się po pokoju - był mały, ale czysty i schludny, jak przystało na trzymającą fason gospodę. Miękkie łóżko z rozkopaną po nocy pościelą stało dokładnie na przeciwko stołu z dwoma krzesłami, a po przeciwnej stronie drzwi wejściowych, przy których teraz stałeś było spore dwuskrzydłowe okno wyglądające ponad drzwiamy wejściowymi do gospody na ulicę poniżej. Podszedłeś do okna i wyjrzałeś na zewnątrz ignorując promienie słońca świecące Ci prosto w twarz - ludzie pędzili każdy w swoim kierunku, ptaki latały wysoko na niebie, bezpańskie psy obszczekiwały przechodzących ludzi, a ponad tym wszystkim przepływały rzadkie i jasne chmury - sielanka. Pokój zapłacony masz z góry na kilka dni, a znajomy karczmarz z pewnością przygotuje Ci niezgorszą strawę, jeśli tylko postanowisz zapełnić swój pusty żołądek, także kilka dni świętego spokoju, wygodnego posłania i dobrej strawy z pewnością odbudują Twoje nadwątlone po podróży siły, i nadszarpnięte przez jazdę konną krasnoludzkie ego. ~*~ Cread Grawyn Usłyszawszy o nowo wybudowanej świątyni Mystry, pierwszej w Cormyrze, przybyłeś wczoraj z Arabel do Wheloon wraz z pewną karawaną wiozącą ręcznie haftowane dywany oraz kilkoma najemnymi mieczami zobaczyć owy zalążek Kościoła Pani Magii, mimo że Twoja dusza należała raczej do Deneira. Jakkolwiek zdecydowałeś, iż korzystanie z dzieła Mystry - Splotu - zobowiązuje Cię przynajmniej do tego, aby odwiedzić ową świątynię i złożyć Mystrze należyty szacunek. Przy okazji mając nadzieję na zakup kilku magicznych przedmiotów i być może zwojów, jako że świątynie tej bogini są zazwyczaj również małymi centrami handlu takimi przedmiotami. Wynająłeś pokój w Miodowym Królestwie z widokiem na ścisłe centrum miasta, wziąłeś kąpiel i ułożyłeś się do snu... Widzisz krasnoluda wchodzącego do jakiegoś budynku. Sądząc po szyldzie wiszącym nad drzwiami jest to gospoda - Błękitny Wyvern. W progu drzwi krasnolud odwraca się i spogląda na Ciebie. Potem zamyka za sobą drzwi, a Ty zostajesz sam. Postanawiasz pójść w jego ślady, podchodzisz do drzwi i naciskasz klamkę, jednak w środku nie ma tawerny. Widzisz długą kamienną ścieżkę wznoszącą się pod górę na szczyt wzgórza. Przechodzisz przez drzwi i idziesz nią w górę równolegle do zbocza, u stóp którego płynie rzeka Wyvernów. Droga prowadzi na szczyt wzgórza, prosto pod mury świątyni wrośniętej częściowo we wzgórze. Po obu stronach bramy stoją dumne acz skromne i proste posągi kobiety. Kiedy dochodzisz do drzwi świątyni okazuje się, że są zamknięte, a gdy naciskasz klamkę by je otworzyć robi się ciemno - niebo zachodzi chmurami, a świecące do tej pory jasno słońce staje się czarne, wzmaga się zimny wiatr. Zaczyna się ściemniać coraz bardziej i za chwilę nie będziesz już w stanie nic dojrzeć. Słyszysz odległe krzyki, rozglądasz się jednak ciemność całkowicie stłumiła już Twój zmysł wzroku. Nagle wszystko ustaje - wiatr przestaje wiać, chmury się rozchodzą, a miejsce czarnego słońca zajmuje srebrny księżyc w pełni. Drzwi świątyni nadal pozostają zamknięte, a gdy ponownie próbujesz je otworzyć nic się nie dzieje. Trochę po prawej stronie dostrzegasz jakąś postać, a gdy podchodzisz bliżej dojrzeć możesz szczupłą sylwetkę elfa w podróżnym ubraniu i płaszczu na ramionach. Mimo, że stoisz tuż obok, elf Cię nie dostrzega i mimo, że przemawiasz do niego, zdaje się Ciebie nie słyszeć. Ewidentnie czegoś szuka, lecz nie jesteś w stanie zgadnąć czego. Mrugasz oczami starając się zorientować czy to nie jest tylko przewidzenie, a kiedy je otwierasz nie stoisz już pod murami świątyni. Stoisz w sklepie, sądząc po asortymencie - myśliwskim. Pomimo dnia na zewnątrz sklep jest pusty, a sprzedawcy nie ma w środku. Słyszysz głos i kiedy obracasz się, by zobaczyć kto to okazuje się, że patrzysz na małego, nawet jak na standardy swej rasy, krasnoluda - tego samego, który jechał wraz z Tobą karawaną, idącego wraz z widzianym wcześniej elfem, uliczką. Kranolud okazuje się nie mówić do Ciebie, lecz do swojego elfiego towarzysza, a kiedy dochodzą do końca uliczka okazuje się nie mieć wyjścia. Nagle oboje gwałtownie się odwracają, wydaje Ci się, że patrzą prosto na Ciebie i wtedy elf błyskawicznie wyciąga łuk i oddaje strzał... w Ciebie(?) Budzisz i po chwili intensywnego myślenia dochodzisz do wniosku, że to musiała być wizja. Tylko co ona znaczyła i co miała wspólnego z Tobą? Być może owy krasnolud będzie miał odpowiedzi... Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 05-04-2008 o 15:48. |