Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-02-2017, 23:49   #1
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
[Zaris] Nawałnica [18+]



Alezja. Owo miodem i mlekiem płynące królestwo. Słońce zawsze jakby przyjemniej tu świeciło, ogrzewając grzbiety pracujących na polach wieśniaków. Damy tu jakby piękniejsze były i milsze w obyciu, a rycerze zawsze gotowi by o ich cześć walczyć. Żyło się tu spokojnie i przyjemnie. Może nie szczególnie ciekawie, ale za to stabilnie. Drzwi nie trzeba było ryglować i zastawiać krzesłami, jak to ponoć w Vole robiono, ani nie trzeba się było martwić o to, że wracając nocą do domu zaliczy się kosę między żebra, jak to bywało w Tahar. Słowem - żyło się dobrze, żyło się długo i przede wszystkim żyło.

No, chyba że było się królewskim małżonkiem…

Merinsel, od niego bowiem ta historia się zaczyna, stał na szczycie najwyższej wieży pałacowej i spoglądał na pogrążone we śnie miasto. Aler lśniło, nawet w tej najczarniejszej z godzin. Lśniły lampy uliczne, lśniły okna w karczmach, lśniła kopuła świątyni Oren. Lśniły też gwiazdy na niebie, nie musząc obawiać się najmniejszej nawet chmury, która mogłaby zasłonić ich blask. Chmury jednak były. Czarne i ciężkie, niosące ze sobą smutek, strach i… Lecz o tym anioł nie chciał myśleć. Zbyt wiele dusz odeszło już do Ogrodów. Dusz, które znał, które były mu drogie. Nie chciał dopuszczać do siebie możliwości, że oto zmuszony zostanie pożegnać kolejną.
Jego skrzydła zwisały bezsilnie, układając się na dachówkach niczym całun. Jeszcze raz odtwarzał wieści, które mu przekazano. Wieści, które tylko dla niego były przeznaczone i które musiał zachować w sekrecie. Pomimo tego, że nie miał wyboru, winił się za to, co miało nastąpić. Musiał jednak wierzyć, bo tylko wiara mu została. Wiara w boginię, wiara w miłość i wiara w owoc tej miłości.
- Taharo - wyszeptał, szept ów posyłając w niebo. - Bogini moja, która łaską otaczałaś swego wyrodnego syna. Proszę, zaopiekuj się nimi. Strzeż ich. Niech wypełniając wolę Trójcy będą pod twymi skrzydłami. Nie pozwól im zginąć. Nie odbieraj mi tej nadziei. Proszę, ty, która odbierasz ale i strzeżesz życia, wysłuchaj mej modlitwy.
Pochylił głowę, zatapiając się w dalszych modłach. Gdzieś tam, tam gdzie wzrok jego nie sięgał, istniał świat w którym bogowie chodzili po ziemi wraz z ludźmi. Był tam też świat, w którym plugastwo miało swe królestwo. Gdzieś tam, w owe nieznane światy, w miejsca piękne ale i przerażające, odesłać mu przyjdzie swe dziecię. Serce jego krwawiło, jednak nie mógł się sprzeciwić woli Trójcy. Czy ujrzy ją jeszcze?
Kilka pięter niżej, w innej części pałacu, Glynne otworzyła oczy. Jej dłoń poczęła szukać znajomego kształtu, jednak Merinsela nie było u jej boku. Po raz kolejny zniknął z ich łoża by zamartwiać się w samotności. Nic nie mogła na to poradzić, co tylko sprawiało że przepaść między nimi rosła z każdym dniem i każdą nocą. Wszystko zaś zaczęło się na dzień przed przybyciem Litwora. Mężczyzna ów pojawił się nagle, akurat gdy go potrzebowała. Origa potrzebowała zniknąć z oczu Rady na kilka tygodni, lub lepiej nawet - miesięcy. Ich naciski na to by wydać ją za mąż coraz częściej stawały się powodem konfliktów w Radzie, na które nie mogła sobie pozwolić. Nie mówiąc już o tym, że zwyczajnie miała ważniejsze sprawy na głowie niż pacyfikowanie tych, skupionych tylko na jednym, nadgorliwców. Szczęście córki było bowiem dla niej równie ważne, o ile nie ważniejsze, niż dobro królestwa. Tym bardziej, że wcale nie było powiedziane, że korona przejdzie w ręce Origi. Mogła równie dobrze trafić do jej brata, Armina, lub do siostry, Kyrie. Mogła także nie trafić do nich w ogóle, wszak rządziła się swymi własnymi prawami i wybierała tego, kogo uznała za odpowiedniego kandydata na władcę. Jakby nie spojrzeć, Ves właśnie w ten sposób zasiadła na tronie. Dopóki jednak istniała szansa, że jedna z jej córek przejmie jej pozycję, ożenek z właściwym mężczyzną był dla Rady priorytetem. Origa zaś weszła już w wiek, który idealnie się ku tym celom nadawał. Z tego też powodu miała opuścić zamek, stolicę i królestwo. Miała ruszyć pod opieką Litwora by poznać świat i zyskać szansę na to, by decyzja o jej szczęściu należała do niej, a nie do grupy starców, dla których była przede wszystkim cenną kartą przetargową.
Królowa, której myśli zasnuwały chmury nie lżejsze od tych, z którymi walczył jej małżonek, wstała z łoża i podeszła do wysokiego okna, by tak jak on, spojrzeć na miasto. Nie wiedząc o tym, modlili się jednocześnie. Ona do Riv, on do Tahary. Ich nieme modły płynęły jasnym strumieniem ponad dachami Aler, ponad koronami Alezyjskich lasów. Płynęły ku tym, którzy los ich dziecka trzymali w swych dłoniach.
Mniej więcej w tym samym czasie, we wschodnim skrzydle, które to przeznaczone było dla najbliższych przyjaciół królewskiej rodziny, w swej komnacie spał Litwor. Nic nie zakłócało snu tego człowieka, który w tej krainie człowiekiem nie był. Był Odwiecznym, istotą z legend, bohaterem ballad i bajek. Był kimś, o kim słyszał każdy, chociaż każdy wyobrażał go sobie inaczej. Szczególnie teraz, gdy od wydarzeń na “Lust” minęło prawie dwadzieścia lat. Lat, które spędził wędrując po tej krainie, tak innej od jego rodzimego Rivoren, którego nie widział już od dawna na oczy nie widział. Zaris różnym też było od Margh, w której to krainie spędził czas jakiś po odnowieniu bariery, która chroniła Rivoren przed mieszkańcami przeklętej ziemi. Tu, w Zaris, dowiedział się że zarówno jedno, jak i drugie, należało kiedyś do tych ziem. Było częścią tego świata, domem bogów, z którymi on spędził wiele dni i nocy. Dla mieszkańców Zaris on sam był niemal jak bóg.
Teraz zaś miał stać się opiekuńczym bogiem dla młodej księżniczki, którą pod jego skrzydłami chciano wysłać w świat. Przyjął to zadanie na siebie, głównie przez wzgląd na dawną przyjaźń, która wiązała go z ich matką. Walczyli wszak ramię w ramię, nie wypadało mu odmówić. No i dziewczyna nie była taka znowu zła. Niby księżniczka ale zachowywała się bardziej jak jej matka, gdy Litwor ją poznał, niż jak następczyni tronu. Ochrona jej nie powinna być problemem, tym bardziej że zmierzali do cesarstwa Bontar, które zdążył całkiem dobrze poznać. Ziemie tam może nie były najżyźniejsze ale za to ludzie w wojaczce zaprawieni i porządni. No, chyba że się nos wciskało w nie swoje sprawy lub zahaczyło o granicę z Vole, co też Litworowi parę razy się zdarzyło. Poznał wtedy niejakiego Luksa, demona którego siatka wywiadowcza i wpływy obejmowały nie tylko Bontar ale i samo Vole. Spędziwszy z jego ludźmi kilka miesięcy, rozstał się w pokoju, by ruszyć dalej w swą drogę. Znajomość ta miała się jednak okazać przydatna w zadaniu, które zrzuciła na niego Glynne.
Póki co jednak, spał.


W innej części pałacu, w swej komnacie, na brzegu łóżka siedziała młoda anielica. Lśniące bielą skrzydła otaczały jej ramiona tworząc naturalny płaszcz. Dziewczyna nie mogła spać tej nocy. Nocy, która poprzedzała dzień, w którym miała ona ruszyć w swoją pierwszą misję poza granice Alezii. Ruszyć zaś miała do Bontar, cesarstwa które utrzymywało się w szarej strefie, nigdy do końca nie opowiadając ani po stronie dobra, ani zła. Oficjalnie miała ona być obecna na zaślubinach Nisli, wnuczki wiekowego już cesarza Marcusa XII. Nieoficjalnie była to dla niej okazja by urwać się spod czujnych oczu Rady i, o ile się nadarzy, szansa na to by znaleźć sobie męża. Co prawda nie spieszyło się jej do wkroczenia na nową drogę życia, to jednak rozumiała, że prędzej czy później zostanie do tego zmuszona. Podróż w delegacji była więc nie tyle obowiązkiem, co darem od matki. Do tego miała ona wyruszyć w towarzystwie nikogo innego, a Litwora, żywej legendy. Mężczyzna jednak, którego poznała tydzień temu, wcale nie wyglądał ani nie zachowywał się jak legenda. Wręcz przeciwnie, był to po prostu wojak, może nieco zbyt otwarty i nie robiący sobie nic z zasad jakie na dworze panowały, to jednak jakoś nie była w stanie ujrzeć w nim tego herosa, o którym śpiewali bardowie. No i młodszy był niż go sobie wyobrażała. Nic zatem dziwnego, że spać nie mogła. Miała o czym myśleć i na co się gotować. Nic jednak nie mogło jej przygotować na to, co wkrótce miało stać się jej udziałem.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 16-02-2017 o 00:00.
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172